Jadwiga Staniszkis: najbardziej w ruchu narodowym drażni mnie anachroniczność
Dziś przywództwo w świecie sieci (a usieciowienie jest nieuchronne - alternatywą izolacja) to, po pierwsze, inspirowanie. Inspirowanie - swoją postawą i autorytetem do kreatywności i brania na siebie odpowiedzialności przez wszystkich uczestników wspólnoty. Dlatego Tusk, który nie ma takiego autorytetu sztucznie wprowadza zmiany dla zmian i straszy brakiem porządku - pisze w felietonie dla Wirtualnej Polski prof. Jadwiga Staniszkis.
To, co najbardziej drażni mnie w retoryce odradzającego się w Polsce ruchu narodowego to jej anachroniczność, widoczna szczególnie w silnie podkreślanej antyrepublikańskości. Towarzyszy temu mechaniczne przenoszenie haseł z czasów westfalskiej formuły państwa (rozumianego jako wyłączność władzy na własnym terytorium) bez zrozumienia, że dziś, w ramach globalizacji i integracji z UE (a to, w naszym położeniu, wybór cywilizacyjny) o interes narodowy trzeba walczyć inaczej.
Młodzi narodowcy kopiują doświadczenie węgierskie (np. Straż), nie dostrzegając, że najbardziej znaczącą częścią potyczek Orbana jest walka o rozwiązania instytucjonalne, w ramach UE, które by lepiej niż obecne, korespondowały z rozwojowymi wyzwaniami postkomunizmu.
Antyrepublikańskie hasła pokazują, że formuła przywództwa w wydaniu polskich, młodych narodowców stawia na hierarchię: wódz i posłuszna masa.
Ale nowoczesne państwa (umiejące walczyć o swoje interesy) działają dziś inaczej. Przywództwo w świecie sieci (a usieciowienie jest nieuchronne - alternatywą izolacja) to, po pierwsze, inspirowanie. Inspirowanie - swoją postawą i autorytetem do kreatywności i brania na siebie odpowiedzialności przez wszystkich uczestników wspólnoty.
To już nie hierarchia bo bezpośredni nadzór i dyrektywność już nie funkcjonują (chyba, że w sytuacjach nadzwyczajnych i sytuacjach zmiany). Dlatego zresztą Tusk, który nie ma takiego autorytetu sztucznie wprowadza zmiany dla zmian i straszy brakiem porządku.
Po drugie, przywództwo dziś, to umiejętność budowania instytucji (i systemu edukacji) umacniających zdolność współpracy. I - samoorganizacji. Bo "lokalność" w tym modelu to nie - najniższy szczebel hierarchii ale - unikalne doświadczenie i wiedza. Chodzi o ich wykorzystywanie, bez zapominania o interesie całości, choćby jako nieprzekraczalnym , nie naruszalnym warunku brzegowym dla lokalnych działań.
Zaufanie do partnerów (ale - przede wszystkim - dbałość o jakość instytucji i prawa) są tu ważniejsze od zaufania do jakiegoś, zmitologizowanego "przywódcy". Bo dziś, w procesach sieciowych, centrum władzy jest ruchome. To aktualny typ wyzwań decyduje, które ogniwo przewodzi innym.
A wspólnota to nie tylko wspólnota wartości i podobnego doświadczenia historycznego (miejsca i czasu) ale - poczucie odpowiedzialności żeby wykorzystać maksymalnie potencjał własny i innych współobywateli. A to wymaga wolności.
To właśnie model republikański. Kultura kontraktu. Branie na siebie odpowiedzialności, ale i zdolność do kreacji. Umiłowanie wolności - jednostkowej i zbiorowej. I świadomość, że te normy wchodzą ze sobą w konflikt - i trzeba żyć w stałym napięciu, samemu dokonywać wyborów.
Kompleksy, obronna etniczność, przekonanie, że jesteśmy kolonizowani to błąd. Tak. Mamy często do czynienia z "przemocą strukturalną" gdy narzucane instytucje burzą naszą tożsamość i szkodzą rozwojowi. Ale trzeba lepiej negocjować i przebić sytuację lepszymi, lokalnymi rozwiązaniami. A nie bić Cyganów czy straszyć Żydami!
Jadwiga Staniszkis specjalnie dla Wirtualnej Polski