Jadwiga Staniszkis: Europa Środkowa - dumne pogranicza
Wystawa w Muzeum Narodowym w Warszawie, poświęcona sztuce epoki Jagiellonów, uświadamia jak bardzo możemy być dumni z naszego, szczególnego usytuowania między Zachodem a Rosją. I przypomina, że każda próba jednostronnej redukcji tej kulturowej złożoności Europy Środkowej byłaby jej zubożeniem.
02.01.2013 | aktual.: 09.01.2013 10:34
Napięcia przestrzeni, w której jesteśmy zawieszeni, są ewidentne. O ile Zachodnia Europa potrafiła przekuć dylematy intelektualne powstałe w toku historii idei religijnych w projekty polityczne to Rosja zrobiła to samo z emocjami wytworzonymi w ramach prawosławia.
Tak więc XVII-wieczna konstatacja Hobbesa o nieuchronnej arbitralności władzy była odpowiedzią na średniowieczny spór o uniwersalia. I cała późniejsza historia zachodniej filozofii politycznej (przez „założeniowość” Kanta odtwarzająca owe uniwersalia jako hipotezy, ale już bez momentu wiary - do demokratycznej formuły „reprezentacji”) była poszukiwaniem sposobów ograniczenia tej arbitralności.
Zaś liberalizm Locke’a (z jego naciskiem na wolność jako sytuację myślenia) miał być receptą na funkcjonowanie po rozpadzie jednoznaczności hierarchicznego porządku tomistycznego realizmu. Czyli – po nominalistycznym przełomie w ramach zachodniego chrześcijaństwa.
W Rosji z kolei władza (w tym szczególnie – bolszewicka) nie stosowała, jak na Zachodzie, metody analitycznej, lecz wykorzystywała emocjonalne napięcia kultury prawosławia. M.in. – metaforę dwóch prawd, przyznającą szczególny status ideom zdolnym do interpretacji antynomicznej dynamiki. Dynamiki, w której walka była równocześnie sposobem utrwalania się biegunów i - wehikułem ich transformacji. Zło okazywało się więc funkcjonalne dla reprodukowania się dobra.
Aby zrozumieć polityczną odmienność Zachodu i Rosji warto przyjrzeć się, jak w obu wykorzystywano zasadę prerogatywności (autonomii) władzy. O ile w Anglii kurcząca się stopniowo, prerogatywna władza monarchii miała być gwarantem równoczesnego wzmacniania się społeczeństwa i państwa (i instytucjonalnej równowagi między nimi bez zakłócania sterowności), to w historii Rosji obserwowaliśmy proces odwrotny: słabe państwo i słabe społeczeństwo. I nie tyle stopniowe eliminowanie prerogatywności władzy, ile szczególną jej kolektywizację. Jednak bez zredukowania arbitralności (choćby poprzez prawo).
Po okresie stalinowskiej tyranii (niebezpiecznej dla społeczeństwa i dla samego aparatu władzy) pojawiły się dwie formuły takiej kolektywnej arbitralności. Najpierw breżniewowski „warunkowy, delegowany, consensus”. Jak w 1968r przed interwencją w Czechosłowacji, gdy każdy z członków Biura Politycznego określał, w swojej dziedzinie, próg po którym interwencja byłaby konieczna, a potem delegował prawo monitorowania (i podjęcia ostatecznej decyzji) na wąskie grono.
Dzisiejszą formułą prerogatywności jest putinowski „konsocjonalizm filarów” w ramach Politbiura 2.0. Każdy z doradców Putina ustala w swoim filarze władzy warunki brzegowe decyzji. A potem wspólnie wyznaczają Putinowi pole dostępnych alternatyw. Nie ma tu granic prawnych - jest gra sił i interesów.
Kraje jak Polska, funkcjonujące od wieków w tej przestrzeni konkurujących wpływów – jak reszta Europy Środkowej – broniły się przy pomocy szczególnej powierzchowności i myślowego oportunizmu. Ale też – pragmatyzmu i rozpoznawania lokalnej racji stanu. Pozwalało to na mimikrę, oscylację bez pełnego poddania się którejś ze stron. Kluczowy był też fundament kulturowy i religijny. W Polsce – tomistyczna antropologia z naciskiem na godność osoby ludzkiej. Antropologia broniąca m.in. przed wschodnią, relatywizującą dialektyką dobra i zła. Oraz koncepcja prawa naturalnego wyznaczająca granice arbitralności władzy (także władzy większości w demokracji).
Dlatego sekularyzacja podwójnych peryferii – jak Europa Środkowa - jest tak dla nich ryzykowna. Bo ułatwia wchłonięcie przez któregoś z silniejszych sąsiadów.
I tak ważna jest współpraca w ramach całego regionu – jak w czasach Jagiellonów właśnie. Skupiająca się na regionalnych wyzwaniach, ale nie uciekająca od własnej złożoności. I nie próbująca jej zredukować przez poddanie się klijentelistycznemu protektoratowi.