Jacek Żakowski: Moment konstytucyjny
"Gdzie TY wtedy byłeś (albo byłaś)?" Niech nikt z Państwa nie liczy, że tego pytania uniknie. A potem następnego. "Dlaczego to popierałeś/aś?" albo "Dlaczego na to pozwoliłeś/aś?" Takie pytania dopadną każdego, kto jest wystarczająco dorosły, żeby ten tekst przeczytać. Reszta to didaskalia.
Co TY wtedy robiłeś? Co zrobiłeś? Dlaczego milczałeś? Dlaczego nie protestowałeś? Nie interesowałeś się? Nie wiedziałeś? Nie zauważyłeś? Dlaczego nic nie zrobiłeś? Albo: Dlaczego to robiłeś? Nie rozumiałeś, jakie to jest zło? Jak mogłeś w to uwierzyć? Jak mogłeś dać się tak omamić? Kiedy zrozumiałeś, że jesteś po złej stronie?
Liczne pokolenia Polaków męczyły się wcześniej z takimi pytaniami. Polskie dzieci chyba rodzą się z tymi pytaniami. Czasem mam wrażenie, że od pokoleń mali Polacy rosną tylko po to, żeby je kiedyś zadać zakłopotanym rodzicom. A potem pytają wnuki. I jeszcze prawnuki pytają rodziców "dlaczego dziadek…", albo "dlaczego babcia…". Obywatelska duma i polityczny wstyd trwają pokolenia. Nawet gdy ich nie słychać. Chcemy, czy nie, żyjemy ze swoimi garbami i orderami, albo z garbami i orderami przodków. Bo żeby przetrwać jako społeczeństwo, wypracowaliśmy kod milczącego wstydu i zawstydzania, albo cichej dumy i milczącego podziwu.
To nie będą przyjemne pytania
Przeszłość waży dłużej, niż żyjemy. Ale zwłaszcza waży, dopóki człowiek żyje. Nie cała przeszłość, ale krytyczne chwile, historyczne momenty. "Mamo, gdzie dziadek był w czerwcu 1956? Strzelał, czy do niego strzelali?". A w 1970? A w 1981? O 1958 żaden wnuk raczej nie zapyta. Ani o 1986. Ani o 2008. Ale nie liczcie, że o 2017 nie będą nas pytali. Co odpowiecie? Co wasze dzieci będą odpowiadały, kiedy was zabraknie? Czy będziecie dumni czy zawstydzeni? Czy wasze dzieci będą dumne, czy zakłopotane?
Są czasy banalne i są momenty pamiętne. Mamy za sobą wiele lat banalnych, a nawet nużąco i demoralizująco banalnych. Bez trudnych wyborów. Bez istotnych przełomów. Teraz mamy moment pamiętny - dramatyczny. Politolodzy mówią, że to jest moment konstytucyjny. Taki, który zmienia ład i na nowe tory przestawia historię. Obawiam się, że tak jest. Dlatego będą nas o rok 2017 przez wiele lat pytali, a może nawet przez wiele pokoleń będą to pytanie powtarzali. I kto wie, czy jeszcze głośniej nie będą nas pytali o rok 2018. Przygotujcie się na te pytania. Już zacznijcie układać sobie odpowiedzi. Bo bardzo wiele wskazuje, że to nie będą przyjemne pytania. Przynajmniej dla wielu z nas.
To prawda, że zwycięzcy piszą historię. Ale każdy zwycięzca powinien pamiętać, że za jakiś czas następni zwycięzcy napiszą ją od nowa. I następni znowu napiszą od nowa. I następni. I jeszcze następni. Zwycięzcy nigdy nie mogą rozsądnie liczyć, że ich historia zostanie na zawsze. Podobnie jak - jeśli mają choć trochę rozumu - nie powinni liczyć, że zwyciężają na zawsze. Każde zwycięstwo jest zapowiedzią porażki, podobnie jak każdy początek jest zapowiedzią końca. To jest banalnie oczywista prawda znana wszystkim z historii, ale żaden zwycięzca nigdy w to nie wierzy. Nawet jeżeli to wie. Bo polityczne zwycięstwa dają zwycięzcom władzę, a odbierają rozum lub jego istotne części. Poprzedni zwycięzcy to wiedzą. Następni zwycięzcy przeważnie to wiedzą. Aktualni zwycięzcy o tym zapominają. Polityka tak ma. Nie należy się dziwić. Wyjątki są nieliczne.
Zmieni się mechanika naszego życia
Rzecznik Praw Obywatelskich, dr. Adam Bodnar, mówi, że moment jest historyczny. Nie w jakimś ogólnym sensie - np. w znaczeniu zmiany cywilizacyjnej. Konkretnie ten moment jest teraz. W tym tygodniu, w przyszłym, w grudniu 2017 r.. Jeśli wejdą w życie procedowane w parlamencie ustawy o Sądzie Najwyższym, Krajowej Radzie Sądownictwa i Kodeksie wyborczym, demokratyczne państwo prawa zniknie, a jego miejsce zajmie konkurencyjny autorytaryzm. Ustrój będzie formalne i instytucjonalnie podobny, ale funkcjonalnie inny. Sądy będą, ale o wyrokach będzie mógł decydować rząd. Wybory będą, ale o ich wyniku będzie mógł decydować rząd. Samorządy będą, ale ich decyzje będzie mógł podyktować rząd. Media będą, ale o ich treści będzie mógł decydować rząd. I tak dalej. Rząd będzie decydował o badaniach naukowych, treściach nauczania, prawdach historycznych, dystrybucji bogactwa (lub biedy), sztuce która powstaje i dociera do nas itd. Formalnie niewiele się zmieni. Praktycznie zmieni się mechanika całego naszego życia. Bo całe nasze życie stanie się własnością rządu. I my też będziemy jego własnością.
To jest moment graniczny. Jeśli PiS zrealizuje blitzkrieg, który już trwa, to nasz świat definitywnie zniknie, a pojawi się nowy, który będzie karykaturą tego ułomnego systemu demokratycznego, który już nieźle znamy. Ta karykatura nie będzie trwała wiecznie. Ale ludzie też nie żyją wiecznie. I nikt nam nie odda zmarnowanych lat, tak jak nikt nie oddał Polakom ani Polsce lat zmarnowanych poprzednim pokoleniom. Ale jest zasadnicza różnica.
Wszystko z naszej głupoty
W historii zwykle tak się składało, że życie pokoleń Polaków było marnowane przez obcych, a Polacy najwyżej im w tym pomagali. Teraz jest inaczej. Bez względu na to, jaki jest wpływ putinowskich trolli i ich podwykonawców, faktem jest, że sami to sobie robimy. Żadna obca armia na razie nie stoi w Warszawie, ani ku niej nie zmierza. To nie car, caryca, nie żaden obcy wódz zawiesza polską konstytucję, odbiera niezależność sądom, robi wydmuszkę z naszych obywatelskich praw, w tym z prawa wybierania władzy i decydowania o naszym polskim losie. To się dzieje naszymi polskimi rękami. I jeśli się ostatecznie stanie, to stanie się przynajmniej z naszym przyzwoleniem. Nie będzie już można zwalić tego na carat, Sowietów, Prusaków, Austriaków. To wszystko będzie z naszej głupoty własnej, z własnej naiwności, własnej obojętności, z własnej bezczynności, z własnego lenistwa, z własnego wygodnictwa albo konformizmu i z naszego własnego polskiego tchórzostwa.
Jeśli to zrobicie, jeśli to poprzecie, jeśli to zaakceptujecie, jeśli się na to bezczynnie zgodzicie - co powiecie ponoszącym skutki waszym dzieciom i wnukom, kiedy was zapytają: "co wtedy robiłeś?". I dlaczego?