PublicystykaJacek Żakowski: Katastrofa hipokrytów

Jacek Żakowski: Katastrofa hipokrytów

„Ja myślałam, że będzie tu spokojnie” - min. Elżbieta Rafalska w rozmowie z rodzicami ciężko chorych dzieci protestujących w Sejmie. „PiS-u już nie będę popierał” - ojciec chorego chłopca do Beaty Szydło na spotkaniu z wyborcami.

Jacek Żakowski: Katastrofa hipokrytów
Źródło zdjęć: © Agencja Gazeta | Sławomir Kamiński
Jacek Żakowski

30.04.2018 | aktual.: 30.04.2018 10:11

Internet jest bezlitosny. A raczej tzw. nowe media. Kiedy Czesław Miłosz straszył „wybrańców”, że „poeta pamięta” i że „spisane będą czyny i rozmowy”, nikt nie musiał się tym specjalnie przejmować. Bo mało kto czyta poetów. Teraz to się zasadniczo zmieniło.

Od kilkunastu dni każdy widzi i słyszy, całą czołówkę PiS: prezesa, prezydenta, premiera, dwie panie minister, marszałków, byłą panią premier - która cztery lata temu w najmocniejszych słowach stawała po stronie tych samych postulatów, i tych samych protestujących w Sejmie rodziców w ich sporze z ówczesną władzą. To wszystko hula po sieci.

PiS wpadł do głębokiego dołu, który sam wykopał

Żaden poeta nie jest już potrzebny, żebyśmy pamiętali. Sieć pamięta i nam przypomina. Sugestywnie, jak nigdy, bo z dźwiękiem i obrazem. Cyniczne polityczne oszustwo nie uchodzi już płazem. Przynajmniej moralnie. Jak to działa, było dobrze widać na spanikowanej twarzy prezydenta, któremu protestujące matki pokazały jego wypowiedź z kampanii wyborczej.

Setki razy zostało już powiedziane, że w tej sprawie PiS wpadł do głębokiego dołu, który sam wykopał, by w nim utopić Platformę. Ostre jak pejcz słowa ówczesnej opozycji słusznie chłostały ówczesną władzę bez litości. Ale dzisiejszą władzę chłoszczą w sposób morderczy. Bo kiedy PiS kluczy teraz, kombinuje i wije się jak piskorz, żeby odrzucić lub rozwodnić żądania protestujących, słowa sprzed czterech lat wyją i stają się aktem oskarżenia.

Cztery lata temu Platformie można było zarzucić bezduszność w obliczy sejmowego protestu rodziców dzieci z trwałymi ciężkimi niepełnosprawnościami. To pasowało do jej wizerunku jako władzy co prawda rozumnej i kompetentnej, ale bez serca i duszy. PiS miał być diametralnie inny i na tym oparł swoją kampanię wyborczą.

Mieli być empatyczni, troskliwi, wrażliwi... I bach!

Nikt rozumny nigdy nie spodziewał się po „dobrej zmianie” specjalnej rozumności ani kompetencji w rządzeniu. Nie dlatego PiS wygrał wybory, że wyborcy cenili jego fachowców. Wygrał, bo wydawał się swój, empatyczny, rozumiejący ludzi, uczciwy, życzliwy, troskliwy, wrażliwy… I bach!

To miała być władza, która się zaopiekuje słabszymi, pokrzywdzonymi, wykluczonymi. A teraz nagle stanęła przed pokrzywdzonymi w sposób najbardziej jak można dramatyczny i twardo powiedziała, że nie ma dla nich pieniędzy. Chociaż podobno dzięki temu rządowi w budżecie się przelewa, a Polska jest krajem mlekiem i miodem płynącym.

PiS ma na bajońskie nagrody i super luksusowe samoloty dla siebie, ma dla Czartoryskich i dla Misiewiczów, ma dla odlotowej Fundacji Narodowej, dla biznesów Rydzyka, dla TVP SA; ma na pomniki rodziny Kaczyńskich i ofiar smoleńskich, na świrnie Macierewicza, na limuzyny, mury wokół sejmu; ma a na wyborcze wyprawki dla wszystkich łącznie z Kulczykami… a na stosunkowo nieliczne i oczekujące stosunkowo niewiele, najbardziej chore dzieci - nie ma! Władza, która ma na 500+ na lepsze życie milionów polskich dzieci, nie ma na 500++ na opiekę nad tysiącami najciężej chorych dzieci, które urodziły się najbardziej doświadczone przez los.

Pomóżcie żywym - to byłby dobry początek

Dla PO zderzenie z rodzicami tych dzieci było politycznym i wizerunkowym problemem. Dla PiS to jest katastrofa. Krach rujnujący zwłaszcza wiarygodność świętoszkowatych gawęd o biednych „nienarodzonych”, z którymi podobno trzeba być solidarnym, o których podobno trzeba troszczyć się jak o żywych i w obronie których trzeba zdaniem tej władzy odebrać kobietom prawo usunięcia nawet najbardziej uszkodzonego, niezdolnego do egzystencji płodu.

Politycznie wygląda to tak, że PiS więcej uwagi poświęca nienarodzonym niezdolnym do życia, niż urodzonym i skazanym przez los na to, by całe życie cierpieli. W tym strasznym zestawieniu PiS zostaje bez gaci. Moralnie i politycznie. Ale nie tylko PiS. Całe to świętoszkowate grono „obrońców życia” od lat żyjące z bronienia „nienarodzonych” zostaje w tej sytuacji bez gaci, bo nawet palcem nie kiwa, by ulżyć losowi skazanych na dożywotnie cierpienie narodzonych.

Pod sejmem, gdzie PiS separuje od świata grupkę trwających w desperackim proteście najbardziej chorych dzieci i ich opiekunów, solidarnie protestowali rodzice innych chorych i zdrowych dzieci. Nie ma tam Kai Godek ani profesora Chazana. Nie ma krucjaty ojca Tadeusza, nie ma Terlikowskich, nie ma Klubów Gazety Polskiej ani Macierewicza. Tomasz Sakiewicz, Paweł Lisicki ani bracia Karnowscy nie piszą aktów strzelistych w obronie narodzonych z ciężkimi wadami. W ich sprawie nie grzmią z ambon zatroskani o życie biskupi. Episkopat siedzi w tym sporze cichutko jak myszka pod miotłą. Z całego tego dramatu „Wiadomości” zrozumiały tyle, że jedna z matek ma luksusową apaszkę i była z chorym dzieckiem na wakacjach, co by się każdej tak heroicznej osobie po stokroć należało, ale - jak zwykle w TVP - nie całkiem pasowało do prawdy.

Koszmar tej hipokryzji wyje także w sejmie, gdzie otoczeni przez media protestujący wegetują samotnie. Posłowie nie mają dla nich czasu. Nawet ci posłowie opozycji, którzy ryzykowali partyjne kariery wbrew swoim partiom popierając w pierwszym czytaniu projekt Kai Godek. To odsłania jeszcze jeden ponury aspekt tzw „obrony życia” - i może nie tylko.

Dla PiS wyborczy fajerwerk jest ważniejszy

Dla „obrońców życia” po wszystkich stronach politycznych podziałów każde życie jest cenne, ale tylko wtedy, gdy mają za to płacić inni. Gdy cenę mają płacić kobiety zmuszane przez państwo do noszenia patologicznej ciąży, życie (nawet ledwie poczęte) jest bezcenne. Gdy mają ją płacić rodzice heroicznie poświęcający całe swoje życie (zdaniem pisowskich trolli nawet apaszka i urlop im się nie należy) na opiekę nad chorym, żadnego pola do kompromisu nie ma. Ale kiedy trzeba sięgnąć do kieszeni, obciąć wydatki na jakiś wyborczy fajerwerk lub zrezygnować z budowy kolejnego monstrualnego kościoła, żeby starczyło dla chorych, albo poświęcić choćby chwilę uwagi - na przykład spędzić trochę czasu z protestującymi, lub popsuć sobie majówkę i przyjechać na specjalne posiedzenie sejmu, żeby załatwić sprawę i umożliwić zakończenie protestu - to cierpienie żywych okazuje się ich problemem.

Jacek Żakowski dla WP Opinie

Zobacz także: Polska jednym z najbezpieczniejszych dla kobiet krajów świata

Źródło artykułu:WP Opinie
Andrzej DudaBeata Szydłoniepełnosprawni
Komentarze (0)