Jacek Żakowski: Do zobaczenia, Wielka Brytanio!
To nie jest koniec świata. To nie jest koniec Wielkiej Brytanii. To nie jest koniec Unii Europejskiej. I na pewno to nie jest koniec z nami - pisze Jacek Żakowski dla WP.
24.06.2016 | aktual.: 25.07.2016 19:55
Brexitowcy górą. Wielka Brytania odchodzi. W mediach histeria. Na rynkach panika. W Unii wielkie zamieszane. Ale - uwaga, uwaga! - Polska może na tym zyskać.
Zapnijcie pasy! Czeka nas twarde lądowanie, jakiego świat nie widział od 2008 roku. Funt ryje parkiet nosem. Frank szybuje. Złotówka i warszawska giełda dostają rykoszetem. Rynki panikują. Ale to nie koniec świata. To nawet nie jest początek żadnego ważnego końca. Dlatego trzymajcie się mocno fotela. Przed nami turbulencje, ale na końcu nie widać ściany, w którą musimy walnąć, ani przepaści, w którą musimy wpaść.
Nie dajcie się przerazić. Nie warto. Rynkom, mediom i politykom przejdzie, a wy zostaniecie z głupstwami narobionymi w panice. To się odnosi do każdego z nas, ale do polityków zwłaszcza. Bo w dwóch ostatnich dekadach polscy, europejscy i ogólnie zachodni politycy narobili takiego bigosu, że już czas wydorośleć. Mamy prawo liczyć, że szok wywołany przez Brexit stanie się punktem zwrotnym, który zakończy epokę beztroskiego paplania (np. że Unia jest gorsza od Hitlera i że Polska to kondominium niemiecko-rosyjskie), robienia małych partyjnych interesików, załatwiania kluczowych spraw pod stołem, puszczania oka do radykalnej prawicy, którą sponsoruje Rosja i huśtania społecznych emocji, byle się dobić do żłoba albo przy nim utrzymać.
Interes Polski
Po Brexicie nie tylko przyszłość Wielkiej Brytanii jest jednym wielkim znakiem zapytania. Także przyszłość Unii i Polski. Warto więc wrócić do najprostszych pytań. Jaki jest nasz geopolityczny interes? Na Wschodzie mamy ogromną i potężną strefę coraz bardziej agresywnej niestabilności. Z północą niestety niewiele nas łączy. Na południu mamy strefę względnie stabilnych, ale słabych krajów, które na nasz los bardzo nie wpływają.
Jedynym oparciem i jedyną przeciwwagą Wschodu może dla nas być w miarę stabilna, silna i rozwijająca się strefa na Zachodzie. Jeśli Brexit może być dla Polski korzystny, to właśnie w tym sensie, że zwiększa on prawdopodobieństwo, iż taka wzmocniona Unia powstanie. Jej jądrem muszą być Niemcy, bo tylko one mają wystarczający potencjał i same są wystarczająco stabilne. To ma też taki sens, że niemiecki model społeczny i ekonomiczny się sprawdził, nie tylko gospodarczo, lecz również politycznie. Niewiele społeczeństw tak skutecznie broni się przed antydemokratycznymi i szowinistycznymi nowymi populizmami.
Pytanie, czy Polska rządzona przez PiS jest zdolna wziąć udział w takiej reintegracji Unii, jest mniej kłopotliwe, niż by się wydawało. Polityka społeczna i gospodarcza PiS jest bliższa niemieckiego modelu, niż polityki wielu poprzednich rządów. Barierą są głównie emocje. Ksenofobia, resentymenty, nacjonalizm, archaiczne wizje suwerenności i patriotyzmu. Ale szok może sprzyjać ich przezwyciężeniu nie tylko w głowach partyjnej czołówki , ale też w elektoracie. Przynajmniej jest taka szansa. Gdyby Jarosław Kaczyński zechciał z niej skorzystać i postawił na udział Polski w umocnionej Unii, zrobiłby dużo dobrego dla Polski i Europy.
Jeśli jednak PiS nie wykorzysta tej szansy, sytuacja Polski po Brexicie i tak może być lepsza, niż gdyby do Brexitu nie doszło. To w bardzo dużym stopniu opór Londynu przez kilkadziesiąt lat sprawiał, że Unia istnieje w takiej pokracznej formie. To Wielka Brytania zakaziła Unię swoim egoizmem (zaczynając od słynnego zdania premier Thatcher pod adresem Brukseli: oddajcie mi moje pieniądze!). Gdyby Zjednoczone Królestwo zostało, Unia praktycznie nie miałaby szansy istotnie zmienić się na lepsze.
Niemiecki model integracji
Bez Wielkiej Brytanii Unia może się sprawniej zmieniać - z nami albo bez nas. Oczywiście wolę, żeby zmieniała się, dalej integrowała i usprawniała z nami. Ale dla Polski od trwania unijnej niemożności dużo lepszy będzie taki wariant, w którym powstanie sprawna i mocno zintegrowana Unia bez nas. Bo nawet jeżeli PiS nie zdecyduje się na wejście do takiej Unii i wylądujemy poza nią, przynajmniej będziemy graniczyli z jakoś zaprzyjaźnioną strefą obliczalności i porządnych standardów, w której będziemy mieli oparcie. Ono jest oczywiste, jeżeli tylko będziemy zachowywali się w miarę odpowiedzialnie, bo taka strefa będzie bardzo zainteresowana posiadaniem odpowiedzialnego sąsiedztwa, czyli nie takiego, jakie my mamy na wschodzie.
Czy będziemy "w" czy "obok", ostateczne uformowanie się silnego europejskiego trzonu będzie dla Polski korzystne. Tylko dezintegracja Unii była by dla nas prawdziwą katastrofą. Jej ryzyko było by dużo większe, gdyby Wielka Brytania pozostała w Unii. Teraz Niemcy mają wielką okazję zaproponowania i przeprowadzenia swojego modelu integracji. Ale na pewno nie obejmie on wszystkich. Przede wszystkim pominie tych, którzy takiej integracji nie chcą. To możemy być między innymi my.
Skoro jednak Wielka Brytana odchodzi, pytanie dotycz głównie tego, czy będziemy umieli wykorzystać szansę, jaka się otwiera, czy pomożemy Niemcom i sporo zyskamy na umocnieniu Unii, czy też kolejną szansę zmarnujemy i zyskamy mniej, choć pewnie także mniej stracimy małpując brytyjski "eurorealizm", który Brytyjczyków doprowadził do tego, do czego doprowadził. Ale nie płaczmy za nimi. Jeśli uda nam się szybko posprzątać w Unii, jeśli nie zrobimy w Europie jeszcze większej awantury, to Brytyjczycy wrócą. Bo zawsze byli częścią Europy. I zawsze będą.
Jacek Żakowski dla Wirtualnej Polski