Trwa ładowanie...
30-07-2013 13:50

Jacek Sasin ma przeprosić prezydenta Bronisława Komorowskiego

Poseł PiS Jacek Sasin ma przeprosić prezydenta Bronisława Komorowskiego za sugestie z prasowego wywiadu, jakoby w rozmowie z Radosławem Sikorskim po katastrofie smoleńskiej mówili, że "Lecha nie ma, ale został ten drugi" i "mamy jeszcze jedną tutkę" - orzekł sąd.

Jacek Sasin ma przeprosić prezydenta Bronisława KomorowskiegoŹródło: AFP, fot: Natalia Kolesnikova
d1bdq44
d1bdq44

Taki wyrok wydał Sąd Okręgowy Warszawa-Praga w procesie o ochronę dóbr osobistych, jaki prezydent Komorowski skierował przeciw Sasinowi - b. wiceszefowi kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

W czasie kampanii parlamentarnej w październiku 2011 r. kandydujący do sejmu Sasin mówił w wywiadzie dla "Naszego Dziennika" o kulisach przejmowania władzy przez Komorowskiego po śmierci Lecha Kaczyńskiego w katastrofie smoleńskiej.

Padły w nim m.in. takie słowa: "Sami słyszeliśmy z Maciejem Łopińskim od personelu obsługującego gości w jednej z placówek prezydenckich w Warszawie, jak niedługo po katastrofie świetnie bawili się na zakrapianym alkoholem spotkaniu Bronisław Komorowski i Radosław Sikorski. Według relacji byli wówczas w doskonałych nastrojach i w pewnym momencie Komorowski miał podobno powiedzieć do Sikorskiego: "Lecha nie ma, ale został nam jeszcze ten drugi". Na co Sikorski: "Nie martw się, Bronek, mamy jeszcze jedną tutkę". Jak nam mówiono, takie słowa tam wtedy padały".

Sąd: Jacek Sasin nie udowodnił, że mówił prawdę

Jak uzasadniała sędzia Ewa Dietkow, "rzeczą oczywistą jest, jak w społeczeństwie reaguje się na picie alkoholu w dniach żałoby po zmarłych i opowiadanie w tym czasie wesołkowatych dowcipów". - To bezsporne, że w naszym społeczeństwie istnieje przywiązanie do przestrzegania żałoby. Zarzucono Bronisławowi Komorowskiemu dwulicowość i cynizm - a to narusza dobra osobiste. Jaki to prezydent, który publicznie prezentuje postawę poważną i współczującą, a prywatnie upija się i żartuje? - uzasadniała.

d1bdq44

W ocenie sędzi Sasin nie udowodnił prawdziwości swoich słów z wywiadu dla "Naszego Dziennika", według których po katastrofie smoleńskiej Komorowski i Sikorski "niewybrednie dowcipkowali na zakrapianej imprezie, na której świetnie się bawili".

Jak stwierdził sąd, Sasin nie dowiódł prawdziwości tej informacji, bo przesłuchany jako świadek b. szef gabinetu prezydenta Lecha Kaczyńskiego Maciej Łopiński (który miał poznać przebieg tej rozmowy od pracownika obsługi kancelarii prezydenta) odmówił ujawnienia, kto przekazał mu tę informację. - Świadek twierdził, że ujawnienie tego okryłoby go hańbą. Nie jest hańbą wskazanie imienia i nazwiska osoby, która ma podać prawdziwe informacje. Zatem sąd ustala, że informatora nie było - zaznaczyła sędzia Dietkow.

Sąd odrzucił też argument pozwanego, że działał w obronie społecznie uzasadnionego interesu. - Jaki interes ma się w głoszeniu nieprawdy? Poza tym ten "interes" pozwanego pojawił się w czasie kampanii wyborczej do sejmu, w której prezydent Komorowski nie brał udziału, a w której kandydował Jacek Sasin - podkreśliła sędzia.

Wyrok jest nieprawomocny i można się od niego odwołać do Sądu Apelacyjnego w Warszawie. Sasin powiedział, że rozważy taką możliwość, na razie razem ze swym adwokatem chce się zapoznać z pisemnym uzasadnieniem orzeczenia. Pytany, czy dziś powtórzyłby to samo w wywiadzie prasowym odparł, że dla niego nic się tu nie zmienia. - Jak rozumiem wyrok, sąd stwierdził, że nie udowodniłem prawdziwości tego, co usłyszałem i tyle - powiedział.

d1bdq44

Sasin: byłem bardzo poruszony

Przed zamknięciem procesu sąd przesłuchał także Sasina. Potwierdził on, że na przełomie czerwca i lipca 2010 r. Łopiński przekazał mu, co usłyszał od jednego z pracowników kancelarii na temat pewnej kolacji Komorowskiego z Sikorskim. - Łopiński był tym poruszony, ja również - mówił Sasin. Jak podkreślił, doniesienia Łopińskiego uznał za wiarygodne, w kontekście wypowiedzi Komorowskiego na temat prezydenta Kaczyńskiego sprzed katastrofy smoleńskiej, które w ocenie Sasina "uwłaczały godności Lecha Kaczyńskiego".

Pytany czemu zdecydował się opowiedzieć o wszystkim w mediach ponad rok po tym, jak dowiedział się o sprawie od Łopińskiego, Sasin przyznał, że być może powinien był zrobić to wcześniej. - Gdyby było tylko spotkanie przy kolacji, to nic takiego by nie było. Bulwersujące było samo opowiadanie sobie dowcipów nawiązujących do prezydenta Kaczyńskiego i mieszczących się w poetyce innych polityków PO (...). Bulwersujące było, że prezydent Komorowski w tym uczestniczy i akceptuje takie wypowiedzi - uzasadniał. Przyznał zarazem, że nie pytał nigdy Komorowskiego, Sikorskiego, ani też pracowników prezydenckiej kancelarii, czy taka rozmowa się odbyła.

d1bdq44
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1bdq44
Więcej tematów