Jacek Fedorowicz: Kassandra konstruktywna. Bierzmy przykład z Prezesa
Jest mistrzem destrukcji. Więc gdy chcemy pokrzyżować jego plany, sięgajmy śmiało do jego pomysłów. Zaufajmy Prezesowi! Powoływał kiedyś komitety mające czuwać nad prawidłowością wyborów. Może to jest właśnie to, co powinniśmy w tej chwili robić? - pyta Jacek Fedorowicz.
Zostałem wywołany do tablicy. Może zresztą nie, ale postanowiłem, że tak właśnie potraktuję dwie wzmianki o mnie w portalu Studio Opinii, by do nich nawiązać, a następnie zręcznie wmówić Redakcji krótką refleksję aktualną. I pewien pomysł w pakiecie.
NATAN GURFINKEL do jednego ze swych ostatnich felietonów dopisał post scriptum:
"jackufe - wiem, że łączą cię więzy ze światem tv i w swojej niechęci do telewizyjnego medium robię wyjątek dla programów z twoim udziałem".
Zaś JERZY ŁUKASZEWSKI (6 stycznia 2018) przypomniał mój tekst z głębokiego Peerelu, w którym odnosiłem się krytycznie do postawy obywatelskiej działaczy lokalnych. Charakteryzowała się ona tym, by o niczym na wszelki wypadek nie decydować, tylko nawet w kwestii gdzie powinien stanąć kiosk Ruchu, czekać na "decyzje Warszawy". Jerzy Łukaszewski zauważył, że niestety, po trzydziestu latach bardzo podobne tęsknoty ma znów wielu samorządowców i wyznał:
"Modlę się, by Fedorowicz już niczego nie pisał, bo się znowu, cholera, sprawdzi".
Obu Panom bardzo dziękuję. Pan Jerzy Łukaszewski trafił dokładnie w moje obawy, a Natan (po imieniu mogę, bo przyjaźnimy się od ponad pół wieku) przypomniał, że ostatnio nie ograniczałem się do proroctw na piśmie, ale używałem też telewizji, czyli środka zwiększającego zakres społecznej szkodliwości czynu.
Drodzy Panowie. Od dwóch lat żyję w coraz większym strachu przed samym sobą. Bo, niestety, wszystko, co przepowiadałem w kwestii przyszłości kraju, czyli prawdziwych zamiarów Prezesa, co i rusz się sprawdza. Spora część mojej kassandrycznej działalności odbywała się w TVN i Polsacie rok temu z kawałkiem, kiedy to byłem szczególnie często zapraszany do studia jako dyskutant lub wywiadowany.
Jest taki zwyczaj we wszystkich telewizjach, że w okolicach Świąt i Nowego Roku zapraszają nie polityków, lecz artystów wszelkiej maści by ci, bez swarów, w miłej atmosferze, powspominali dawne Sylwestry, lub poopowiadali o tradycjach świątecznych w swych domach rodzinnych. Taka chwila oddechu, żeby widzowie odpoczęli od spraw, które zwykle nazywa się "politycznymi". Szczególne wzięcie w tym okresie mają artyści, którzy zajmują się uprawianiem humorystyki, stąd te liczne zaproszenia, które z pełnym cynizmem przyjmowałem, choć wiedziałem, że nie spełnię oczekiwań. Nie miałem najmniejszego zamiaru spełnić, zgadzałem się na udział tylko po to, by korzystając z licznej widowni mówić co myślę o Prezesie i ostrzegać Rodaków przed tym, co on kombinuje. Uważałem, że Prezes jako destruktor jest niedoceniany i że zbyt mała liczba rodaków uświadamia sobie grozę sytuacji.
Prezes będzie zdobywał samorządy nie na rympał
Po jakimś czasie doszedłem do wniosku, że choć była to działalność (mam nadzieję!) pożyteczna, to jednak stopniowo pożyteczną być przestawała. Najpierw byłem chyba nieszkodliwy, bo większość słuchaczy traktować to musiała jak silenie się na oryginalność, lub szukanie dziury w całym "No tak, satyryk, chce sobie pożartować, ale przecież przesadza, Prezes chce nas wyprowadzić z Unii? No skąd, przecież wie, jakie byłyby konsekwencje!". Tymczasem Prezes uparcie, każdego dnia potwierdzał trafność tych i wszelkich innych ponurych prognoz, a jednocześnie chór przepowiadaczy snujących podobne wizje przyszłości, stale się powiększał. Od początku zresztą nie byłem jedyny - co podkreślam by podzielić się winą - w SO od dwóch lat aż się roi od autorów przepowiadających dokładnie te same nieszczęścia, z tych samych powodów. Konsekwencje wyjścia z Unii? Tego prezes nie tylko się nie boi, ale do tego z pełną świadomością dąży, żeby mu się nikt nie wtrącał w jednoosobowe zarządzanie państwem. Wasalnym zresztą w niedalekiej przyszłości, zależnym od Putina. I gotów jest wyjść z Unii, a nawet i z NATO w każdej chwili, w razie gdyby te struktury już tak na serio i zdecydowanie stanęły mu na drodze. Przygotowanie propagandowe do pierwszego exitu trwa od dawna, do drugiego jeszcze nie, ale wszystko w swoim czasie. Tu tradycyjnie, jak do wszystkich smętnych rozmyślań dołączam westchnienie, że marzę, żebym się mylił.
Po dwóch latach doszedłem do wniosku, że uczestniczę w odbieraniu ludziom chęci działania, że to jest sianie defetyzmu, i by przestać siać, zgłaszam pomysł. No, może pomysł to trochę za dużo powiedziane. To jest sugestia, którą chciałbym poddać pod rozwagę, może ktoś się ze mną zgodzi i poprze.
Ostatnio Prezes zastosował swoją stałą taktykę wystawiania człekokształtnych na pierwszą linię (Morawiecki) i chowania Macierewicza, jak zawsze przed wyborami, co wydaje się świadczyć, że Prezes uważa, że może urządzić w miarę uczciwe wybory samorządowe i w przekonujący sposób je wygrać. Gdyby nie miał tej pewności, to pewnie nie zawracałby sobie głowy jakąkolwiek taktyką przedwyborczą, połączoną z narażaniem się twardemu elektoratowi, ryzykownym stawianiem w rządzie bankiera ponad umiłowaną gospodynią domową, a ponieważ jednak to robi, możemy sądzić, że Prezes będzie zdobywał samorządy nie na rympał.
Ma duże szanse, bo mistrzowska propaganda telewizyjna Jacka Kurskiego przed wyborami z pewnością zdoła zrobić już z całej opozycji grupę przestępczą, wielu kandydatów na pewno usłyszy zarzuty prokuratorskie i nie będzie mogło kandydować, ("Wszyscy są równi wobec prawa, niezależnie od stanowiska!") propagandowy ostrzał przed atakiem już trwa od dawna, proszę pokonać obrzydzenie i zerknąć czasem na "Wiadomości", poza tym ludność w części mi nieznanej, ale w moim odczuciu poważnej, wciąż Prezesa popiera z własnej nieprzymuszonej woli - jednym słowem szanse Prezes ma.
Wybory normalne nie będą
Ponieważ jednym z moich proroctw była stanowcza przepowiednia, że o żadnych wyborach w najbliższych latach nie ma mowy, doprecyzuję, że nie wycofuję się z tego, bo wybory, które przed chwilą określiłem jako "w miarę uczciwe", mogą być uczciwe, owszem, ale uczciwe, jak na sytuację, którą mamy, ("Jak na garbatego, to bardzo zgrabny") natomiast kryteriów cywilizowanego świata spełniać nie będą, ergo: wyborów prawdziwych na pewno nie będzie.
I tu postulat pierwszy: mówmy o tym! Teraz, zawczasu. Bo cały czas słyszę, jak ludzie "naszej strony" mówią o nadchodzących wyborach tak, jak by to miały być wybory normalne. Tymczasem trzeba od rana do wieczora powtarzać, że normalne nie będą i starać się rodaków na ten fakt uczulić. Cały czas nasza strona zachowuje się tak, jak by nie chciała urazić Szanownych Przeciwników podejrzeniami, na które nie ma dowodów. Tak jak gdyby Prezes nie zarzucał fałszerstw wyborczych, bez żadnych dowodów rzecz jasna, nieledwie od samego początku istnienia III RP. A my, naiwne dzieciąteczka cały czas z powagą mówimy o przygotowaniach do wyborów samorządowych, z rzadka tylko napomykając, że będą je nadzorować ludzie Prezesa, a ich ważność lub nieważność stwierdzą też jego ludzie, czyli po prostu on sam. Może przesadzam, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że nasza strona udaje, że wierzy w uczciwość tamtej strony. Może to taka gra, ale jej sensu nie jestem w stanie pojąć. Wpadając jednocześnie w defetyzm, którego przecież chciałem uniknąć. A więc
Potrzebni kontrolerzy
POSTULAT DRUGI, ZASADNICZY. Postarajmy się o niezależnych obserwatorów. Wszelkiego sortu. Lepszego, gorszego, krajowych, zagranicznych, najlepiej amerykańskich, bo trudniej będzie Prezesowi ich nie dopuścić. Niech bez chwili przerwy patrzą komisjom wyborczym na ręce. Niech utrudniają i dokumentują wszelkie matactwa. Stara zasada ze stanu wojennego, jak wyprowadzają nad ranem z mieszkania, głośno krzyczeć, zawiadamiać sąsiadów, przechodniów, oni zawiadomią przyjaciół, znajomych, a ci korespondentów zagranicznych. Prezes ciągle jeszcze dba o opinię. Na pewno dbać przestanie, gdy tylko do Polski wpłynie z kasy unijnej ostatnie euro, na razie jednak widać wyraźnie, że dopóki z Unii do ostatniej kropelki wszystkiego co można jeszcze nie wyssał, to usiłuje grać na czas. I trzeba to wykorzystać.
Bierzmy też przykład z samego Prezesa. Jest mistrzem destrukcji. Więc gdy chcemy pokrzyżować jego plany, sięgajmy śmiało do jego pomysłów. Zaufajmy Prezesowi! Powoływał kiedyś komitety mające czuwać nad prawidłowością wyborów. Może to jest właśnie to, co powinniśmy w tej chwili robić?
Pewnie przesadzam z optymizmem, pokładając nadmierne nadzieje w kontrolerach, a może też za mało zorientowany jestem i wywalam otwarte drzwi, bo o tym, że trzeba będzie patrzeć IM na ręce, już od dawna właściwi ludzie wiedzą i czuwają. Ale tak na wszelki wypadek przypominam (bo na przykład posłowie Nowoczesnej są nowi, więc mogą nie wiedzieć co to są wybory) i poddaję temat pod rozwagę, wypełniając nakaz chwili, żeby nie demobilizować, mniej przestraszać, a więcej kombinować.
Jacek Fedorowicz, Studio Opinii
Jacek Fedorowicz - aktor, satyryk, dziennikarz, rysownik-karykaturzysta. Znany z wielu kultowych filmów i programów, współzałożyciel (m.in. ze Zbigniewem Cybulskim i Bogumiłem Kobielą) studenckiego teatru Bim-Bom. Od lat 60. współtowrzył i wystepował w telewizyjnych programach rozrywkowych ("Poznajmy się", "Małżeństwo doskonałe"), audycjach radiowych ("60 minut na godzinę") i na estradzie. Szczególnie pamietany z "drugoobiegowego" satyrycznego "Dzienika telewizyjnego" oraz filmów w reżyserii Stanisława Barei.