PolskaJ.Miller do Macierewicza: wszystko jedno, co pan krzyczy!

J.Miller do Macierewicza: wszystko jedno, co pan krzyczy!

Poseł PiS Antoni Macierewicz na specjalnym posiedzeniu sejmowej komisji obrony powtórzył tezę, że "do katastrofy nie doszło na skutek uderzenia w ziemię, lecz była ona spowodowana wyłączeniem zasilania tego samolotu kilkanaście metrów nad ziemią". Oskarżył też Jerzego Millera jako przełożonego BOR. Minister spraw wewnętrznych zapewnił, że BOR - który formalnie nie odpowiada za przeloty VIP-ów - nie zaniedbał żadnych czynności podczas lotu prezydenta do Katynia 10 kwietnia 2010 roku. Po posiedzeniu sejmowej komisji, Jerzy Miller zaprezentował ustalenia z raportu na forum senatu.

J.Miller do Macierewicza: wszystko jedno, co pan krzyczy!
Źródło zdjęć: © PAP

03.08.2011 | aktual.: 03.08.2011 18:27

Według Macierewicza, Jerzy Miller w raporcie pominął kwestie odpowiedzialności BOR za przygotowanie lotniska Smoleńsk Północny na lądowanie samolotu z prezydentem Lechem Kaczyńskim. Dodał, że wymaga tego status lotu HEAD, gdy przewożone są najważniejsze osoby w państwie. - Jest pan sędzią we własnej sprawie - mówił poseł PiS.

W ocenie polityka PiS, Jerzy Miller jest szefem BOR, a ten "jest zobowiązany do ochrony lotnisk również za granicą podczas wizyty głowy państwa". - Dlaczego przyjął pan bezkrytycznie i bez żadnych podstaw rosyjską wersję tego dramatu, w której odpowiedzialność ponosi brzoza? - pytał Macierewicz. - Kto jest odpowiedzialny za systematyczne działania na szkodę prezydenta? - dodał.

- BOR na skutek działania ministra Millera ani razu nie obejrzał wieży kontroli lotów i nie sprawdził kompetencji kontrolerów. W sytuacji, gdy zdekapitowano całe dowództwo wojska polskiego i zginęło więcej polskich generałów niż podczas drugiej wojny światowej - odpowiedzialność za przyczyny katastrofy została pominięta przez Millera - kontynuował Macierewicz.

- W raporcie brak dowodów, że piloci nie wiedzieli, jak wylądować na lotnisku w Smoleńsku i nie wiedzieli, jak odejść na drugi krąg. Retoryka i propaganda biorą górę nad kompetencjami komisji Millera. Przez półtora roku wysłuchiwaliśmy nieprawdziwych informacji i matactw ws. Smoleńska - dodał.

Zdaniem Macierewicza kontroler w Smoleńsku zachęcał do lądowania mimo niekorzystnych warunków atmosferycznych.

"BOR nie odpowiada za przeloty VIP-ów"

Szef MSWiA Jerzy Miller zapewnił, że BOR nie zaniedbał żadnych czynności podczas lotu prezydenta do Katynia 10 kwietnia 2010 roku. Opozycja zarzuca tej służbie niedostateczną ochronę prezydenta i niesprawdzenie lotniska w Smoleńsku.

- Wszystko jedno, co będzie pan teraz krzyczał tutaj, to nic pan nie zmieni w tym zakresie. BOR działa nie od dzisiaj i chciałbym, żeby pan podał przykład, kiedy to BOR decyduje o bezpieczeństwie przelotu - odpowiedział Macierewiczowi Miller. Miller powiedział, że BOR odpowiada za ochronę fizyczną VIP-ów. Zadaniem BOR jest bezpieczne przywiezienie z miejsca zamieszkania, pracy bądź pobytu na lotnisko. - Szef BOR otrzymuje listę pasażerów, by wykluczyć możliwość podróży z osobą ochranianą kogokolwiek, kto wskazuje na niebezpieczeństwo agresji wobec tej osoby. To samo dotyczy potencjalnie niebezpiecznych przedmiotów - mówił Miller.

- Po lądowaniu BOR ma zapewnić bezpieczeństwo odjazdu od samolotu do miejsca, w które udaje się osoba chroniona. Ten obowiązek zazwyczaj spoczywa na gospodarzu wizyty - tłumaczy szef MSWiA. Miller mówił też, że w przypadku lądowania na lotnisku zapasowym, BOR ma zapewnić bezpieczeństwo VIP-ów na tym lotnisku. Jak podkreślał, BOR nie mógł tam przybyć dzień wcześniej, bo właśnie z tego powodu jego funkcjonariusze musieli być na pokładzie Tupolewa.

Jerzy Miller dodał, że 7 i 10 kwietnia warunki ochrony i podział ról BOR na lotnisku Siewiernyj były identyczne. Ocenił także, że krytycznym momentem lotu do Smoleńska była chwila zderzenia z drzewem. "Ten raport ujawnił szereg patologii"

Ludwik Dorn (poseł niezrzeszony, współpracujący z PiS) złożył w trakcie posiedzenia wniosek o przyjęcie opinii, zgodnie z którą w przyszłej kadencji sejm miałby powołać komisję "wyposażoną w uprawnienia śledcze".

- Komisja obrony uznaje, że raport tzw. komisji Millera ujawnił niezwykle szeroki zakres głębokich patologii i dysfunkcji w siłach zbrojnych oraz w Ministerstwie Obrony Narodowej. Jest to stan zagrażający bezpieczeństwu państwa. Z tego względu komisja przekazuje sejmowi siódmej kadencji opinię, iż stan sił zbrojnych oraz cywilnego zwierzchnictwa nad nimi powinien stać się przedmiotem prac komisji sejmowej wyposażonej w uprawnienia śledcze - głosił projekt przygotowany przez Dorna. Projekt złożony przez Dorna będzie głosowany pod koniec posiedzenia.

Zdaniem Dorna raport komisji Millera nie jest pełny. Nie ma w nim bowiem mowy o zaniechaniach BOR. Według Dorna był nim brak rozpoznania dotyczącego kolumny transportowej dla prezydenta.

Dorn zarzucił również Millerowi, że w co najmniej jednym przypadku wykroczył poza zakres ustaleń komisji. Stało się tak - według Dorna - gdy mówił, iż załoga została sama z decyzją, ponieważ prezydent Lech Kaczyński nie wskazał, na które lotnisko zapasowe należy lecieć.

Eksperci: była presja, ale pośrednia

Presja na załogę miała charakter pośredni, kopie zapisów z rejestratorów parametrów lotu są tożsame z oryginałami, załoga nie znała sposobu, by znad lotniska w Smoleńsku odejść w trybie automatycznym - powtórzyli eksperci komisji Millera na posiedzeniu sejmowej komisji ON.

Komisja zakończyła posiedzenie po ponad trzech godzinach. Propozycja Ludwika Dorna (niezrzeszony, współpracujący z PiS), by sejm następnej kadencji upoważnić do powołania komisji o uprawnieniach śledczych badającej sytuację w wojsku i cywilne zwierzchnictwo nad armią w kontekście katastrofy, nie zyskała wystarczającego poparcia. Za projektem było 8 posłów, przeciw 11.

- Jeśli mówimy o słowach "ingerencja" i "presja bezpośrednia", muszą być spełnione dwa kryteria: intencja wtrącenia się w cudze działanie i efekt wpływu na zmianę zachowania - powiedział psycholog lotniczy ppłk dr Olaf Truszczyński. Dodał, że dowódca Sił Powietrznych gen. Andrzej Błasik wchodząc do kokpitu, nie wywołał zmiany zachowania załogi, "dlatego uważamy, że wejście Błasika było elementem presji pośredniej". Dodał, że "komisja uważa, że to wejście nie było właściwe, podobnie jak wejście dyrektora protokołu dyplomatycznego".

Maciej Lasek zapewnił, że ustalenia komisji nie pozwalają stwierdzić, by między dowódcą samolotu kpt. Arkadiuszem Protasiukiem a Błasikiem doszło do "emocjonalnej" rozmowy przed odlotem i by Protasiuk protestował wobec jakichkolwiek sugestii, "bo takich nie było". Lasek zaznaczył, że "jedynym polem do hipotetycznej dyskusji były warunki pogodowe w Smoleńsku", jednak "w momencie rozmów, w Polsce nie było informacji, że pogoda w Smoleńsku tak się pogorszyła, że nie ma możliwości lądowania".

Piotr Lipiec podkreślił, że do badania parametrów lotu komisja nie potrzebuje oryginalnych skrzynek, "praktyką międzynarodową jest wykonanie kopii zapisów" i nie ma mowy o ingerencji w ten zapis.

Wyjaśnił, że zanik napięcia w systemie sterowania lotem "nastąpił w miejscu i czasie, które odpowiada miejscu i czasowi zderzenia samolotu z ziemią" i "nie ma mowy, aby rejestrator przestał pracować gdzieś w powietrzu, nad ziemią".

Wyjaśnił, że jeden z rejestratorów zapisał ostatnie dane na wysokości kilkunastu metrów, bo na tej wysokości dotarła do niego "ostatnia paczka danych", a opóźnienie wynika stąd, że rejestrator zapisywał informacje dopiero po ich zaszyfrowaniu. Dodał, że pewne wartości w zapisie wynikały z uszkodzeń czujników rozmieszczonych w poszyciu samolotu, niszczonym wskutek kontaktu z kolejnymi drzewami, po zderzeniu z brzozą. Posłom PiS, którzy zarzucali raportowi komisji niedokładność w podaniu średnicy brzozy - 30-40 cm, Lipiec tłumaczył, że pień miał przekrój eliptyczny.

Płk Mirosław Grochowski przypomniał, że zgodnie z ustaleniami komisji załoga nie wiedziała, jak wykonać automatyczne odejście znad lotniska niewyposażonego w system ILS. Jerzy Miller pytany o nieobecność rosyjskiego nawigatora na pokładzie powiedział, że z liderów zrezygnował 36. splt i nie była to pierwsza rezygnacja. "To nie jest precedens, tylko niestety kolejny raz, kiedy taka decyzja zapadła" - powiedział Miller.

Eksperci wyjaśnili także, że paliwo nie wybuchło, ponieważ samolot spadł na bagno, silniki zgasły zadławione błotem, a niska temperatura utrudniała parowanie paliwa.

Miller: lepiej szkolić się w Moskwie niż się obrażać

Po posiedzeniu sejmowej komisji, Jerzy Miller przedstawił ustalenia raportu ws. katastrofy smoleńskiej na forum senatu. - Niestety kilka lat temu w 36. specpułku zaniechano szkoleń pilotów Tu-154M na symulatorach, a wydaje się, że ćwiczenie na symulatorze w Moskwie jest lepsze niż obrażanie się, że symulator jest w Moskwie - mówił w senacie szef MSWiA Jerzy Miller.

Miller zaprezentował senatorom ustalenia Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, której przewodniczył i która w piątek przedstawiła swoje ustalenia i zalecenia.

Miller ocenił, że jeśli chcemy zadbać o bezpieczeństwo naszych lotów, należy rygorystycznie przestrzegać procedur i regularnie szkolić lotników - także z lotów w trudnych warunkach.

- Nie da się szkolić pilotów z zachowania w krytycznych warunkach bez symulatora. Mówi się, że pilot musi się kilka razy "rozbić" na symulatorze, by umieć się dobrze zachować w krytycznej chwili. Niestety kilka lat temu zaniechano szkoleń na symulatorach, a wydaje się, że ćwiczenie na symulatorze w Moskwie jest lepsze niż obrażanie się, że symulator jest w Moskwie - powiedział szef MSWiA.

Podkreślił zarazem, że aby szkolenie było efektywne, specpułk musi być zorganizowany tak, aby był na to przewidziany czas. "Nie da się szkolić, gdy co chwilę ma się kolejny wylot" - dodał.

"Zamach wykluczony"

- Nie ma żadnych podstaw faktycznych, aby mówić o ingerencji sił trzecich w katastrofie smoleńskiej - oświadczył szef MSWiA, sprzeciwiając się porównaniu sprawy z katastrofą gibraltarską z 1943 r., co uczynił Ryszard Bender (PiS).

- Tak mało wiemy o tej sprawie, katastrofa w Gibraltarze, w której zginął generał Sikorski, też jest niewyjaśniona, mówi się tam o zamachu - zauważył Bender pytając Millera, czy jego komisja zrobiła wszystko, aby wykluczyć, że pod Smoleńskiem doszło do zamachu.

- Od tego czasu technika rejestracji parametrów lotu bardzo się rozwinęła. O ile wiedza o tamtym wypadku nie jest tak wielka, o tyle w sprawie katastrofy smoleńskiej znamy parametry i niczego nie trzeba się domyślać, a wystarczy przeanalizować to, co znamy. Przeprowadziliśmy taką analizę i wykluczyliśmy ingerencję sił trzecich. Samolot jest tak oprzyrządowany w czujniki, że nie da się obejść tych czujników - oświadczył szef polskiej komisji.

Odpowiadając na pytanie innego senatora, który porównywał katastrofę smoleńską do katastrofy polskiego samolotu Ił-62 w Lesie Kabackim w 1983 r. Miller zauważył, że trudno porównywać te katastrofy także dlatego, że tamten samolot nie odwrócił się "na plecy", jak miało to miejsce pod Smoleńskiem. - Nikt nie buduje samolotu tak, by wytrzymały był grzbiet. Wytrzymały ma być spód - dodał.

Pytany o wnioski z katastrofy CASY pod Mirosławcem w 2008 r. Miller ocenił, że żaden nie został wdrożony w życie. - Niestety, wnioski były tylko na papierze - powiedział.

Raport Millera

Polski raport ujawnia liczne nieprawidłowości po stronie polskiej oraz wskazuje na odpowiedzialność rosyjskich kontrolerów lotu, czego nie ma opublikowanym w styczniu raporcie rosyjskiego MAK - Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego. Według polskiej komisji przyczynami katastrofy były zejście poniżej minimalnej wysokości przy nadmiernej prędkości opadania i pogodzie uniemożliwiającej widok pasa oraz spóźnione odejście na drugi krąg.

Według raportu czynnikami mającymi wpływ na katastrofę były: niekorzystanie z wysokościomierza barometrycznego; brak reakcji załogi na sygnały "pull up"; próba odejścia na drugi krąg w tzw. automacie; przekazywanie przez kontrolera z wieży w Smoleńsku informacji o prawidłowym położeniu samolotu na ścieżce schodzenia i kursu, co mogło utwierdzać załogę w przekonaniu o prawidłowym wykonywaniu podejścia, gdy w rzeczywistości samolot znajdował się poza strefą dopuszczalnych odchyleń; niepoinformowanie załogi przez wieżę o zejściu poniżej ścieżki schodzenia i spóźniona komenda "horyzont"; a także nieprawidłowe szkolenia lotnicze w 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego.

Raport stwierdza też, że okolicznościami sprzyjającymi katastrofie były: niewłaściwa współpraca załogi i nadmierne obciążenie dowódcy; niedostateczne przygotowanie załogi; jej niedostateczna wiedza o funkcjonowaniu systemów samolotu oraz ich ograniczeń; niewłaściwe monitorowanie czynności członków załogi i brak reakcji na błędy; nieprawidłowy dobór załogi; nieskuteczny nadzór Dowództwa Sił Powietrznych nad szkoleniem w 36. specpułku; nieopracowanie w pułku procedur dotyczących działań załogi; sporadyczne zabezpieczanie lotów przez kontrolerów w ostatnim roku przy złej pogodzie i brak praktycznego przygotowania na wieży w Smoleńsku.

W przeciwieństwie do raportu MAK, który akcentował presję na załogę ze strony obecnego w kokpicie dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzeja Błasika, polski raport stwierdza, że Błasik "w żaden bezpośredni sposób nie ingerował w proces pilotowania". Jego obecność komisja Millera uznaje jedynie za element presji pośredniej, związanej z rangą lotu.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (3)