Panie generale, a pan myśli, że wojska lądowe, wojska izraelskie wejdą do Strefy Gazy? Będzie taka lądowa inwazja, a nie tylko ostrzał?
Jeżeli wejdą, to w jakimś, powiedziałbym, bardzo limitowanym zakresie.
Tak jak to miało miejsce poniekąd wczoraj. W pewnych miejscach być może siły specjalne będą czyściły rejon
również z pomocą sił lotniczych. Są to tak zwane operacje połączone,
więc tutaj jest coś na rzeczy i takie sytuacje będą miały miejsce. Nie wierzę jednak w takie głębokie
wejście na teren Strefy Gazy. Izraelczykom jest to niepotrzebne naprawdę i byłoby
to absolutnie nieproduktywne, nie przyniosłoby swojego skutku, wręcz eskalacja. Nawet Izrael, który,
powiedziałbym, twardo kroczy ku pewnym rozwiązaniom twardym i
siłowym, ma jednak też jakiś, powiedziałbym, pułap akceptacji
środowiska międzynarodowego, tego co tam się dzieje. Wiemy, że obrazy zabitych
osób, zabitych dzieci, kobiet działają na wyobraźnię międzynarodową. Jest tych filmów już w tym obiegu coraz więcej.
Jest to znak dzisiejszych czasów, prawda, że takie obrazki powodują, powiedziałbym, eskalację
antyizraelskich nastrojów na świecie, również wśród ludzi młodszych. Więc tutaj
jest pewien próg, którego, uważam, Izrael nie przekroczy.
No właśnie. I takie zdjęcia i takie informacje oczywiście trafiają do różnych
krajów, różne stolice obserwują sytuacje. Mnie interesuje pańskie zdanie na temat ruchów dwóch szczególnie stolic: Moskwy
i Waszyngtonu. Co może zrobić, czy w ogóle odgrywa tam jakąś rolę w tym regionie, Władimir
Putin i jego służby, jego ludzie?
W samej Strefie Gazy nie sądzę. Szerzej oczywiście jest to, szerzej trzeba patrzeć na ten, powiedziałbym,
konflikt w rozumieniu też Izraela, Syrii. Nie jest to oczywiście pewna próżnia.
Choć tak jak widzimy, nie ma jakichś, powiedziałbym, twardych
i zdecydowanych kroków środowiska międzynarodowego i nie sądzę, żeby były. Oczywiście Waszyngton jest tu absolutnie stolicą,
która może rozwiązać ten konflikt, może go, powiedziałbym, lekko gasić.
Z drugiej jednak strony nie liczmy na to, że premierem Netanjahu będzie się tak bardzo liczył
z prezydentem Bidenem.
No właśnie, niektórzy mówią: to jest trochę test dla nowego amerykańskiego prezydenta, który być
może chciałby rozmawiać z Iranem, być może Izrael wysyła sygnał: niekoniecznie, my tego nie chcemy. To możliwe, że ktoś próbuje
sprawdzać Bidena?
Zdecydowanie Bidena, widzimy, testują wszyscy - i Putin, i Netanjahu. Premier
Netanjahu, nigdy nie było mu aż tak bardzo po drodze z, powiedziałbym, z demokratami, zwłaszcza od czasu Obamy i otwartego
wręcz konfliktu. Natomiast tu prezydent Biden jest bardziej, powiedziałbym, stonowany w swoich reakcjach i jest, powiedziałbym,
urodzonym dyplomatą do dogadywania się nawet, też nawet twardym dyplomatą do dogadywania
się w takich sprawach. Natomiast prezydent Putin niewątpliwie, jeżeli będzie mógł wsadzić swoje, powiedziałbym,
dwa palce w to mrowisko, ale ma ograniczone możliwości.
To nie jest Syria, tutaj nie będzie prowadził przecież operacji. Ale w jakimś stopniu też
jednak z Izraelem nie zależy mu aż na takim przecież konflikcie, chyba że to będzie coś,
co będzie pomagało mu w torpedowaniu działań Waszyngtonu, czy też pokazaniu tego,
że Waszyngton sobie nie radzi. Tutaj widziałbym jedynie taką szansę rozwoju sytuacji.
I wtedy być może prezydent Putin, być może z Erdoğanem, trudno mi
uwierzyć na tym etapie, ale mogliby też proponować jakiś rozwiązania temu środowisku, powiedziałbym,
zwaśnionemu.