Izby bez przyjęć?
Niektóre szpitale województwa łódzkiego przyjmują już tylko chorych w stanach zagrożenia życia. Inni pacjenci odchodzą z nich z kwitkiem.
– Na naszym oddziale jest tak od kilku miesięcy – powiedział nam Zbigniew Adamczyk, ordynator chirurgii w szpitalu im. Biegańskiego w Łodzi.
Każdy, kto ma skierowanie na operację na przykład przepukliny, kamieni nerkowych, żylaków lub pęcherzyka żółciowego, musi czekać na przyjęcie w długiej kolejce. Choć terminy sięgają przyszłego roku, nie ma żadnej gwarancji, że pacjenci kiedykolwiek zostaną przyjęci. Niewykluczone bowiem, że Narodowy Fundusz Zdrowia w drastyczny sposób zmniejszy fundusze na kontrakty dla szpitali w naszym regionie. Mówi się o redukcji nawet o 40%.
– Jeśli w tym roku dostaliśmy 18 milionów złotych i za te pieniądze trudno związać koniec z końcem, to jak mamy to zrobić za niecałe 11 milionów? – mówi Roman Bocian, dyrektor szpitala im. Pirogowa w Łodzi, gdzie też przyjmuje się tylko tzw. ostre przypadki.
Problemy z dostaniem się do szpitali mają nie tylko pacjenci, którzy wymagają operacji. Polowanie na łóżko odbywa się też w placówkach internistycznych, neurologicznych i psychiatrycznych naszego województwa.
– W stanie ostrej psychozy nie mogę nikomu odmówić przyjęcia, dlatego chorzy leżą na dostawkach. Wczoraj było ich 25. Dłużej w takich warunkach nie da się ani pracować, ani leczyć – mówi Zbigniew Łucki, dyrektor szpitala im. Babińskiego w Łodzi.
Dyrektorzy wielu placówek stracili nadzieję na poprawę sytuacji.
– Jeśli dostanę mniejszy kontrakt na przyszły rok, będę musiał zamykać po kolei oddziały – zapowiada Waldemar Macusz, dyrektor szpitala w Kutnie. – Tylko jednego dnia na internie zmarły cztery osoby – przywieziono je do nas w tak ciężkim stanie, że nie udało się ich uratować.
Zdaniem Sławomira Zimnego, chirurga ze szpitala im. Jonschera w Łodzi i przewodniczącego Związku Zawodowego Lekarzy w woj. łódzkim, tak wyglądają skutki ograniczenia leczenia jedynie do najcięższych przypadków. – Leczenie w stanach zagrożenia życia to system medycyny powikłań, który jest najdroższy i najmniej skuteczny. A takich chorych wciąż przybywa.
– Szpitale, choć są już bankrutami, na razie przyjmują jeszcze najciężej chorych – mówi Leszek Konieczny, wicemarszałek woj. łódzkiego, odpowiedzialny za służbę zdrowia. – Ale jeśli nawet tego nie będą mogły zapewnić, dojdzie do dramatów.
(luk)