Islandia w szoku po liście polskiego ambasadora. Nie spodobał mu się artykuł o Marszu Niepodległości
Gerard Pokruszyński zażądał od islandzkiego dziennika "Stundin" przeprosin za artykuł o Marszu Niepodległości w Warszawie. Miał on "produkować nieprawdziwe informacje" na temat Polski. O interwencję zaapelował do prezydenta, premiera, parlamentu oraz szefa MSZ Islandii. Bez skutku.
21.11.2018 14:08
Sprawę opisuje tygodnik "Newsweek".
Artykuł o Marszu Niepodległości został opublikowany 12 listopada, czyli dzień po obchodach 100. rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości. Napisano w nim, że prezydent i premier Polski wzięli udział w tym samym marszu, w którym szli również polscy narodowcy i inni prawicowi radykałowie, a także włoscy neonaziści. Wspomniano, że niektórzy z nich nieśli transparenty z hasłami o "Białej Europie" oraz wymachiwali flagami zawierającymi symbole nazistowskie. Autor zacytował też Rafała Pankowskiego, założyciela stowarzyszenia Nigdy Więcej, który stwierdził, że współpraca między polskim rządem a prawicowymi radykałami budzi jego poważne obawy i jest zagrożeniem dla demokracji.
Efekt? Trzy dni później Pokruszyński wystosował list do redakcji "Sundin", w którym oskarżył autora artykułu o produkowanie nieprawdziwych informacji na temat Polski. Jak podaje "Newsweek", oskarżył go manipulację i produkowanie fake newsów. Ambasador zapewnił, że nie ma mowy o wybuchu nacjonalizmu w Polsce i zasugerował, że publikacja może zniszczyć dobre stosunki między Polską a Islandią. Zażądał od redakcji oficjalnych przeprosin.
"Polacy spontanicznie okazali przywiązanie do barw narodowych i oddawali cześć swojej niepodległej Ojczyźnie w 100 lat od jej powstania. Jestem zdumiony, że autor artykułu użył wobec polskich patriotów słów 'naziści' i 'faszyści'. Jak to jest możliwe, żeby w przestrzeni publicznej w demokratycznej Islandii można było tak swobodnie używać określeń tego typu pod adresem zwykłych obywateli i posądzać ich o związki z tą niemiecką machiną zbrodni?" - napisał ambasador.
Redakcja "Sundin" opublikowała list ambasadora, ale oświadczyła, że stoi po stronie swojego dziennikarza i nie zamierza za nic przepraszać. Podobnie premier Katrin Jakobsdottir, która podkreśliła tylko, że w Islandii prasa jest wolna, a jeśli ktoś czuje się poszkodowany przez dziennikarza lub redakcję, powinien wyjaśniać to na drodze sądowej. Na list polskiego ambasadora nie zamierza również odpowiadać minister spraw zagranicznych Islandii.
Zobacz także
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl