Irlandia, Kanada, być może za parę lat Polska. Kościół będzie miał jeszcze za co przepraszać [OPINIA]
Dla jednych Kościół to automat pokutny, który, odpowiednio przymuszony lub wyregulowany, produkuje uroczyste przeprosiny na każdą okazję. Dla drugich to żywa wspólnota wiary, która uczy się na swoich błędach i nie boi się do nich przyznać. W Kanadzie Franciszek przeprasza ofiary katolickich ośrodków wychowawczych. I przekonuje, że nie tylko ludzie Kościoła ponoszą winę za masowe groby dzieci. Czy to dobra strategia?
Kończąca się podróż do Kanady, którą Franciszek nazwał pielgrzymką pokutną, przywołuje duchy przeszłości, odsłaniając starannie zabalsamowane traumy i ukryte trumny rdzennych mieszkańców Kanady. Ale kanadyjskie rozrachunki z przeszłością odkrywają też kolonialny system przemocy, na którym wzbogacały i wciąż się bogacą wiodące dziś gospodarki. Jednocześnie powraca pytanie, jak długo i czy w ogóle Kościół powinien przepraszać za grzechy przeszłości.
***
Właściwie żadna z pielgrzymek papieża Franciszka nie jest łatwa. Jeśli nie globalna sprawa wykorzystania seksualnego nieletnich - co też miało miejsce wobec kanadyjskich rdzennych ludów - to innego rodzaju skandale natury obyczajowo-ekonomicznej elektryzują światowe media.
Niemniej papież musiał zmierzyć się z tematem, który wcale nie jest mu obcy, biorąc pod uwagę jego związek z Ameryką Południową, która podobnie jak Ameryka Północna była tematem XV-wiecznych dokumentów papieskich (bulli).
Tych bulli, w których mocą swojego autorytetu poprzednicy Franciszka sankcjonowali i błogosławili dokładnie to, co dziś patriarcha Cyryl i jego Cerkiew błogosławią z Bogiem na ustach w Ukrainie: brutalne podbijanie kraju, mord, gwałty, kradzież, niszczenie kultury i języka. Świat dokonał postępu, ale czy naprawdę?
W bulli "Dum diversas" z 1452 r. papież Mikołaj V zezwolił portugalskiemu królowi Alfonsowi V na "podbijanie krajów niewiernych, wypędzenie ich mieszkańców, podporządkowanie ich i zmuszenie do wiecznej niewoli". Dokument miał zachęcić monarchę do udziału w krucjacie przeciwko Turkom, ale dość szybko znalazł inne zastosowanie - choćby do kolonialnego podboju Afryki.
Wobec przetasowań w światowej polityce kolejni papieże rozszerzali przywileje na królów hiszpańskich, dzieląc nowo odkryty świat tępym mieczem, po którym spływała krew i łzy rdzennych mieszkańców. Późniejsze, składające się z trzech osobnych dokumentów tzw. ‘bulle nadania’, promulgowane przez papieża Aleksandra VI Borgię (1493), dzieliły Nowy Świat na strefy wpływów i w zamyśle miały dawać argumenty przeciwko "wrogom Chrystusa i poganom". Stały się one ideologiczną podstawą niewolnictwa i bezwzględnego podboju i to nie na lata, ale na wieki.
I nawet jeśli kolejni papieże (Paweł III) próbowali odkręcić niechlubną tradycję. to jednak fala podboju i poczucia wyższości Europejczyków nad innymi przebierała coraz to większe rozmiary. Zresztą, nie tylko katolicy – także protestanckie kraje, odrzucające papieską władzę i autorytet - zachowały sobie to, co dziś znane jest pod nazwą "doktryny odkrycia", a więc systemu, który w prostej linii doprowadził do tego, że dziś papież Franciszek - w pióropuszu lub bez - przeprasza za nieszczęścia, jakie szacunkowo spotkały 150 tys. dzieci rdzennych mieszkańców Kanady w kościelnych ośrodkach różnych wyznań, głównie katolickich.
***
Masowe groby, w których spoczęły zabrane od swoich rodziców dzieci, torturowane psychicznie i fizycznie, gwałcone i poniżane, przemówiły do całego społeczeństwa, a pojęcie traumy międzypokoleniowej powtarzane jest przy każdej okazji. Co ciekawe, często podkreślają je nie tylko bezpośrednie ofiary ośrodków, które przeżyły, ale i ich potomkowie, wnuki – młodzież, która ponownie odkrywa swoją tożsamość i walczy o nią.
Przedstawiciele organizacji Pierwszych Mieszkańców doceniają gesty i słowa papieża, wyrażając jednocześnie nadzieję, że papież jednoznacznie, a nie poprzez delikatne aluzje, odniesie się do "doktryny okrycia", potępiając ją.
Uczyniły to już niektóre Kościoły protestanckie i organizacje ekumeniczne. Pytanie, jak dalece potępienie dokumentów poprzedników – wprawdzie nieobdarzonych przywilejem nieomylności – obciążyłyby en bloc instytucję papiestwa i budowlę całego Kościoła? A może jednak pokazałyby gotowość do nawrócenia, do którego Kościół niejako zadaniowo nawołuje?
Dla ekspertów-kanonistów byłby to zapewne trudny orzech do zgryzienia, jednak ofiary przemocy zaznaczają, że takie potępienie przez papieża ideologii uzasadniającej podboje byłoby jednym z wielu działań, które mogłyby się przyczynić do oczyszczenia pamięci.
A jest to proces bardzo trudny i złożony, co pokazują sami mieszkańcy: jedni autentycznie się wzruszają papieskimi przeprosinami i mówią "wreszcie mogę powiedzieć z dumą, że to mój papież i Kościół", bo poczuli duchowe zadośćuczynienie, ale inni mówią: "to stanowczo za mało, bo słowa nic nie kosztują, podobnie jak deklaracje pokuty".
Czego się domagają ci, którym słowa Franciszka nie wystarczają? Zadośćuczynienia. Odszkodowań, zwrotu zagrabionej własności przechowywanej w watykańskich zasobach. A także bezwarunkowego otwarcia archiwów, skrywających istotny wycinek kroniki przemocy i jej uzasadnienia.
Ale jest jeszcze jedna grupa, która słuchała uważnie, co Franciszek miał w Kanadzie do powiedzenia.
Podróż papieża do Kanady była bowiem potrzebna nie tylko Pierwszym Mieszkańcom - zarówno katolikom, jak i tym, którzy powracają do wiary przodków - była też potrzebna potomkom kolonizatorów, którzy muszą zmierzyć się z przeszłością swojego kraju i udziału swoich kościołów (katolickiego i innych) w zbrodniach wobec rdzennych mieszkańców.
Kościoły były nie tylko częścią systemu, były też jego napędową siłą i w dodatku podbudową ideologiczną, sankcjonującą zło. Warto tymczasem zauważyć, że Franciszek przepraszał nie za swój Kościół jako za instytucję i instrument wyrządzający zło, ale za jego ludzi - co może rozczarowywać bezkrytycznych fanów jego pontyfikatu. Słowa papieża: że nie tylko ludzie Kościoła odpowiadają za wyrządzone zło, ale też inne instytucje - mogły brzmieć dla Pierwszych Mieszkańców jako tak zwane nonapology, czyli pozorne przeprosiny pod publiczkę (po polsku to słowa "jeśli ktoś się poczuł urażony, to przepraszam").
***
Jeszcze inne głosy pojawiają się też po drugiej stronie. Te przekonują, że właściwie papież przepraszając za chrześcijan dokonuje… zdrady, bo przecież Kościół doświadczył męczeństwa, bo przecież przyniósł światło cywilizacji i w ogóle jest to przejaw nienawiści wobec samego siebie, a więc skutek upadku wiary.
Takich obrończych wylewów upominających się o "pamięć i honor" chrześcijańskich męczenników – ochoczo powtarzanych – nie brakuje i w Polsce.
Tymczasem Kościół z pewnością będzie miał jeszcze za co przepraszać. Wczoraj Irlandia, dziś Kanada, być może za parę lat albo dekad Polska.
Podejrzewam, że w miarę coraz większej sekularyzacji, którą podczas przemówienia w Quebecu papież nawet docenił, owe przeprosiny będą coraz mniej zautomatyzowane, ale czy wtedy ktoś jeszcze będzie nimi zainteresowany? Dziś jeszcze tacy ludzie są.