"Irak głównym frontem wojny z terroryzmem"
Prezydent George Bush bronił przed krytykami swojej polityki w Iraku, podkreślając, że
kosztowna stabilizacja i odbudowa tego kraju jest kluczowym
elementem wojny ze światowym terroryzmem.
Prezydent wygłosił na ten temat długie, ponadpółgodzinne przemówienie na spotkaniu z żołnierzami Gwardii Narodowej w New Hampshire, transmitowane przez wszystkie trzy informacyjne kablowe stacje telewizyjne o krajowym zasięgu.
Było ono częścią zapowiadanej ofensywy propagandowej Białego Domu, mającej przekonać społeczeństwo o słuszności zaangażowania USA w Iraku. Jak wykazują sondaże, jest ono oceniane coraz sceptyczniej przez Amerykanów i coraz mocniej krytykowane przez demokratyczną opozycję.
Bush podkreślił, że inwazja na Irak była konieczna, ponieważ Saddam Husajn systematycznie naruszał rezolucje ONZ w sprawie irackiej broni masowego rażenia.
"Nie mogłem stać i czekać, aż Saddam się podporządkuje, i dlatego koalicja przystąpiła do akcji. Jest teraz jasne, że mieliśmy rację, wymuszając spełnienie żądania, aby Irak został rozbrojony" - powiedział.
Ocenił, że "życie w Iraku się poprawia", ale podkreślił, że USA muszą pomóc w stabilizacji i odbudowie tego kraju, ponieważ "stabilny i demokratyczny Irak nie będzie wylęgarnią terroru i agresji". "Nasze działania w Iraku są ściśle związane z naszym bezpieczeństwem" - powiedział.
Zaznaczył, że Ameryki nie odstraszą ciągłe ataki przeciw jej wojskom w Iraku i nie zniechęcą ofiary wśród amerykańskich żołnierzy. "Terroryści w Iraku myślą, że ich ataki osłabią nasze zdecydowanie. Mylą się. Amerykanie nie są z tych, co uciekają" - oświadczył.
Polemizując z ONZ, Bush wyraził przekonanie, że władzy w Iraku nie można przekazać mieszkańcom tego kraju zbyt szybko, gdyż najpierw należy opracować konstytucję i stworzyć podstawowe instytucje demokratyczne.
Podkreślił też, że wbrew krytykom Ameryce pomaga w Iraku wiele krajów, o czym świadczą m.in. "wspaniałe międzynarodowe dywizje, dowodzone przez Wielką Brytanię i Polskę".
Mówiąc o światowym terroryzmie, Bush przypomniał, że jego "niebezpieczeństwo nie minęło". Wymienił zamachy w Jerozolimie, Bagdadzie, Casablance, Mombasie, Karaczi, Rijadzie, Dżakarcie i na wyspie Bali.
Z terrorystami - powiedział - nie można pertraktować i iść na jakiekolwiek kompromisy. "Trzeba ich szukać, walczyć z nimi i zwyciężać" - oświadczył. Powtórzył przy tym swoją doktrynę wojny prewencyjnej, uprzedzającej ataki terrorystów, skierowanej m.in. przeciw państwom sponsorującym terroryzm.
"Nie można zapomnieć lekcji 11 września. Nie czekamy na atak, tylko uderzamy w naszych wrogów, zanim oni nas zaatakują. Jeżeli ktoś daje schronienie terrorystom, żywi ich i finansuje, jest tak samo winny jak oni" - powiedział.
Prezydent zaznaczył, że jego krucjata przeciw terroryzmowi i doktryna wojny uprzedzającej wynika z przekonania, że należy zawczasu zapobiegać zagrożeniom dla USA i całego świata.
"Objąłem urząd, aby stawiać czoło problemom bezpośrednio, a nie przekazywać je w spadku następnym pokoleniom. Na wyzwania, przed którymi stoimy dzisiaj, nie można odpowiadać nieśmiałymi półśrodkami, tylko prawdziwymi działaniami" - powiedział.
Przysłuchujący się przemówieniu żołnierze wielokrotnie przerywali je owacją.
Część swego wystąpienia Bush poświęcił gospodarce. Starał się kłaść nacisk na pozytywne trendy i wskaźniki, jak ostatni wzrost liczby miejsc pracy, niska inflacja i wysoka produktywność amerykańskiego przemysłu. Przyznał jednak, że bezrobocie jest wciąż za wysokie. (iza)