Irackie MSW odrzuca zarzut torturowania więźniów
Iracki minister spraw wewnętrznych
odrzucił zarzut torturowania więźniów w tajnym bunkrze
w Bagdadzie, ale spotkał się z surową reakcją Stanów
Zjednoczonych, które niepokoją się, że sprawa ta może zaostrzyć
napięcia między arabskimi sunnitami i szyitami w Iraku.
Niecałe dwie godziny po wystąpieniu szefa MSW, Bajana Dżabbora, który próbował usprawiedliwić postępowanie resortu wobec 173 mężczyzn znalezionych przez żołnierzy USA ze śladami pobicia i oznakami wygłodzenia w podziemiach jednego z bagdadzkich ośrodków MSW, ambasada amerykańska potępiła znęcanie się nad więźniami.
Nie tolerujemy żadnego maltretowania zatrzymanych w Iraku. Nawet jeden taki wypadek to za dużo, gdziekolwiek by to było - oświadczył rzecznik ambasady, Jim Bullock.
Powiedzieliśmy jasno rządowi irackiemu, że jest niedopuszczalne, aby jakaś milicja lub jakaś społeczność kontrolowały resort bezpieczeństwa bądź nim kierowały - dodał Bullock. Rząd Iraku musi podjąć środki, aby zapewnić, że coś takiego więcej się nie powtórzy.
Zabrzmiało to jak riposta na wystąpienie Dżabbora, byłego dowódcy szyickich bojówek religijnych, od kwietnia kierującego MSW. Minister nie tylko bagatelizował sprawę, mówiąc, że więźniów ze śladami pobicia było "tylko pięciu, najwyżej siedmiu", ale także zdawał się dementować wtorkowe oświadczenie premiera Ibrahima Dżafariego, który jako jeden z pierwszych przyznał, iż więźniów głodzono i torturowano.
Ogromną większość więźniów w bunkrze stanowili arabscy sunnici. Iracka rebelia szerzy się właśnie wśród tej społeczności, uprzywilejowanej w czasach Saddama Husajna, ale politycy sunnicy zarzucają dominującym w nowych władzach szyitom, że pod pretekstem walki z partyzantką załatwiają prywatne porachunki, mszcząc się za lata dyskryminacji i aresztując swoich przeciwników politycznych.
Przywódcy arabskich sunnitów twierdzą też, że szyickie bojówki religijne, takie jak Organizacja Badr, którą do niedawna współkierował Dżabbor, dokonują skrytobójczych mordów.
Odkrycie podziemnej izby tortur zbiegło się w czasie z przyznaniem się przez Pentagon, że rok temu, podczas szturmu na opanowane przez rebeliantów miasto Faludża, wojska amerykańskie użyły przeciwko nim zapalających pocisków fosforowych, które spalają ludzkie ciało aż do kości.
Według relacji mediów brytyjskich i włoskich, od pocisków zapalających ucierpiała wtedy także cywilna ludność Faludży. Dotychczas Amerykanie twierdzili, że pociski fosforowe służyły w Faludży tylko do oświetlania nocą terenu walk albo do robienia zasłon dymnych.
Zdaniem analityków ujawnienie tortur w ośrodku irackiego MSW i przyznanie się do użycia broni zapalającej sprawia, że miesiąc przed wyborami powszechnymi w Iraku władze tego kraju i popierający je Waszyngton nie bardzo mogą występować w roli orędowników demokracji i praw człowieka, bo zamiast tego muszą najpierw zabiegać o własną wiarygodność.
Niepowodzenia te mogą też osłabić obowiązujące obecnie oficjalne amerykańskie uzasadnienie operacji irackiej. Dwa i pół roku po obaleniu Saddama Husajna jako brutalnego dyktatora i ogłoszeniu, że w Iraku nastanie teraz era demokracji, Stany Zjednoczone wciąż zmagają się z rebelią, a na co dzień w kraju dominuje przemoc.
Informacje o torturowaniu więźniów przez rząd iracki mogą też zaszkodzić wyborom do parlamentu, rozpisanym na 15 grudnia.
To najgorsze, co mogło się zdarzyć Amerykanom i nowym władcom Iraku, bo podkopuje całą ich propagandę przeciwko staremu reżimowi - powiedział w Londynie Abdel-Bari Atwan, redaktor naczelny dziennika "Al-Kuds Al-Arabi".
Reżim Saddama nigdy nie udawał, że jest demokratyczny i że oręduje prawom człowieka. Ale Amerykanie występują jako przywódcy wolnego świata, a ci, co stosują tortury, reprezentują nowy Irak, który podobno ma być demokratyczny i bronić praw człowieka - dodał Atwan.