ŚwiatIraccy tłumacze: co z naszym wyjazdem do Polski?

Iraccy tłumacze: co z naszym wyjazdem do Polski?


Wielu irackich tłumaczy pracujących dla polskich żołnierzy w Iraku chciałoby wyjechać do Polski razem z powracającą ostatnią zmianą polskiego kontyngentu. Wojsko czeka na decyzje polityków.

Iraccy tłumacze: co z naszym wyjazdem do Polski?
Źródło zdjęć: © AFP

17.03.2008 | aktual.: 17.03.2008 19:31

Tłumacze czują się bardzo zagrożeni. Wojna trwa, ci ludzie są z nami, a radykalni islamiści uważają ich za zdrajców. Wiele razy widzieliśmy odezwy wzywające do natychmiastowego zaprzestania współpracy pod groźbą śmierci - nie ukrywa doradca polityczny dowódcy dywizji ambasador Roman Strzemiecki.

W okresie działania wielonarodowej dywizji, którą dowodzą Polacy, według moich ustaleń w samej prowincji Kadisija zabito ponad trzydziestu tłumaczy. W zeszłym roku w Diwanii został zamordowany tłumacz arabsko-angielski pracujący dla grupy CIMIC. Jego brat, który także pracował jako tłumacz, po zabójstwie próbował dostać się do Polski. Ponieważ było to niemożliwe, nielegalnie wydostał się z Iraku i dotarł do Szwecji, dokąd, o ile wiemy, sprowadził też żonę i dziecko - dodaje ambasador.

Strzemiecki zwraca uwagę, że Szwecja, choć nie dołączyła do "koalicji chętnych" w Iraku, przyjęła pięć tysięcy imigrantów z tego kraju, w tym tłumaczy.

W Dywizji Centrum-Południe pracuje ponad stu tłumaczy - najwięcej z nich zna angielski. Kilkudziesięciu pracuje dla polskiego kontyngentu. Trzynastu tłumaczy polsko-arabskich ma polskie obywatelstwo, siedmiu znających polski to obywatele Iraku. Tłumacze dowiadują się sami, albo przez polskich oficerów, z którymi pracują, czy będą mogli przenieść się do Polski razem z rodzinami.

Pisaliśmy podania, że chcemy wyjechać - przyznaje Basim, absolwent Politechniki Gdańskiej i były oficer irackiej armii. Jego sąsiedzi nie wiedzą, że pracuje dla polskiego wojska, także najmłodsze dzieci myślą, że ojciec wykonuje zawód bliski swemu technicznemu wykształceniu. Do swojego miasta wraca z wieloma przesiadkami, by ktoś nie zorientował się, że pracuje w Diwanii.

Zdaniem Basima, gdyby ludzie wiedzieli, że wojsko pomaga miejscowym, nie byliby tak wrodzy, ale "tu panuje fanatyzm". Chciałby wyjechać z żoną i dziećmi nie tylko ze strachu, ale i dlatego że w Iraku trudno o pracę.

Nie wszyscy chcą wyjeżdżać

Ali, pracujący z grupą współpracy cywilno-wojskowej najpierw w Al Kut, teraz w Diwanii, mówi, że chce zostać. Ale mam nadzieję, że moich kolegów zabiorą. Ucieszyli się, gdy usłyszeli o zamiarze zabrania tłumaczy. Tam, gdzie mieszkają, nie przyznają się, dla kogo pracują. W Al Kut kilku zostało zabitych. Niektórzy ludzie rozumieją naszą sytuację, ale dla większości jesteśmy zdrajcami - opowiada. On także spodziewa się, że gdy polskie wojsko wyjedzie, będzie mu trudno o pracę.

Nie ma żadnych decyzji

Czekamy na decyzje - mówi Basim. Tymczasem tym, którzy pytają o perspektywy wyjazdu, ambasador Strzemiecki odpowiada, że dotychczas żadnej decyzji nie podjęto ani w sprawie kryteriów, jakie trzeba spełnić, ani procedur, ani tego, co się im zaoferuje w Polsce. Była już zgoda na wyjazd ponad dwudziestu osób, ale procedurę wizową cofnięto - dodaje ambasador. Podkreśla, że trzeba by im zaproponować coś więcej niż tylko status uchodźcy humanitarnego, potrzebny jest program zagospodarowania tych ludzi.

Decyzja nie należy do nas - mówi dowódca Wielonarodowej Dywizji Centrum-Południe gen. dyw. Andrzej Malinowski. Zwraca uwagę, że trzeba by także sprawdzić, kim są ludzie starający się o przyjazd, by nie okazało się, że do Polski, a tym samym do Europy, przybyły osoby niepożądane. Ten temat wiozę do Warszawy - powiedział ostatnio o sprawie tłumaczy przebywający w Iraku szef BBN Władysław Stasiak.

Argumentem za ich zabraniem jest los tłumaczy kontyngentu hiszpańskiego, który wycofał się w 2004 roku, a jego współpracownicy dostali się w ręce Armii Mahdiego. Wiadomości w regionie rozchodzą się szybko. Jeśli chcemy, by kontyngent w Afganistanie mógł liczyć na życzliwość i zaufanie mieszkańców, trzeba ich przekonać, że nie porzucimy tych, którzy z nami współpracują - uważa ambasador.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)