IPN powoła biegłego do zbadania podpisu Kiszczaka
Pion śledczy IPN ma powołać biegłego, by
zbadał autentyczność podpisu gen. Czesława Kiszczaka na odpisie
rozkazu o zwolnieniu w 1985 r. ze służby milicjanta za zawarcie
ślubu kościelnego - orzekł sąd prowadzący proces b. szefa MSW. Kiszczak nie przyznaje się do stawianych mu zarzutów.
17.09.2008 | aktual.: 17.09.2008 14:22
Oryginał rozkazu znajduje się w tajnym tzw. zbiorze zastrzeżonym IPN, a jego wydobycie - dla porównania oryginału z kopią - może trwać od trzech do sześciu miesięcy. Po takiej informacji od prokuratora IPN Mieczysława Góry Sąd Okręgowy w Warszawie odroczył w środę proces bezterminowo, dając IPN trzy miesiące na wykonanie tej czynności. Sąd zakłada wersję optymistyczną - uzasadniała sędzia.
IPN zarzuca Kiszczakowi zbrodnię komunistyczną i zwolnienie z przyczyn wyznaniowych Tadeusza M., sierżanta milicji drogowej w Tucholi, wyrzuconego za zawarcie ślubu kościelnego oraz za to, że w rodzinie żony było trzech księży, w tym jeden mieszkający we Francji. Formalnym powodem zwolnienia był "ważny interes służby". 82-letniemu Kiszczakowi grozi do trzech lat więzienia za przekroczenie uprawnień i dyskryminację wyznaniową. Nawet w świetle prawa PRL dyskryminacja taka była przestępstwem.
W śledztwie Kiszczak nie przyznał się do zarzutu. Mówił, że rozkaz o zwolnieniu mógł podpisać szef kadr resortu. Podkreślał, że na wyciągu z dokumentów z lat 90. nie ma jego podpisu. Wskazane byłoby, by IPN odnalazł oryginał rozkazu z moim podpisem - dodawał. Kiszczak nie przychodzi na proces; sąd prowadzi sprawę pod jego nieobecność, uznaną za nieusprawiedliwioną.
W środę sąd polecił pionowi śledczemu IPN z Gdańska powołanie biegłego od pisma ręcznego, uznając tę czynność za "niezbędną dla rozstrzygnięcia sprawy". Sąd ujawnił, że w śledztwie Kiszczak nie był przesłuchiwany na okoliczność swego podpisu, gdyż zeznawał jesienią 2006 r., a odpis rozkazu IPN dołączył do akt sprawy rok później.
Gdy sąd spytał prok. Górę, ile czasu potrzebuje on na tę czynność, usłyszał w odpowiedzi, że rozkaz jest w zbiorze zastrzeżonym, a ustalenie tego faktu zabrało prokuratorowi - jak sam przyznał - 22 miesiące. Według prokuratora, wydobycie dokumentu ze zbioru może trwać od trzech miesięcy (jeśli toczyłoby się to w procedurze jawnej) do pół roku (jeśli byłaby procedura tajna) i zależy to od decyzji prezesa IPN. Prokurator dodał, że dopiero nowa ustawa o IPN (która weszła w życie w marcu 2007 r.) umożliwiła wgląd prokuraturze w zbiór zastrzeżony.
Nie mam pojęcia, dlaczego rozkaz jest w zbiorze tajnym - powiedział prok. Góra. Dodał, że on sam nie ma takich wątpliwości jak sąd, bo była dyspozycja ustawowa, że taki rozkaz może podpisać tylko minister osobiście. Tak nie powinno być - przyznał, pytany czy jest normalne, by wydobycie dokumentu w ramach jednej instytucji trwało miesiącami.
Prok. Góra podkreślił, że gdyby sąd chciał skazać Kiszczaka, sprawa musiałaby być umorzona na mocy amnestii z 1989 r., ale z jednoczesnym uznaniem winy podsądnego.
W środę Benon B., dawny kadrowiec z komendy MO w Bydgoszczy, zeznał, że M. został zwolniony przez Kiszczaka. Dodał, że ani ślub kościelny, ani księża w rodzinie nie mogły być powodem do zwolnienia milicjanta. Drugi świadek Wiktor F. - w 1985 r. dowódca Nadwiślańskich Jednostek Wojskowych MSW - oświadczył zaś, że śluby kościelne w tamtym czasie były "źle widziane" i mogły grozić zwolnieniem z wojska, a już na pewno z milicji.
Kiszczak jest w innym procesie - który jeszcze się nie zaczął - oskarżony o wyrzucenie w 1985 r. ze służby milicjanta Romualda K. z Koszalina za to, że posłał córkę do pierwszej komunii.
Od 1994 r. Kiszczak ma proces za wydanie szyfrogramu, mającego być podstawą działań milicji w kopalni "Wujek" w 1981 r., gdzie zabito dziewięciu górników (grozi za to do 10 lat więzienia). W lipcu tego roku warszawski sąd umorzył sprawę z powodu przedawnienia. Prokuratura ma apelować.