Inwigilacja po polsku - podsłuchujemy swoich małżonków, dzieci, nianie i pracowników
• Nowelizacja ustawy o policji wzbudziła obawy o to, że państwo chce inwigilować obywateli
• Tymczasem Polacy już teraz na szeroką skalę korzystają z mikrokamer i podsłuchów
• Używają też programów umożliwiających dostęp do poczty elektronicznej i telefonów innych osób
• Najczęściej inwigilujemy współmałżonka, dzieci, nianię i swoich pracowników
• Inwigilacja osób bez ich wiedzy to przestępstwo, za które grożą nawet dwa lata więzienia
Przegłosowana nowelizacja ustawy o policji budzi kontrowersje. Opozycja twierdzi, że nowe przepisy pozwolą policji na inwigilację internautów bez zgody sądu. Politycy PiS-u odpierają zarzuty, twierdząc, że służby będą mogły pozyskiwać tylko te dane telekomunikacyjne, pocztowe lub internetowe, które nie stanowią treści danego przekazu, czyli np. informacje, jakie strony odwiedza się w internecie, do kogo należy dany numer telefonu, jakie wykonywał połączenia, ale już nie treść samych rozmów, czy e-maili. Na pozyskanie treści zgodę będzie musiał wydać sąd.
Nowe przepisy i tak jednak budzą niepokój wielu środowisk. Protestują przeciwko nim nie tylko politycy opozycji, ale także Komitet Obrony Demokracji, część internautów i środowiska anarchistów.
Tymczasem okazuje się, że na co dzień nasze rozmowy telefoniczne i e-maile być może i tak podsłuchuje lub czyta nasz zazdrosny współmałżonek albo szef podejrzewający nas o nielojalność wobec firmy.
Mikrokamerę i podsłuch możesz ukryć praktycznie wszędzie
Jak się okazuje, nie jest to takie trudne, a odpowiedni sprzęt pozwalający na szpiegowanie innych osób jest powszechnie dostępny. W sklepach sieci SpyShop można kupić m.in. mikrokamery ukryte w zegarze wiszącym na ścianie, kubku, zapalniczce czy innym przedmiocie. W ofercie są też miniaturowe pluskwy podsłuchowe, a nawet sprzęt umożliwiający podsłuchiwanie przez ścianę. Najtańszą mikrokamerę ukrytą w pendrivie można kupić już od niespełna 150 zł. Na specjalne życzenia firma może zamontować kamerę w każdym urządzeniu czy przedmiocie, jeśli jest to możliwe pod względem technicznym.
Kim są osoby kupujące tego typu urządzenia?
- Są to małżonkowie podejrzewający partnerów o nieuczciwość; rodzice, którzy martwią się o swoje dzieci (np. kontrola opiekunki, monitoring aktualnego miejsca pobytu dzieci podczas wakacyjnego wyjazdu), przedsiębiorcy poszukujący sprzętu do monitorowania służbowych komputerów, telefonów i samochodów, czy osoby szukające urządzeń do zabezpieczenia domu i auta przed złodziejami - wyjaśnia Wirtualnej Polsce Paweł Wujcikowski, właściciel sieci sklepów detektywistycznych Spy Shop. - Jako firma nie wymagamy podawania celu zakupu urządzenia, a nie każdy klient dzieli się tymi informacjami. Choć zdarzają się też takie osoby, które dokładnie opisują swoje potrzeby. Bywa, że ich historie są bardzo specyficzne - dodaje.
Powtarzającymi się klientami są rodzice martwiący się o swoje dzieci. Dotyczy to zwłaszcza nastolatków, którzy nagle zaczynają zachowywać się podejrzanie, albo np. wracają ze szkoły z siniakami, ale nie chcą powiedzieć, co się stało.
- Wtedy sugerujemy rozwiązania takie, jak np. zwykły podsłuch MVR-100 ukryty w pendrive, czy okulary z kamerą model OTP, jeśli ma dojść do konfrontacji z podejrzaną osobą - mówi Wujcikowski. - Czasami rodzice wracają do nas tylko po to, żeby podziękować, bo dzięki naszym rozwiązaniom pomogli dziecku, które było prześladowane w szkole. Takich historii jest naprawdę sporo - dodaje.
Tylko w 2015 r. sieć sklepów detektywistycznych sprzedała około trzech tysięcy kamer i czterech tysięcy urządzeń podsłuchujących. Kamery większość osób montuje dla bezpieczeństwa swojego domu czy biura. Ukryta w zegarze lub gniazdku elektrycznym kamera może zarejestrować twarz włamywacza lub osoby, która wykorzystała nieobecność w gabinecie swojego szefa, by przejrzeć dokumenty, do których nie powinna mieć dostępu.
Oko na opiekunkę
Zdarzają się też osoby, które mikrokamery lub pluskwy podsłuchowe wykorzystują do inwigilowania opiekunek do dzieci lub nauczycieli. W minionych latach w mediach głośno było o aktach agresji fizycznej lub słownej wobec uczniów i przedszkolaków, które wyszły na jaw, ponieważ jeden z rodziców ukrył urządzenia nagrywające w plecaku swojego dziecka.
- Jakiś czas temu po takich głośnych sprawach zgłaszało się do mnie wiele osób zainteresowanych dyskretną obserwacją zatrudnianych przez siebie opiekunek do dzieci - mówi Wirtualnej Polsce Marek Gzik, prywatny detektyw z Łodzi. -W takiej sytuacji możliwe jest zamontowanie małej kamery np. w zabawce - dodaje.
Chlebem powszednim agencji detektywistycznych są jednak zlecenia od klientów, którzy podejrzewają swojego współmałżonka o zdradę i chcą zdobyć na to dowód.
Trzeba jednak pamiętać, że inwigilacja osób trzecich bez ich zgody jest przestępstwem. Artykuł 267 kodeksu karnego mówi, że "kto bez uprawnienia uzyskuje dostęp do informacji dla niego nieprzeznaczonej, otwierając zamknięte pismo, podłączając się do sieci telekomunikacyjnej lub przełamując albo omijając elektroniczne, magnetyczne, informatyczne lub inne szczególne jej zabezpieczenie, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2".
- Dlatego najczęściej jedynie informuję klientów o możliwościach, jakie daje współczesny sprzęt audiowizualny, możemy go też wypożyczyć, ale zawsze przestrzegamy klientów, że jego użycie jest przestępstwem - mówi Gzik.
Najczęściej jednak zdobyty nielegalnie dowód zdrady jest punktem wyjścia do znalezienia innych, które mają znaczenie dla przebiegu rozprawy sądowej.
Lokalizator GPS powie ci, czy mąż rzeczywiście pojechał do firmy
Trochę inaczej wygląda sprawa, jeśli klient chce wiedzieć, gdzie w ciągu dnia bywa jego żona. Wtedy detektyw ma większe pole do popisu.
- Znane z filmów i seriali obrazki, kiedy to detektyw śledzi samochód podejrzewanej o zdradę żony lub męża nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością. Dziś stosuje się przede wszystkim lokalizatory GPS, które pozwalają ustalić, gdzie przemieszcza się dany samochód - wyjaśnia Gzik.
Zamontowanie lokalizatora GPS w czyimś samochodzie bez jego wiedzy także jest przestępstwem, ale w przypadku spraw małżeńskich jest pewien "kruczek".
- Jeśli samochód jest wspólną własnością małżeństwa, nie ma problemu, aby jeden z małżonków zamontował w nim lokalizator GPS - mówi Gzik.
W 2015 r. głośna była sprawa Tomasza Górskiego, byłego posła PiS i Solidarnej Polski, od niedawna członka partii KORWiN, u którego w samochodzie znaleziono właśnie takie urządzenie. Policja nie ujawniła szczegółów tej sprawy, wyjaśniając jedynie, że posła śledzono "w celach prywatnych".
Z lokalizatorów GPS chętnie korzystają też właściciele firm, których pracownicy korzystają ze służbowych aut. Dzięki nadajnikom szef może łatwo ustalić, czy jego podwładny nie wykorzystywał samochodu do celów prywatnych. Zgodnie z prawem powinien jednak poinformować wszystkich swoich pracowników o tym, że służbowe samochody są wyposażone w urządzenia GPS.
Podobnie jest z programami szpiegującymi montowanymi w komputerach i telefonach. Umożliwiają one podsłuchiwanie wszystkich rozmów, dostęp do skrzynki e-mailowej, a nawet zobaczenia wszystkich stron, które odwiedzał użytkownik danego komputera. Właściciel firmy ma prawo z nich korzystać, jeśli wcześniej poinformował o tym swoich pracowników. W zeszłym roku do czytania maili pracowników swojego gabinetu przyznał się Jacek Jaśkowiak, prezydent Poznania. Dla wielu z nich zakończyło się to zwolnieniem z pracy.
Z programów pozwalających sprawdzać, kto czym się zajmuje na swoim komputerze, często korzystają także rodzice nastolatków.
- Wraz ze wzrostem świadomości zagrożeń płynących z niewłaściwego korzystania z internetu, portali społecznościowych czy komunikatorów przez najmłodszych, wielu rodziców decyduje się na zakup oprogramowania pozwalającego na monitoring każdej czynności pociechy wykonywanej na komputerze czy telefonie - przyznaje Paweł Wujcikowski.
Lawinowy wzrost podsłuchów i innych form inwigilacji zgłaszanych na policję
Na stronie sklepów Spy Shop pod opisami produktów znajdziemy ostrzeżenie, że nagrywać czy podsłuchiwać można tylko osoby za ich zgodą, ale oczywiście, czy tak się dzieje, tego już nikt ze sklepu nie kontroluje. A jak pokazują policyjne statystyki Polacy inwigilują się nawzajem na potęgę. W 2014 r. na policję zgłoszono aż 2868 przestępstw polegających na bezprawnej inwigilacji. W 1900 przypadkach wszczęte śledztwo potwierdziło, że doszło do złamania prawa. Do 2008 r. liczba tego typu przestępstw nie przekraczała rocznie 400.
Nic dziwnego, że Polacy nie tylko inwigilują, ale też bronią się przed inwigilacją ze strony innych. Tutaj zdecydowanie dominują firmy, zwłaszcza korporacje, które ściśle chronią swoich tajemnic handlowych.
- Zgłaszają się do nas firmy, które proszą o sprawdzenie służbowych telefonów i komputerów, aby upewnić się, czy nie ma w nich zainstalowanych programów szpiegujących. Są też firmy, które co jakiś czas proszą o sprawdzenie sal konferencyjnych i gabinetów na obecność podsłuchu - wyjaśnia Wirtualnej Polsce Aleksandra Skrzyszowska z firmy Lampart Detektywi. - Zdarza się też, że przed jakimiś ważnymi negocjacjami, które mają się odbyć np. w restauracji, sprawdzamy całe pomieszczenie - dodaje.
Podsłuchów i programów szpiegujących boją się także osoby prywatne, które przypuszczają, że zazdrosny mąż lub żona mógł im coś takiego zainstalować.
Chociaż w związku z nowelizacją ustawy o policji rozgorzała dyskusja na temat inwigilacji, na razie nie widać, aby w firmach oferujących wykrywanie podsłuchów, zaczął się większy ruch.
- Myślę, że tej nowej ustawy obawiają się przede wszystkim osoby, które prowadzą działalność przestępczą. Sprawdzając ich komputery pod kątem programów szpiegujących, sami moglibyśmy natrafić na ślady działań nielegalnych, a zgodnie z prawem mamy obowiązek poinformować o tym organy ścigania - mówi Skrzyszowska.
Byłeś świadkiem lub uczestnikiem zdarzenia? .