ŚwiatInternauci sponsorują powiększenie biustu

Internauci sponsorują powiększenie biustu

Amerykanie mają obsesję na punkcie piersi – stwierdził Jason Grunstra i założył stronę internetową, która stała się swoistą "fundacją" pomocy dla kobiet marzących o operacji piersi. One prezentują tam swoje zdjęcia, a mężczyźni w zamian za to, wpłacają pieniądze na operacje.

Internauci sponsorują powiększenie biustu
Źródło zdjęć: © AFP

Odkrywczy moment miał miejsce w Las Vegas podczas wieczoru kawalerskiego z udziałem striptizerek. Jedna z pań zaprezentowała tam swoje niedawno powiększone piersi. Inna striptizerka okazała się być bardzo smutna, gdyż nie mogła sobie pozwolić na operację powiększenia biustu. Grunstra postanowił zgromadzić dla niej pieniądze. Pod koniec imprezy miała już 70 dolarów. (Ceny implantów zaczynają się od 4 tys. dolarów.)

Tak narodził się pomysł stworzenia serwisu MyFreeImplants.com. Celem jest zbiórka pieniędzy dla kobiet, które chcą mieć implanty. Panie pozują do zdjęć, które zamieszczane są na stronie, a chętni „darczyńcy” płacą za możliwość ich obejrzenia i skontaktowania się z panią. Wnoszący opłaty mogą też wysyłać maile, zostawiać komentarze na blogach, a nawet kupić biustonosz ulubionej kobiety z MyFreeImplants.com.

Dwa lata po powstaniu serwisu, zarejestrowało się 10 tys. sponsorów i tysiąc kobiet czekających na ich dolary. Już 28 pań zebrało potrzebną kwotę i opublikowało swoje fotografie „przed” i „po” operacji.

Sponsorzy płacą 1,25 dolara, by móc wysłać wiadomość do jednej kobiety. Dolar idzie dla pani, a 25 centów zabiera Grunsra. Jego strona odwiedzana jest ponad 5 milionów razy w ciągu miesiąca, przynosząc około tysiąc dolarów dziennie i generując miesięczny zysk dla twórcy rzędu 3 tysięcy dolarów.

Płacimy bezpośrednio chirurgom, w przeciwnym razie dziewczyny mogłyby przecież wydać pieniądze na jakieś zakupy – opowiada Grunsra.

23-letnia Ashley, na MyFreeImplants.com jako Minxie, ma już implanty. Teraz zbiera pieniądze na jeszcze większe piersi. Zdecydowała się pokazać sponsorom nago. Opublikowałam około 200 zdjęć - mówi.

Trochę mnie to wkurza, bo niektórzy faceci są mili. Ale są samotni. Jednego nauczyłam nawet, jak się robi stek. Nie chcę być typem oszusta, ale z drugiej strony, zarabiam tu pieniądze – wyznaje Ashley.

To nie jest pornograficzna strona. Ona po prostu łączy ludzi o podobnych zainteresowaniach– odpiera niektóre zarzuty twórca serwisu. To nie jest prostytucja. „Darczyńcy” nie mogą przecież pozyskiwać danych osobowych ani używać strony do spotkań na żywo – tłumaczy.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
internetkobietakomputer
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)