11-latek walczy o życie. Dwukrotnie odmówiono mu karetki
Do olsztyńskiego szpitala w ciężkim stanie trafił 11-letni Błażej. Jednak zanim otrzymał pomoc, dyspozytor numeru 112 dwukrotnie odmówił wysłania po niego karetki pogotowia. Sprawę bada policja.
Chłopiec pochodzi z miejscowości Grodziec w województwie pomorskim. We wtorek, 30 września, chłopiec skarżył się na bóle brzucha. Dzień później objawy nasiliły się na tyle, że jego matka zdecydowała się wezwać pomoc.
- Zadzwoniłam po karetkę na numer 112. Odmówili mi przyjazdu po raz pierwszy, potem drugi raz. Do najbliższego lekarza mam 12 kilometrów. Dla mnie to duży problem. Nie mam auta i prawa jazdy, o pomoc w takich sprawach muszę prosić sąsiada - mówi w rozmowie z "Super Expressem" pani Anna, która samotnie wychowuje czworo dzieci.
W końcu karetka przyjechała na miejsce, jednak nie był to koniec problemów.
- Gdy pierwszy zespół ratownictwa przyjechał na miejsce, stwierdzili, że trzeba wezwać policję, uznano nas za rodzinę patologiczną. Policja rzeczywiście przyjechała, dmuchałam w alkomat i wyszło, że jestem trzeźwa. Nie piję alkoholu. Badano alkomatem także mojego 20-letniego syna - opowiada pani Anna.
Zobacz też: "Żadnego konkretu nie było". Fogiel o planie Merkel i Unii z Rosją
O włos od tragedii. Chłopiec w ciężkim stanie trafił do szpitala
Ratownik medyczny zdecydował, że 11-latek nie wymaga zabrania do szpitala. Zalecił jedynie matce, by udała się na wizytę do przychodzi. Na miejscu pani Anna płaczem wymusiła pomoc. Po chłopca w końcu wysłano śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Jego stan był już jednak bardzo poważny.
- Błażej był nieprzytomny, siny, miał temperaturę ciała 33 stopnie. Wyglądał tak, jakby miał umrzeć - wspomina matka.
W Szpitalu Wojewódzkim w Olsztynie jego stan przez kilka dni określono jako ciężki. Obecnie czuje się już lepiej.
- Mam żal do dyspozytora. Gdybym miała spojrzeć tej osobie w twarz, zapytałabym ją, jakby się czuła, gdyby to jej dziecko potrzebowało pomocy, a karetka nie przyjechała – mówi nam mama Błażeja - żali się pani Anna.
Jak podaje "Super Express", sprawę bada policja.
Przeczytaj też:
Źródło: "Super Express"