Imigranci winni śmierci polskiego kierowcy? Internauci nie mają wątpliwości
Co było przyczyną śmierci polskiego kierowcy w Calais? Po tragicznym wypadku rozpętała się w tej kwestii prawdziwa awantura. - Gdyby kierowca wyhamował, być może uniknąłby śmierci - powiedział w rozmowie z Wirtualną Polską Marek Migalski. Zapytaliśmy internautów, co sądzą o jego słowach. Wyniki sondy są druzgocące.
Kierowca zarejestrowanego w Polsce samochodu zginął w wypadku w pobliżu francuskiego miasta Calais. Imigranci ustawili tam blokadę z pni drzew. Według Marka Migalskiego jest to jednak tylko praprzyczyna tragedii.
Co wy o tym myślicie? Odpowiedzi są jednoznaczne.
Migalski nie ma racji - tak odpowiedziało aż 79 proc. głosujących. Tylko 18 proc. się z nim zgadza.
3 proc. nie ma zdania w tej sprawie.
O co dokładnie chodziło Migalskiemu?
Według niego główną przyczyną tragedii jest nieuwaga samego kierowcy busa na polskich numerach rejestracyjnych. Uderzył on bowiem w tył ciężarówki, której udało się wyhamować przed blokadą.
W rozmowie z WP stwierdził, że ci, którzy ustawili blokadę na drodze, nie zrobili tego z zamiarem zabicia kogokolwiek ani z przyczyn religijnych, czy terrorystycznych. - Ci ludzie żyją tam już bardzo długo w dramatycznych warunkach. Oceniając ich zachowanie trzeba znać przyczynę. Stosowanie tutaj przepisów prawa o ruchu drogowym jest bardzo wygodne, ale nie uwzględnia kontekstu - powiedział.
Sam czyn imigrantów (czy uchodźców)
nazwał jednak skandalicznym, ale podkreślił, że nie można mówić, że była to jedyna, czy główna przyczyna tragedii. - Wygodnie jest czytać o imigrantach w ciepłym, spokojnym domu i oburzać się na ich zachowanie. Oni jednak od wielu miesięcy żyją w zawieszeniu, brudzie. Nikt nie chce się nimi zająć. To nie jest dzicz, jak się pisze, czy mówi - to są ludzie, którzy próbują znaleźć swoje miejsce - mówił Marek Migalski.
Burza o uchodźców. Ostre słowa na Twitterze
"Czyli jednak wypadki drogowe liczymy na poczet uchodźców? No to doliczcie dzisiejszych 10 ofiar na polskich drogach" - napisał wcześniej na Twitterze.
"Oby ten biedny człowiek, który nie wyhamował, choć inni wyhamowali, nie został uznany za ofiarę muzułmanów/ciapatych" - pisał dalej.
Od tych wpisów rozpętała się prawdziwa burza wokół uchodźców.
Dziennikarz Piotr Semka napisał, że "usprawiedliwianie imigrantów nie zna granic".
Ale Marek Migalskie poszedł jeszcze dalej w argumentacji, kto jest winny śmierci kierowcy. "W Calais żyją uchodźcy nierozlokowani. Polski rząd nie chce ich relokacji. Wciągnijcie wniosek, kto prócz nich jest winny śmierci Polaka" - napisał w kolejnym wpisie.
Oskarżono imigrantów
Czterech migrantów, którzy na autostradzie ustawili blokadę z pni drzew, zostało oskarżonych o spowodowanie śmierci polskiego kierowcy samochodu dostawczego.
Jak poinformował prokurator w Saint-Omer Patrick Leleu, zatrzymanym - dwóm Afgańczykom i dwóm niepełnoletnim Erytrejczykom - postawiono zarzuty spowodowania zagrożenia w ruchu drogowym, które stało się bezpośrednią przyczyną śmierci obywatela polskiego, i narażenia na niebezpieczeństwo życia innych kierowców.
Oskarżeni nie przyznają się do winy.
Blokadę ustawili migranci
Do wypadku doszło we wtorek nad ranem. Przed ustawioną na drodze przez migrantów blokadą z pni drzew trzy pojazdy gwałtownie zahamowały. Bus na polskich numerach rejestracyjnych, który jechał z tyłu, uderzył w jeden z samochodów ciężarowych i stanął w płomieniach. Jak podają lokalne media, kierowca zginął na miejscu.
W sprawie wszczęto śledztwo; zatrzymano dziewięciu pochodzących z Erytrei migrantów - napisano na portalu radia Europe1. Cudzoziemcy byli w jednym z pojazdów stojących przed blokadą.
To pierwszy wypadek spowodowany blokadą drogi ustawioną przez migrantów od początku kryzysu migracyjnego w 2014 roku - pisze AFP. Montowanie takich prowizorycznych blokad przez uchodźców w tym rejonie było codzienną praktyką, gdy istniała jeszcze "dżungla". Migranci, najczęściej nocą, blokowali drogę, by spowolnić jadące w kierunku Wielkiej Brytanii pojazdy i chowali się nieopodal, usiłując później wejść do zatrzymujących się samochodów.
Choć praktyk tych zaprzestano po październikowej likwidacji obozowiska, z którego kilka tysięcy migrantów rozmieszczono w ośrodkach na terytorium całej Francji, od końca maja, gdy część uchodźców wróciła na te tereny, ponownie zaczęło dochodzić do takich incydentów.
Apel Błaszczaka
Minister Mariusz Błaszczak apeluje o zapewnienie bezpieczeństwa polskim kierowcom w rejonie Calais. Pisze list do swojego francuskiego odpowiednika.
"Dżungla" w Calais
W mieście Calais, na północy Francji, gdzie w październiku ub.r. zlikwidowano dzikie obozowiska nazywane "dżunglą", koczuje obecnie 400-600 migrantów - pisze AFP.
Jak pisze francuski dziennik "Le Figaro" na swej stronie internetowej, uchodźcy wracają do Calais wraz z nadejściem dobrej pogody. Pochodzący w większości z Erytrei i Sudanu migranci liczą, że uda im przedostać się do Wielkiej Brytanii.
2 marca lokalne władze zakazały rozdawania posiłków migrantom w Calais, jednak na wniosek wielu organizacji sąd cofnął tę decyzję. W uzasadnieniu argumentowano, że choć sąd rozumie intencje władz, takie kroki pozbawiają "grupę ludzi będących w bardzo trudnej sytuacji" niezbędnego do życia pożywienia.
Powrót imigrantów
O powrocie migrantów do Calais informowano już w styczniu. Gdy pod koniec października zlikwidowano obozowisko w Calais, gdzie przebywało około 7 tys. osób, francuski rząd zapowiadał, że władze brytyjskie przyjmą około 2 tys. nieletnich, którzy są samotni lub w "wyjątkowo trudnej sytuacji". Jednak na ok. dwa miesiące po likwidacji "dżungli", zaczęli tam wracać nieletni, których przyjęcia odmówiła Wielka Brytania.
Migranci zostali rozmieszczeni w rozrzuconych po Francji ośrodkach, ale "nie zrezygnowali z marzeń o Anglii" - mówił dyrektor stowarzyszenia France Terre d'Asile (Francja Ziemia Azylu) Pierre Henry, którego zdaniem "zamknięcie obozu nie położyło kresu presji migracyjnej".
W "dżungli" żyli mężczyźni, kobiety i dzieci, głównie z Afganistanu, Sudanu czy Erytrei. Napływający w okolice Calais migranci początkowo liczyli, że przedostaną się stamtąd kanałem La Manche do Wielkiej Brytanii. Jednak władze zabezpieczyły zarówno znajdujący się tam wlot tunelu pod kanałem La Manche, jak i obwodnicę prowadzącą do portu, skąd odpływają statki do Wielkiej Brytanii.
Z braku możliwości pokonania kanału La Manche coraz więcej migrantów zostawało w prowizorycznym obozowisku, które mieściło się około godziny drogi na piechotę od centrum Calais.
Ustawiona przez migrantów z pni drzew blokada drogi leżącej ok. 15 km od Calais doprowadziła we wtorek nad ranem do wypadku, w którym zginął kierowca zarejestrowanego w Polsce samochodu Renault Master. W toku śledztwa zatrzymano dziewięciu pochodzących z Erytrei migrantów.
Źródło: WP/PAP