Ile jest w kopercie dla księdza chodzącego po kolędzie?
Ile parafianie dają księdzu w kopercie, gdy przychodzi po kolędzie? Z rozmów z wiernymi wyłania się bieda polskiego społeczeństwa. Księża rysują jeszcze smutniejszy obraz finansowego wsparcia – informuje "Gazeta Krakowska".
Wszystkie rozmowy o dochodach w kopertach księża szybko ucinają: nie ma o czym mówić! To tajemnica. Ale anonimowo dodają, że wpływy są coraz mniejsze. Przyznają, że ludzie, których odwiedzają po kolędzie, często wkładają do kopert 10 zł. A przecież my z tych pieniędzy dokonujemy opłat za prąd, gaz, wodę, wywóz śmieci. Nie żyjemy w próżni - przyznaje ksiądz z Nowej Huty. Podobnie mówi duchowny z Azorów. Pieniądze są przeznaczane na bieżące potrzeby parafii, niezbędne remonty, ale o wszystkim decyduje proboszcz - zaznacza.
Pieniądze to bardzo delikatna sprawa. Czasem trzeba się przepychać z księdzem, by wręczyć kopertę, czasem natomiast po grzecznościowym "nie trzeba, nie trzeba", idzie jak po maśle - opowiada Jacek Jamrogowicz z Brzeska.
Zdarza się też, że w kopertach wręczanych przy wyjściu są inne przedmioty niż banknoty. Pamiętam, że kiedy pracowałem w Gorlicach znalazłem równiutko przyciętą gazetę - wspomina jeden z sądeckich księży.
W niektórych parafiach księża apelują, by wierni nie wręczali pieniędzy podczas kolędy, ale by dali je na tacę. Tak jest choćby w tarnowskiej parafii Księży Filipinów. Proponujemy, aby nasi parafianie złożyli ofiarę w niedzielę i zawsze na konkretny cel - mówi "Gazecie Krakowskiej" ks. Paweł Cyz. Tarnowscy wierni najczęściej do koperty kładą kwoty od 30 do 50 złotych. Pieniądze z kolędy dzielone są między potrzeby parafii, kurii oraz poszczególnych księży.
W małych wsiach z kolei nie wzięcie koperty może zostać potraktowane jako afront. Starsze osoby traktują to jak rytuał i byłoby dla nich przykrością, gdyby nie przyjąć ich daru - twierdzi ks. Marek Marcićkiewicz, proboszcz w Przeczycy pod Pilznem.
W Mościcach, dzielnicy Tarnowa, do dziś wspominają nieżyjącego już proboszcza ks. Stanisława Indyka, który do kolędy... dokładał, dzieląc się pieniędzmi z biednymi.
Jaka wiara, taka ofiara - zaznacza ksiądz Jan Krzyżowski z parafii św. Stanisława BM w Kantorowicach. Z reguły ofiarę dają ci, którzy mogą dać i nie zawsze jest ona proporcjonalna do zasobności portfela. To przeważnie kwoty w wysokości 30-40 zł - mówi. Ksiądz Jan podkreśla, że nie zawsze zdarza się mu brać ofiarę, gdy chodzi po kolędzie. Zazwyczaj wtedy, gdy wiem, jaka jest sytuacja materialna rodziny - mówi.
W Nowym Sączu, niektórych parafiach w Krakowie i na Podhalu, zdarza się, że w kopertach jest całe sto złotych, ale to rzadkość. Księża nie pamiętają wyjątkowo ekscytujących przygód związanych z kolędą, jeśli nie liczyć poszarpanej sutanny przez wałęsające się psy.
Niecodzienna przygoda zdarzyła się natomiast księdzu z parafii św. Józefa w Nowej Hucie. W trakcie kolędy trafił do mieszkania dwóch staruszek na os. Kalinowym. Babcie przyjęły kapłana, jednak po jego wyjściu skojarzyły, że nie pamiętają go z kościoła. Czujne parafianki doszły do wniosku, że jest to oszust i zadzwoniły po policję. Ksiądz ujęty przez stróżów prawa spędził kilka godzin na komisariacie, wyjaśniając, że naprawdę chodzi po kolędzie - mówi "Gazecie Krakowskiej" ks. Jarosław Nowak z parafii św. Józefa.