ŚwiatIgor Janke: dlaczego Angela Merkel nie chce Ukrainy?

Igor Janke: dlaczego Angela Merkel nie chce Ukrainy?

Angela Merkel, kanclerz wielkiego europejskiego kraju, porównuje Ukrainę do Białorusi. Porównanie jest oczywiście absurdalne i pani kanclerz dobrze o tym wie. I standardy demokratyczne, poziom życia, istnienie instytucji obywatelskich, organizacji pozarządowych, tu i ówdzie niezależnych mediów – to wszystko różni oba kraje zasadniczo. Oczywiście, to wszystko, co dzieje się dziś na Ukrainie jest niebezpieczne i idzie w złym kierunku. Ciekaw jednak jestem, do jakiego kraju kanclerz Merkel będzie gotowa porównać Rosję?

Tam dochodziło do politycznych morderstw, tam liczba więźniów politycznych jest znana, tam łamanie praw człowieka jest na porządku dziennym. Do czego kanclerz Merkel porówna inwazje na Gruzję? A jak nazwie to, co się działo w Czeczeni i do czego porówna sytuację ludności czeczeńskiej? Dlaczego w tym przypadku nie podnosi głosu?

Powody są dość proste. Niemiecki przemysł ma olbrzymie interesy w Rosji i liczy na to, że będzie mieć jeszcze większe. Niemiecka gospodarka nastawiona na eksport szuka nieustannie nowych rynków zbytu. Rosja także jest potencjalnym rynkiem.

Przemysłowe lobby niemieckie jest potężne i bardzo wpływowe. Politycy tego kraju muszą się z nim liczyć. Tam państwo bardzo dobrze współpracuje z przedsiębiorcami, którzy umieją się bardzo dobrze organizować i wykorzystywać wszelkie możliwe środki nacisku. Politycy nie zagrają wbrew ich interesom. Dlatego możemy być spokojni - Niemcy nie wezwą do bojkotu żadnej rosyjskiej imprezy ani nie wypowiedzą żadnych ostrych słów pod adresem Moskwy.

Natomiast niemieccy obywatele lubią słuchać o prawach człowieka. Po traumie związanej z pamięcią o dokonaniach ich dziadków z czasów II wojny obywatele tego kraju chcą za wszelką cenę pokazać, że są wrażliwi i reagują alergicznie na wszystko, co kojarzy im się z totalitaryzmami. Politycy muszą odpowiadać na takie oczekiwania wyborców. Szukają więc sytuacji, kiedy mogą swoją wrażliwość zademonstrować.

Z Rosją nie bardzo można – poważne interesy. Jest jeszcze jeden potencjalny kandydat – Chiny. Tam problem z prawami człowieka jest o niebo większy nawet niż w Rosji. No, ale tam interesy niemieckie są jeszcze większe a niemiecki przemysł chce jeszcze znacząco zwiększyć swoja obecność. Z Chinami więc też się nie bardzo da. Szukajmy dalej. Może więc Birma? Dobry kandydat. O Birmie można, to niegroźne, tyle, że Birma mało znana i daleko.

Ale jest Ukraina! Blisko, głośna sprawa. Rynek kiedyś może to będzie duży, ale na razie bieda tam piszczy i niewiele da się sprzedać. Można spokojnie powalczyć o prawa człowieka na Ukrainie. To bezpieczne.

Przy okazji można upiec inną pieczeń. Polska tak bardzo walczy, by kiedyś Ukraina była członkiem Unii Europejskiej. A to oznaczałoby nowe inwestycje, nowe wydatki. To oznaczałoby konieczność przekonywania niemiecki obywateli (czytaj : wyborców) do dalszych wysiłków. A niemieccy obywatele są już zmęczeni i zirytowani rozszerzaniem Unii, zwłaszcza na wschód. Takie zbliżenie z Europą byłoby dla Niemiec dziś sporym kłopotem. A po co nowy kłopot brać na głowę? Trzeba tę perspektywę oddalić jak najbardziej. Siniaki na ciele Julii Tymoszenko są wspaniałym pretekstem. Można pokazać wyborcom własną wrażliwość, wreszcie można powalczyć o prawa człowieka. I jeszcze można odsunąć na jeszcze dalszą perspektywę zbliżenie Ukrainy z Unią. O to mniej więcej chodzi kanclerz Merkel.

Igor Janke dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (242)