Hymn i Krym. Po incydencie na anektowanym półwyspie za obrazę pieśni narodowej Rosji grozi rok więzienia
• Rosyjska Duma uchwaliła przepisy karne za obrazę hymnu państwowego
• Tym, którzy świadomie będą fałszować lub zmieniać tekst pieśni grozi rok więzienia
• To pokłosie incydentu, do jakiego doszło podczas lokalnego zjazdu na Krymie
• Podczas odśpiewania hymnu ktoś bezlitośnie zadrwił z symbolu Rosji
• Zamiast "Rosja to nasze święte mocarstwo" na ekranie pojawiły się słowa "Rosja to nasze stuknięte mocarstwo"
• Po aneksji na Krymie wśród Rosjan zapanowała patriotyczna gorączka, więc zdarzenie zostało odebrane śmiertelnie poważnie
To spotkanie krymscy aktywiści zapamiętają na długo.
W pochmurny poranek 8 kwietnia sewastopolskie Centrum Kultury na ulicy Lenina powoli zapełniało się ludźmi. Pierwszy zjazd społeczno-eksperckiej rady przy gubernatorze Sewastopola był dopięty na ostatni guzik. Nic nie zapowiadało katastrofy.
Spotkanie planowano rozpocząć od uroczystego odśpiewania hymnu Federacji Rosyjskiej. Od wiosny 2014 r. publiczna demonstracja miłości do rosyjskiej ojczyzny jest na zaanektowanym półwyspie nową świecką tradycją.
Nowy-stary hymn
Pieśń to nie byle jaka - w 2000 r. świeżo upieczony prezydent, Władimir Putin, z inicjatywy komunistów i ku trwodze rosyjskich inteligentów, przywrócił radziecki hymn, odświeżony i dostosowany do potrzeb nowych czasów. Ten bardziej pasował do jego rządów, niż wprowadzona w 1991 r. przez Borysa Jelcyna "Pieśń patriotyczna", pompatyczna melodia bez słów. Nowy-stary hymn wysławiał potęgę i niezłomność państwa, co przypadło do gustu Rosjanom, którzy z nostalgią wspominali utracone mocarstwo.
Słowa hymnu napisał, a potem kilkukrotnie przerobił, ten sam człowiek - Siergiej Michałkow (ojciec znanych reżyserów, Nikity Michałkowa i Andrieja Konczałowskiego). Poeta. Człowiek legenda. Potomek rosyjskich arystokratów, potrafił się odnaleźć w komunistycznej rzeczywistości. Pierwszą wersję hymnu z 1944 r. redagował sam Józef Stalin.
Elastyczny Michałkow potrafił dogadać się z każdym przywódcą Związku Radzieckiego, posłusznie zmieniając tekst pieśni na potrzeby nowych władz. Po pierestrojce popadł w chwilowe zapomnienie, ale Putin zapewnił mu powrót na salony w blasku chwały. Siergiej Michałkow odwdzięczył się nowymi strofami hymnu. W słowa o wielkości i potędze wplótł Boga, wyrzucił "komunizm", "czerwony sztandar" i "Lenina".
"Rosja to nasze stuknięte mocarstwo"
Po aneksji na Krymie zapanowała patriotyczna gorączka. Co bardziej nadgorliwi restauratorzy wyrzucali z kart kawę Americano, bo to imperialistyczny napój. Lokalni politycy prześcigali się w zapewnianiu Kremla o swej wierności.
Można więc sobie wyobrazić przerażenie uczestników zjazdu, gdy zamiast znajomych ulubionych fraz "Rosja to nasze święte mocarstwo", na umieszczonym w auli ekranie pojawiły się słowa "Rosja to nasze stuknięte mocarstwo", zamiast "Prastary związku bratnich narodów" - "Prastary związku niewolniczych narodów". Potem było jeszcze gorzej: w patetycznych strofach hymnu pojawiły się inwektywy, a w miejsce wzniosłej melodii, rozległa się z głośników kocia muzyka.
Podniósł się niebywały rwetes, płacz i zgrzytanie zębów. Obecni na sali kozacy rzucili się w stronę dwóch chudych studentów obsługujących komputer, z którego wyświetlano tekst. Spotkanie przerwano. Na miejsce zbrodni natychmiast przyjechali przedstawiciele Komitetu Śledczego i Federalna Służba Bezpieczeństwa. Zabezpieczono ślady.
- Jestem ultrapatriotką Rosji - łkała jedna z organizatorek spotkania. Wiceszef departamentu wewnętrznej polityki władz Sewastopola zarzekał się, że na twardym dysku komputera nie ma zapisanej strony z obrazoburczym tekstem (okazało się, że trefny plik został usunięty). Dwudziestoletni studenci informatycy przysięgali, że niczego nie rozumieją i o niczym nie wiedzą. Śledczy nabrali wody w usta: "Jeszcze nie wiemy, czy mamy do czynienia z głupim wybrykiem, czy antypaństwową dywersją" - tak brzmiał jedyny komentarz, jaki udało się zdobyć dziennikarzom.
Zbrodnia i kara
Tajemniczą historię z Sewastopola ze złośliwą satysfakcją komentowano w ukraińskich mediach. "Na Krymie bezlitośnie zadrwiono z hymnu okupanta" - cieszyły się gazety nad Dnieprem.
Ale rosyjskim politykom nie było do śmiechu. Kwietniowa wpadka sprowokowała sanatorów i deputowanych do Dumy do zaostrzenia prawa. Dzielni słudzy narodu nie zasypiali gruszek w popiele, cały miesiąc pracowali w pocie czoła i już od maja za obrazę hymnu grozi w Rosji do roku więzienia (wcześniej taki wyrok przewidziano jedynie za obrazę herbu i flagi). Sąd Najwyższy Federacji Rosyjskiej przypieczętował nowe prawo.
- Odpowiedzialność poniosą tylko ci, którzy będą wykonywać hymn publicznie, dla szerokiej publiczności i świadomie obrażą nasz symbol państwowy - wyjaśniał dziennikarzom senator Wadim Tiulpanow z Jednej Rosji. I natychmiast uspokoił wszystkich tych, którym słoń nadepnął na ucho: - Za nieumyślne fałszowanie i pomylenie słów kary nie będzie - zapewnił.
"Po co się ograniczać?" - drwili internauci. "Rosjanie to na naród muzykalny. Swoje pieśni śpiewają bez fałszu. Fałszują jedynie zdrajcy i dywersanci".
Katarzyna Kwiatkowska-Moskalewicz jest autorką książki "Zabić smoka. Ukraińskie Rewolucje" (Wydawnictwo Czarne).