Hutnicy z Łazisk wznowili okupację
Sześcioro pracowników Huty Łaziska wznowiło zawieszoną przed świętami okupację Śląskiego Urzędu
Wojewódzkiego w Katowicach. Chcą przywrócenia dostaw prądu do
swojego zakładu na korzystnych dla huty zasadach. W południe
dołączyli do nich czterej konduktorzy z Bytomia, którzy walczą o
utrzymanie swoich miejsc pracy.
Przedstawiciele Urzędu Wojewódzkiego podkreślają, że Urząd nie jest stroną w żadnym z konfliktów.
Pracownicy huty, którzy zawiesili swoją akcję w Wielki Czwartek, wrócili na korytarz przed gabinetem wojewody we wtorek rano. Zgodnie zapowiedziami urzędników, bez przeszkód odebrali z depozytu łóżka polowe, koce i śpiwory, które ponownie rozłożyli przed gabinetem wojewody. Deklarują protest do momentu, kiedy do huty popłynie prąd. Od środy codziennie ma ich wspierać niespełna 15-osobowa grupa pikietujących.
W południe do okupujących dołączyli czterej konduktorzy z Przedsiębiorstwa Komunikacji Miejskiej (PKM) w Bytomiu. Ich protest ma - jak mówią - wspomóc walkę 283 konduktorów, kontrolerów biletów i kontrolerów ruchu o utrzymanie miejsc pracy po zakończeniu programu pilotażowego, w ramach którego są zatrudnieniu.
W środę, pod patronatem wicewojewody śląskiego Artura Warzochy, w Urzędzie mają rozpocząć się negocjacje związkowców z PKM z przedstawicielami zarządów Komunalnego Związku Komunikacyjnego GOP (organizator komunikacji) i bytomskiego PKM.
Związkowcy z PKM przekazali wojewodzie list otwarty adresowany m.in. do premiera oraz ministrów transportu i budownictwa i sprawiedliwości. Proszą w nim o pomoc w walce o utrzymanie miejsc pracy, a także żądają jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, "kto jest przewoźnikiem w świetle prawa i komu (organizatorowi komunikacji czy firmie przewozowej) należą się wpływy ze sprzedaży biletów". Od rozwiązania tego problemu zależy m.in. możliwość finansowania ich pracy po zakończeniu upływającego z końcem maja pilotażu.
Konduktorzy chcą nadal pracować, utrzymując się z całości zysków ze sprzedawanych przez siebie biletów. Organizujący komunikację na Śląsku KZK GOP chce natomiast, aby z blisko 300 konduktorów pozostało ok. 180, pozostali mogliby zostać kontrolerami biletów. Zatrudnianie konduktorów na obecnych zasadach uważa za nieekonomiczne.
Wicewojewoda Artur Warzocha przyjmując dokumenty od związkowców podkreślił, że wojewoda śląski nie jest stroną konfliktu, a jedynie patronuje negocjacjom. Wojewoda nie czuje się również adresatem postulatów hutników. Prowadzi wprawdzie wobec Górnośląskiego Zakładu Elektroenergetycznego GZE postępowanie egzekucyjne, jednak stosuje w nim wyłącznie grzywny, bo tak wskazał mu Urząd Regulacji Energetyki (URE). Protestujący hutnicy uważają, że to za mało.
Przedstawiciele huty przekazali dziennikarzom dwa kolejne dokumenty, które mają potwierdzać racje hutników. Pierwszy to odrzucenie 5 kwietnia tego roku przez Sąd Apelacyjny w Warszawie skargi kasacyjnej dotyczącej tytuły wykonawczego, na podstawie którego Górnośląski Zakład Elektroenergetyczny GZE (obecnie Vattenfall Distribution) powinien włączyć hucie prąd. Drugi dotyczy wszczęcia przez URE postępowania dotyczącego prawidłowości wykonywania przez GZE koncesji na przesyłanie i dystrybucję energii.
Huta chce, aby GZE wznowił dostawy energii, na zasadach zgodnych z rozporządzeniem prezesa URE z 2001 roku, którego ważność została niedawno prawomocnie stwierdzona przez sąd. GZE nie zgadza się natomiast na dostawę prądu po cenach - zgodnie z tym rozporządzeniem - z 2001 roku, argumentując, że ceny te obecne są dwukrotnie wyższe.
Swoje argumenty GZE podpiera innym wyrokiem sądu z marca tego roku, który zmienił postanowienie prezesa URE, precyzując, że obowiązują bieżące ceny taryfowe i przedpłaty. Według firmy, dostawa prądu na innych zasadach byłaby złamaniem prawa. Hutnicy podkreślają natomiast, że zmiana dokonana przez sąd jest nieprawomocna.