Huawei na cenzurowanym u sojuszników. Co zrobi Polska?
Podejrzewane o szpiegostwo i związki z komunistyczną władzą firmy technologiczne z Chin są wykluczane z rynków przez kolejne państwa Zachodu. Polskie władze takich obaw nie mają i dotąd chętnie kupowały ich sprzęt. Czy słusznie?
13.12.2018 | aktual.: 14.12.2018 08:50
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Kiedy na początku grudnia w Kanadzie na wniosek władz USA aresztowano Meng Wanzhou, wiceprezes i córkę założyciela chińskiego giganta Huawei, władze w Pekinie były oburzone.
"Aresztowanie Meng Wanzhou to stosowanie terroryzmu do konkurencji między państwami i biznesami. Wzmaganie presji na firmę i kraj stojący za nią poprzez zatrzymanie kluczowego członka zarządu jest czymś znacznie gorszym, niż zwykłe pogwałcenie praw człowieka" - oświadczył na Twitterze Hu Xijin, redaktor naczelny Global Times, anglojęzycznego organu prasowego KPCh.
Choć na Meng ciążą poważne zarzuty - oskarża się ją o ukrywanie związków Huawei z firmą łamiącą amerykańskie sankcje na Iran i zarazem oszukiwanie inwestorów - to sprawa nie jest pozbawiona politycznego drugiego dna. Meng stała się twarzą prowadzonej od miesięcy amerykańsko-chińskiej wojny handlowej, a jej aresztowanie jest kolejnym z serii ruchów przeciwko Huawei i innym chińskim firmom technologicznym. Sprawa jest tym bardziej polityczna, że Huawei nie jest całkowicie prywatnym biznesem, ale firmą, za którą - jak to ujął w tweecie Hu - stoi cały kraj.
Przeczytaj również: Szefowa Huawei zwolniona z aresztu za kaucją
Firma pod kontrolą
Choć oficjalnie firma utrzymuje, że nie ma nic wspólnego z władzami w Pekinie, to jej polityczne związki - podobnie jak wielu innych chińskich firm eksportowych - są tajemnicą poliszynela. Ojciec Meng i założyciel firmy Ren Zhengfei był oficerem w Armii Wyzwolenia Ludowego i pracował w specjalnej komórce zajmującym się wojskową technologią. Większość ekspertów nie ma większych wątpliwości co do politycznych powiązań firmy. Ward Elcock, były szef kanadyjskiego wywiadu stwierdził wprost, że Huawei jest "praktycznie pod kontrolą chińskiego rządu".
To, w połączeniu z wysuwanymi wobec Pekinu zarzutami o szpiegostwo, kradzież danych i kradzież przemysłową, budzi coraz większe wątpliwości. Amerykańskie władze wykluczyły Huawei z publicznych zamówień na sprzęt, a służby
od wielu miesięcy apelują do sojuszników o unikanie chińskich firm. Jak donosił "Wall Street Journal", Waszyngton prowadził rozmowy na ten temat m.in. z Niemcami, Włochami i Japonią. W lutym zaś szefowie sześciu amerykańskich agencji wywiadowczych ostrzegli natomiast amerykańskich obywateli przed używaniem smartfonów chińskiego producenta.
Amerykańskie argumenty nie pozostały bez odpowiedzi. W akcje przeciwko Huawei oraz innemu chińskiemu gigantowi ZTE angażują się też kolejne kraje. Australia i Nowa Zelandia uniemożliwiły im udział w pracach nad budową sieci komórkowej nowej generacji (5G), zaś ostatnim państwem, które wprowadziło restrykcje jest Japonia, która wykluczyła chińskie przedsiębiorstwa z przetargów publicznych oraz uczestnictwa w rozwoju sieci 5G. Nad podobnymi ruchami zastanawiają się Niemcy i Wielka Brytania.
Przeczytaj również: Szef FBI: Smartfony Huawei i ZTE zagrożeniem dla demokracji
Co z Polską
Z Polski sygnałów o podobnych zamiarach na razie nie słychać. Urządzenia chińskich firm, szczególnie Huawei, są dość powszechnie używane przez instytucje państwowe. Jak mówi WP ekspert ds. cyberbezpieczeństwa Maciej Ostasz, częstym odbiorcą chińskiego sprzętu jest m.in. ministerstwo finansów oraz ZUS. Są to m.in. serwery i urządzenia sieciowe. Urządzenia firmy używane są też w rozwoju i testach sieci 5G. Czy to błąd?
Ministerstwo Cyfryzacji ani rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych do momentu publikacji nie odpowiedziali na pytania WP. Eksperci natomiast nie mają jasnych odpowiedzi. Badacz cyberbezpieczeństwa dr Łukasz Olejnik zgadza się w rozmowie z WP, że może istnieć "strategiczne" zagrożenie.
Jednak jak wyjaśnia Kamil Gapiński, ekspert z Fundacji Bezpieczna Cyberprzestrzeń, główny problem polega na tym, że mimo podejrzeń, nigdy nie przedstawiono żadnych konkretnych dowodów na szpiegowskie praktyki Huawei.
- Podejrzeń jest wiele: wykradanie danych, cyberszpiegostwo, inżynieria odwrotna na wykradanych materiałach. Ale jak dotąd nikt nie był w stanie tego udowodnić. Dlatego na te kontrowersje trzeba patrzeć w kontekście politycznym, szczególnie w obliczu wojny handlowej - mówi Gapiński. - To bardziej kwestia polityczna, zmagania wielkich potęg, niż czysto związana z cyberbezpieczeństwem - dodaje.
Podobnie uważa Maciej Ostasz, ekspert ds. cyberbezpieczeństwa w Centrum Analiz Propagandy i Dezinformacji. Jak dodaje, podejrzenia wobec chińskich przedsiębiorstw nie są niczym nowym.
- Teoria o wykradaniu danych przez urządzenia Huawei nie została jak dotąd potwierdzona. Takie podejrzenia wobec chińskich firm powtarzają się zresztą co kilka lat. Firma TP Link była posądzana o to samo w latach 2010-2013 - mówi.
Jak dodaje, sytuację komplikuje nie tylko polityka, ale też biznesowa konkurencja ze strony firm z USA, Japonii czy Korei Południowej. Chodzi o firmy takie jak Samsung, Sony, Microsoft czy Cisco.
- Wygląda to na efekt lobbingu konkurencji, która jest zaniepokojona szybkim zdobywaniem rynków przez Huawei - zaznacza.
Co robić?
Mimo to, wątpliwości wciąż mogą budzić powiązania firm z chińskimi władzami.
- Trzeba pamiętać, że każda decyzja biznesowa w Chinach jest w pewnym sensie decyzją polityczną. Jeżeli Huawei chce wchodzić na rynki zagraniczne, to oczywiście nie jest tylko samodzielna decyzja zarządu, tylko zapewne podejmowana jest "systemowo" - mówi Gapiński.
Jak jednak dodaje, udowodnienie tego jest niemożliwe.
- Dlatego nie ma prawnych przesłanek, które by zakazywały udziału Huawei w przetargach. Trzeba by się powołać na konkretny paragraf - zaznacza.
Mimo to, zdaniem Michała Rybaka, byłego funkcjonariusza Agencji Wywiadu, polskie władze prędzej czy później powinny podjąć działania.
- To oczywiste, że powinniśmy pójść w tę stronę, co Japonia czy USA. Zakładam, że to tylko kwestia czasu - mówi Rybak. Jak wyjaśnia, zagrożenie wynika nie tylko z używania sprzętu sieciowego chińskich firm przez administrację, ale też zaangażowanie w cały sektor telekom oraz infrastrukturę teleinformatyczną. Ekspert przyznaje jednak, że wprowadzenie restrykcji może być dyplomatycznie skomplikowane. - Nie trzeba się na Chiny obrażać czy grozić im palcem, bo to śmieszne zachowanie, zostanie źle odebrane przez ten dumny naród. Wierzę, że nasza administracja będzie potrafiła wyjść z tego z twarzą - dodaje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl