Horoskop naukowy
Masz nadwagę lub problemy w pracy? To nie twoja wina! Po prostu
urodziłeś się złego dnia.
Astrologia ma fatalną opinię wśród naukowców. No bo jak umysł ścisły może zaakceptować pomysł, że urodzeni w znaku Barana są nieustępliwi, a zodiakalne Skorpiony bywają podstępne i nieufne? Nie dość, że za grosz nie ma w tym logiki, to jeszcze cała astrologia jest niezgodna z tym, co dzieje się na niebie. Problem w tym, że podstawy astrologii stworzono 4,5 tysiąca lat temu, gdy oś obrotu Ziemi nachylona była pod innym kątem niż dziś. Wtedy w momencie rozpoczęcia astronomicznej wiosny Słońce znajdowało się na tle gwiazdozbioru Barana. Jednak od tego czasu wiele się zmieniło – precesja Ziemi, czyli jej stałe „chybotanie się” na orbicie, spowodowała, że teraz około 21 marca Słońce jest w gwiazdozbiorze Ryb.
Pozmieniało się niemal wszystko – urodzeni 4 lipca to Raki, nie Bliźnięta. Co więcej, wedle zasad astrologii nasza gwiazda przechodzi przez wszystkie znaki w takim samym czasie – około miesiąca. Tymczasem gwiazdozbiory na niebie mają różne rozmiary i przejście przez Pannę zajmuje Słońcu 42 dni, a przez Skorpiona – ledwie 6. W dodatku astrologia nie uwzględnia 13. znaku – Wężownika, który obowiązuje między 30 listopada a 17 grudnia. Takich nieścisłości jest wiele, więc wróżenie z daty urodzenia przestano traktować poważnie.
Charakterologia statystyczna
Ostatnio naukowcy znowu powracają do takich prób, ale tym razem uzbrojeni są w potężne narzędzie – statystykę. Na ślady dziwnych związków między dniem przyjścia na świat a przyszłymi zdolnościami czy problemami natrafiono przypadkiem. Jedno z pierwszych doniesień na ten temat pojawiło się przy okazji publikacji wyników rozpoczętych pod koniec lat 20. ubiegłego wieku i trwających do dzisiaj badań nad schizofrenią i depresją maniakalną. Katalogując przypadki tych chorób, zauważono dziwną regularność – najwięcej chorych urodziło się pomiędzy grudniem a kwietniem. Początkowo nikt nie traktował tych wyników poważnie – ot, zbieg okoliczności. Jednak nowe światło na to doniesienie rzuca odkrycie, że podatność na choroby psychiczne dziecka może być związana z infekcjami przebytymi przez matkę podczas trwania ciąży. A przecież to właśnie zima i wczesna wiosna są czasem, gdy szaleją wszelkie infekcje wirusowe. Nagle okazało się, że podobnych związków jest więcej. Holenderscy naukowcy badający zawodowych piłkarzy
przekonali się, że jest wśród nich ponaddwukrotnie więcej osób urodzonych między wrześniem a listopadem niż obchodzących urodziny w lecie. Podobnie jest wśród krykiecistów i kręglarzy. Tu nie znaleziono wyjaśnienia, ale statystyka nie pozostawia wątpliwości.
Zresztą urodzeni w lecie w ogóle nie mają szczęścia. Brytyjskie badania dowiodły, że dzieci urodzone w lecie o połowę częściej potrzebują w szkole dodatkowej pomocy. Stwierdzono też, że wśród studentów medycyny dominują ci, którzy urodzili się między kwietniem a czerwcem. Takie tendencje są zbyt wyraźne, by można je było przypisać tylko przypadkowi. Znaleziono też jeszcze bardziej zaskakujące korelacje. Szkocki psycholog Michael Holmes stwierdził, że naukowcy, którzy w przeszłości skłonni byli wysuwać kontrowersyjne i rewolucyjne teorie, rodzili się zazwyczaj między październikiem a kwietniem. Przykłady? Karol Darwin – 12 lutego. Albert Einstein – 14 marca, Izaak Newton – 25 grudnia, Stephen Hawking – 8 stycznia. Wystarczy? Możliwe, choć niepewne
Moment urodzenia wpływa nie tylko na przyszłe zdolności, ale też na wygląd. Mężczyźni, którzy przyszli na świat od marca do maja, są średnio o sześć milimetrów wyżsi od urodzonych między wrześniem a listopadem. Tu naukowcy podejrzewają, że może być to spowodowane dietą w pierwszych miesiącach życia. Latem matka i dziecko odżywiają się znacznie lepiej niż zimą. Tę teorię potwierdzałyby badania prowadzone w Australii, gdzie pory roku są odwrócone względem naszych. Tam dorodniejsi byli ci, którzy urodzili się pod koniec roku. Ale z tymi późnymi urodzinami też nie można przesadzać. Amerykanie sprawdzili, że dzieci „zimowe” mają duże skłonności do tycia. Czemu? Nie wiadomo. Liczy się nie tylko dzień, ale i godzina urodzenia dziecka. Tu sprawa jest naprawdę poważna. Im później się rodzisz, tym masz mniejsze szanse przeżycia.
Badacze z Kalifornii liczyli, jaka jest śmiertelność noworodków urodzonych między godziną 7 a 19, 19 a 1 w nocy oraz 1 a 7 rano. Okazało się, że dzieci urodzone wieczorem narażone są na większe o 12 procent ryzyko śmierci wkrótce po urodzeniu w porównaniu z dziećmi rodzonymi za dnia. Jeszcze gorzej jest późną nocą – tu niebezpieczeństwo rośnie o 16 procent. Skąd ta zależność? Naukowcy sugerują, że to kwestia kondycji personelu odbierającego poród oraz dostępności specjalistycznej pomocy lekarskiej. Im później, tym trudniej o wypoczętych fachowców. Z tych klocków każdy może sobie ułożyć własny horoskop naukowy. Ja miałem szczęście, że przeżyłem – urodziłem się w środku nocy. Cóż, jestem z maja, więc rewolucyjnej teorii nie ogłoszę. Piłkarzem ani krykiecistą też nie będę. Za to nie grożą mi choroby psychiczne. Dobre i to.
Piotr Stanisławski