PublicystykaHołd oddany Żydom przez prawicę przypomina wideoklip zespołu blackmetalowego

Hołd oddany Żydom przez prawicę przypomina wideoklip zespołu blackmetalowego

A jeszcze gorsze od tej estetyki jest tolerowanie po prawej stronie Marcina Wolskiego i Rafała Ziemkiewicza, dla których obozy zagłady były żydowskie, bo "ginęli w nich Żydzi"

Hołd oddany Żydom przez prawicę przypomina wideoklip zespołu blackmetalowego
Źródło zdjęć: © East News | Jacek Domiński
Jakub Majmurek

20.04.2018 | aktual.: 20.04.2018 17:23

Powstanie w Getcie Warszawskim to jedno z najtragiczniejszych wydarzeń, jakie miały miejsce w polskiej stolicy w okresie drugiej wojny światowej, część największej tragedii, która rozegrała się w naszym rejonie świata w XX wieku – Zagłady europejskich Żydów. Wydarzenie to długo przy tym pozostawało słabo obecne w polskich praktykach pamięci, dopiero od niedawna do szerszej opinii publicznej przebijać zaczyna się szersza świadomość historii roku 1943, ich dramatycznego tła i tragicznych konsekwencji.

W tym roku ta rocznica ma jeszcze jeden, dodatkowy, polityczny wymiar. Dla obecnego obozu władzy uroczystości były okazją zamanifestowania innej twarzy niż ta, jaka objawiła się przy okazji sporu o ustawę o IPN. Czwartek mógł być okazją do wysłania w świat komunikatu: jesteśmy krajem, który szanuje pamięć naszych żydowskich współobywateli i żydowskiej społeczności na całym świecie. Ten dzień dawał szansę na przynajmniej złagodzenie wizerunku kraju antysemickiego, jaki znów przylgnął do Polski za sprawą nieszczęsnej i niepotrzebnej ustawy o IPN oraz towarzyszącej jej medialnej wrzawy.

Czy to się udało? Na efekty przyjedzie poczekać, ale patrząc z dzisiejszej perspektywy – średnio. 19 kwietnia przede wszystkim znów pokazał siłę polskich podziałów. Obok oficjalnych obchodów, gdzie do ogrodzonych typowymi dla tej władzy barierkami oficjeli rządzącej partii można było dołączyć tylko za okazaniem specjalnych zaproszeń, odbyły się obchody oddolne, obywatelskie, nieoficjalne. Prawica oddając hołd bojownikom Getta, często w miękkiej formie powielała przy tym narrację na temat polsko-żydowskiej historii, jaka towarzyszyła debacie o ustawie o IPN. Najbardziej nawet uczciwe i wzruszające teksty w prawicowej prasie wyglądały średnio wiarygodnie obok wierszyków Marcina Wolskiego – który jeszcze niedawno wspólnie z Rafałem A. Ziemkiewiczem żartował sobie o „żydowskich obozach koncentracyjnych”.

Obraz
© East News

Wystąpienia Marcina Wolskiego trudno uznać za głos wpisujący się w dialog polsko-żydowski

„Polacy pomagali Żydom”
Oddajmy jednak prawicy jedno: faktycznie od dobrych kilku lat niektórzy jej przedstawiciele mówili konsekwentnie o powstaniu w Getcie i o Warszawie - jako mieście dwóch powstań. Także ta strona ma zasługi w tym, że 19 kwietnia zadomawia się powoli w świadomości obywatelek i obywateli III RP. Jednocześnie o powstaniu w Getcie prawica mówiła w kluczu polskiej tradycji romantyczno-powstańczej. Zgodnie z nim zbrojny czyn polskich Żydów z 1943 roku miał być kolejną kartą w historii często z góry skazanych na klęskę, lecz tym nie mniej koniecznych walk o wolną Polskę, kolejną po wielkich powstaniach czasów zaborów.

Ten klucz nie był do końca nieuzasadniony. Wielu walczących w getcie Żydów wychowywało się na polskiej literaturze, kulturowo uważało się za Polaków żydowskiego pochodzenia. Walka w Getcie dla niektórych z nich była też walką o Polskę. W ten sam sposób o powstaniu 1943 roku mówi zresztą „Ulica graniczna” Aleksandra Forda – dzieło polskiego komunisty żydowskiego pochodzenia, najbardziej wpływowej politycznie osoby w kinematografii okresu powojennego. Ważne jest jednak, by pamiętać, że narracja ta nie opisuje całości ideowych motywacji powstańców i całej złożoności sytuacji w Getcie.

Bardziej problematyczna jest jednak towarzysząca tej narracji figura „Polaków pomagających Żydom w walce”. Ta pomoc pozostawała bowiem nad wyraz skromna, pamięć żydowska może mieć raczej poczucie osamotnienia i obojętności Polaków wobec tragicznego losu sąsiadów z Getta. Pełną panoramę postaw Polaków wobec Żydów w trakcie powstania w Getcie pokazuje znakomicie film Andrzeja Wajdy „Wielki tydzień”.

Ten motyw „Polaków pomagających Żydom” czy „Polaków walczących ramię w ramię z Żydami” wracał wielokrotnie w czwartek. W najbardziej groteskowej postaci w niewydarzonej animacji, jaką w rocznicę powstania przygotowała niesławna Polska Fundacja Narodowa.

Firmowana przez nią animacja nakręcona jest tak, jakby jej celem było uczczenie nie podejmujących walkę żydowskich bojowników, ale pomagających im Polaków. W spocie ani raz nie pada nazwisko Marka Edelmana, padają za to niosących pomoc Gettu polskich oficerów. Wielokrotnie pojawia się AK, w przeciwieństwie do Żydowskiej Organizacji Bojowej. Z dramatu polskich Żydów PFN znów robi propagandową narrację, bardzo głęboko zakłamującą polsko-żydowskie stosunki.

Wszystko to podane w estetyce, która byłaby na miejscu w wideoklipie pełnego dystansu do siebie zespołu black metalowego, ale nie w odniesieniu do tego tematu. Moment, gdy napis informujący o upadku powstania zabryzguje animowana krew jest szczytem braku dobrego smaku i poczucia przyzwoitości.

Nieudana gra Dudy
Narrację o „Polakach pomagającym Żydom” powtórzył w swoim przemówieniu prezydent Andrzej Duda. Przybrał przy tym trochę bardziej ekumeniczny ton. Obok bohaterstwa AK wymienił też w pozytywnym kontekście Gwardię Ludową – komunistyczną partyzantkę, której ulice usuwa z map polskich miast partia, z jakiej prezydent się wywodzi.
Po wecie w sprawie ustawy degradacyjnej to kolejny gest prezydenta wobec elektoratu postkomunistycznego i jego wrażliwości historycznej. Potwierdza on, że prezydencki ośrodek zdaje sobie sprawę z tego, że do zwycięstwa za dwa lata potrzebuje też głosów wyborców SLD i PSL, ludzi, którzy krańcowo odmiennie pamiętają PRL niż Antoni Macierewicz i autorzy wstępniaków w „Gazecie Polskiej”.

Obraz
© PAP | Paweł Supernak

Prezydent starał się być pojednawczy, ale po raz kolejny nie wyraził jasno sprzeciwu wobec antysemityzmu

W tonie zbliżonym do obowiązującym w czasie Gomułki prezydent mówił też sporo o Niemcach i niemieckiej winie. Nie zdobył się za to na rzecz w tej sytuacji wydawałoby się oczywistą: krytykę rasistowskich, nacjonalistycznych, faszystowskich doktryn. Tych samych, jakie – w na razie dość łagodnej wersji – znajdują żyzną glebę w Polsce PiS.
Czwartek pokazał jednak, że postawa prezydenta słabo jest w stanie skleić polskie podziały nawet w tak szczególnym dniu. Zaproszenie do udziału w oficjalnych uroczystościach publicznie odrzucił bohater wydarzeń marca’ 68, ekonomista Henryk Szlajfer. Zarzucił Andrzejowi Dudzie obojętność wobec polityki historycznej własnego obozu, która dąży do przepisania polsko-żydowskiej historii zgodnie z propagandowymi potrzebami chwili, bez oglądania się na stan faktyczny i żydowską pamięć.

Jako przykład Szlajfer podał spóźnioną i niepotrzebną „ustawę dekomunizacyjnym”, która wymazała z mapy Warszawy organizującego zbrojny opór w getcie komunistę Józefa Lewartowskiego, zastępując go Markiem Edelmanem. Ten nie był nigdy komunistą, z Lewartowskim różniło go bardzo wiele, ale w sytuacji egzystencjalnego zagrożenia polskich Żydów z warszawskiego getta był z nim w stanie współdziałać - i pewnie sam z niesmakiem przyjąłby to, że jego nazwisko używane jest do tego, by usunąć Lewartowskiego z publicznej pamięci.

Problem wiarygodności
Nie powinniśmy być zdziwieni, jeśli ogólne reakcje na świecie na gesty prezydenta Dudy i jego obozu z czwartku nie będą odbiegały tonem od listu profesora Szlajfera. Po awanturze o IPN rządzący Polską obóz ma fatalny wizerunek na arenie międzynarodowej w kwestii relacji polsko-żydowskich i jedna, najlepsza nawet przemowa, czy artykuł wstępny o „Warszawie dwóch powstań” nie wystarczą, by przywrócić mu w tej kwestii wiarygodność.

Co by ją mogło naprawić? Jasny sygnał, że ze strony rządowego obozu nie ma zgody na antysemicki czy inny dyskryminacyjny język, oraz idące za nim praktyki. Naprawdę, PiS ma aż nadto możliwości, by pokazać, że ustawa o IPN faktycznie była nieszczęśliwym wypadkiem przy pracy, a padające przy okazji debaty nad nią wypowiedzi o „chciwych parchach” nie są prawdziwym głosem polskiej prawicy. Telewizja publiczna mogłaby przynajmniej kazać wytłumaczyć się swoim gwiazdom, używającym takiego języka i postawić im jasne granicę na przyszłość. W miejsce rozpowszechniania propagandowej, odbieranej przez Żydów jako głęboko zafałszowana narracji gdzie są tylko „Żydzi walczący z Polakami ramię w ramię” i Sprawiedliwi, a nie ma szmalcowników, publiczne instytucje mogłyby zacząć pełnić swoją misję i edukować o tym, jak wyglądał utracony po wojnie świat polskich Żydów i jego stosunki z polską większością.

Zamiast kryminalizować wszystko to, co w polskiej pamięci kojarzy się – obojętnie słusznie, czy nie – z „komuną” rząd powinien też wreszcie zrobić porządek z marszami ONR - organizacji, która odwołuje się do tradycji stronnictwa walczącego przed wojną o Polskę bez Żydów i innych mniejszości. W sytuacji, gdy ministerstwo spraw wewnętrznych usuwa symbol falangi z listy rasistowskich i antysemickich symboli, wszelkie deklaracje rządu składane przy takich okazjach jak 19 kwietnia, wszelkie zapewniania o woli dobrych stosunków polsko-żydowskich i uszanowaniu żydowskiej pamięci brzmieć będą średnio wiarygodnie.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)