ŚwiatHiszpański sąd zezwolił na ekshumację ofiar wojny domowej. Kraj musi stawić czoła bolesnej historii

Hiszpański sąd zezwolił na ekshumację ofiar wojny domowej. Kraj musi stawić czoła bolesnej historii

Hiszpanie nigdy w pełni nie rozliczyli zbrodni z okresu wojny domowej w latach 30. ubiegłego wieku. Wiele ulic nadal nosi imiona faszystowskich żołnierzy. Historia stała się tabu chronionym w imię demokracji i przyszłości. Teraz pojawiają się nowe możliwości uporania się z bolesną przeszłością.

Hiszpański sąd zezwolił na ekshumację ofiar wojny domowej. Kraj musi stawić czoła bolesnej historii
Źródło zdjęć: © Album / Prisma/EAST NEWS
Jarosław Kociszewski

05.02.2018 15:32

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

- Młodzi Hiszpanie może nie są bardzo zainteresowani, ale na pewno są gotowi do dyskusji na temat faszystowskiej przeszłości – mówi Wirtualnej Polsce Mirosław Ikonowicz, wieloletni korespondent PAP w Hiszpanii. - Ostatnie wyniki wyborów lokalnych pokazują, że nowe, demokratyczne ugrupowania wypierają, na przykład Partię Ludową o korzeniach i zapędach frankistowskich.
Raz jeszcze dyskusję wokół historii wojny domowej w latach 1936 – 1939 wywołała decyzja hiszpańskiego sądu, który zgodził się na ekshumację kilku zwłok pochowanych w Dolinie Poległych. Na wielkim cmentarzu zwieńczonym 150 metrowym, kamiennym krzyżem leży blisko 40 tys. ludzi. Jest to też mauzoleum zmarłego w 1975 r. faszystowskiego dyktatora, generała Franco.

Hiszpański sąd wydał zgodę na otwarcie grobów po tym jak okazało się, że część ofiar wojny domowej przeniesiono na cmentarz budowany w latach 1940 – 59 bez wiedzy i zgody rodzin. Proceder ten dotknął zarówno nacjonalistycznych żołnierzy armii gen. Franco jak i walczących z nimi republikanów. W ten sposób u boku przywódców faszystowskich spoczęli ludzie rozstrzelani z ich rozkazu.

Krewni ofiar mówią o "porywaniu zwłok", a reprezentujący ich prawnicy podkreślają, że wśród rodzin domagających się sprawiedliwości są krewni ludzi, którzy walczyli po obu stronach wojny domowej. W ten sposób Hiszpanie są zmuszeni stawić czoła faszystowskiej przeszłości, o której do tej pory woleli nie rozmawiać.

Hiszpańska polityka "grubej kreski"

Faszystowska dyktatura upadła dopiero w 1975 r. po śmierci gen. Franco i koronacji Juana Carlosa. W imię ułatwienia demokratycznych przemian przeszłość oddzielono "grubą kreską". Co prawda z miast zniknęły pomniki dyktatora, ale nie dokończono procesu zmiany nazw ulic. Stąd faszystowscy zbrodniarze odpowiedzialni za śmierć cywilów i zwolenników republiki nadal mają swoje ulice w Madrycie i innych miastach kraju.

Nadal niewyjaśniony pozostaje los wielu ludzi, którzy stracili życie podczas trwającej 3 lata, brutalnej wojny. Szacuje się, że zginęły setki tysięcy ludzi, choć największa, szacowana liczba ofiar sięga 2 milionów. Obie strony dopuszczały się mordów na przeciwnikach politycznych. W imię budowania demokracji wiele zbrodni nigdy nie zostało zbadane ani rozliczone. Media od czasu do czasu publikują historie ludzi znających groby, których lokalne społeczności boją się otwierać, aby nie rozdrapywać starych ran.

Lewicowi działacze uważają, że historia reżimu Franco wymaga jednoznacznego rozliczenia. Wielu Hiszpanów bojkotuje Dolinę Poległych i podkreśla, że nigdy nie odwiedzi miejsca upamiętniającego faszystowską przeszłość kraju. Bardziej radykalni aktywiści chcieliby to miejsce po prostu zniszczyć.

Młodzi Hiszpanie mogą odrzucić tabu

Gotowość stawienia czoła przeszłości rośnie w miarę odchodzenia ostatnich świadków wojny domowej i wymiany pokoleń w hiszpańskiej polityce. Na przykład konserwatywna Partia Ludowa zakładana przez członków reżimu generała Franco nadal jest niechętna debacie, na którą decydują się działacze nowej, liberalnej partii Ciudadanos czy lewicowego ugrupowania Podemos. Kolejne wybory pokazują, że stare ugrupowania tracą wpływy na rzecz nowych, które nie są obciążone bagażem przeszłości.

Zdaniem Ikonowicza symbolem zachodzących zmian jest historia "papeles de Salamanca", czyli "dokumentów z Salamanki". To dokumenty na temat działaczy republikańskich, które z całego kraju sprowadzał reżim Franko w czasie wojny i tuż po jej zakończeniu. – Na podstawie tych papierów osądzono i stracono tysiące sympatyków Republiki – mówi Ikonowicz. – Plutony egzekucyjne w Hiszpanii pracowały do 1952 r.

Teraz władze lokalne Katalonii sądownie wywalczyły zwrot dokumentów, które pozwalają odtworzyć losy ofiar reżimu. Ikonowicz podkreśla, że proces otwierania "dołów śmierci" i rozliczania się z faszystowską przeszłością jeszcze się nie zakończył, ale Hiszpanie są gotowi bardziej niż kiedykolwiek wcześniej stawić czoła bolesnej historii.

Komentarze (12)