Historia okupacji Polski? Niemcy nic o tym nie wiedzą. "Ofiary drugiej klasy"
Losy Polaków w czasie okupacji są mało znane w Niemczech. Pomysł budowy w Berlinie pomnika polskich ofiar wojny wywołał pierwszą od lat dyskusję na ten temat – zauważają eksperci. Wiadomo, gdzie leży źródło tej długoletniej obojętności.
O ile Niemcy uchodzą za unikalny przykład kraju, który potrafił krytycznie spojrzeć na własną historię, a nawet uczynić z tej krytyki fundament szerokiego politycznego i społecznego konsensusu, to nie brakuje w Niemczech obszarów historycznej pamięci, które nadal pozostają w cieniu.
Można do nich zaliczyć stosunek do losów Polski w latach drugiej wojny światowej i okropieństw niemieckiej okupacji. W przeciwieństwie do bardzo obecnego i dobrze zbadanego w niemieckiej świadomości tematu zagłady Żydów, czy wojny na wyniszczenie ze Związkiem Radzieckim, działania przeciwko Polakom i państwu polskiemu, realizowane od pierwszych minut wojny, są tematem znanym wąskiej grupie specjalistów.
Zwracają na to uwagę autorzy nowej publikacji zatytułowanej "Niemiecka polityka okupacyjna w Polsce 1939-1945", którą we wtorek oficjalnie zaprezentowano w Berlinie. Liczące 160 stron opracowanie, przygotowane przez Federalną Centralę Kształcenia Politycznego (BpB) nosi podtytuł "Puste miejsce w niemieckiej pamięci?".
Zobacz też: Wybory prezydenckie 2020. Michał Kamiński o Andrzeju Dudzie. Mocne porównanie
"Ofiary drugiej klasy"
Jeden z autorów publikacji, były dyrektor Niemieckiego Instytutu Spraw Polskich, prof. Dieter Bingen przyznawał, że zawarty w podtytule znak zapytania jest w zasadzie zbędny. W swoim tekście Bingen stawia odważną tezę, że Polacy są w niemieckiej pamięci o zbrodniach nazistowskich ofiarami drugiej klasy.
Jego zdaniem niewiedza Niemców na temat zbrodni na Polakach, tudzież niechęć do pogłębienia wiedzy na ten temat, mają dwa źródła. Z jednej strony to sięgające jeszcze osiemnastego wieku niemieckie poczucie wyższości nad Polakami, które zaowocowało późniejszą antypolską polityką.
Z drugiej strony to próby usprawiedliwiania własnych win poprzez wskazywanie na przedwojenną politykę polskich władz wobec niemieckiej mniejszości, powojenne wysiedlenia i zemstę ze strony Polaków, a w końcu utratę ziem na wschodzie. – Przy czym to właśnie głównie Polaków uznawano za sprawców wypędzeń, a nie Związek Sowiecki czy zachodnich aliantów, którzy usankcjonowali faktyczną utratę terytoriów przez Niemcy i masowe wysiedlenia ludności – mówił.
Bingen dodawał, że biorąc pod uwagę nienawiść, jaką naznaczone były stosunki polsko-niemieckie w pierwszej połowie dwudziestego wieku, doskonale nadawały się one do politycznej, negatywnej instrumentalizacji w pierwszych dwudziestu, trzydziestu latach istnienia nowych, powojennych Niemiec.
Lekcja pokory
Naukowiec zwracał jednocześnie uwagę, że w ostatnich dekadach wykonano ogromną pracę na rzecz poprawy tych stosunków, a Niemcy musiały przy tym wykazać bardzo dużo pokory i gotowości do kompromisu. – Uregulowanie żadnej innej relacji dwustronnej nie wiązało się z tak dużą samokrytyką, odrzuceniem stereotypów i konkretnymi wyrzeczeniami, jak tej z Polską – zaznaczał. Przyznawał jednak, że nadal nie przełamano w Niemczech bariery obojętności i braku zainteresowania wschodnim sąsiadem.
Polski historyk prof. Krzysztof Ruchniewicz, kierownik Centrum Studiów Niemieckich i Europejskich Uniwersytetu Wrocławskiego, zauważył podczas prezentacji, że ogłoszona dwa lata temu inicjatywa budowy w Berlinie pomnika polskich ofiar wojny, wywołała w Niemczech pierwszą od wielu lat debatę na temat postrzegania drugiej wojny światowej i jej pierwszych ofiar czyli właśnie polskich obywateli. Ruchniewicz sugerował, że ta wywołana przez niemieckie społeczeństwo obywatelskie dyskusja zakwestionowała pielęgnowany od lat obraz Niemców jako mistrzów przepracowywania własnej przeszłości.
Naukowiec dodawał, że od upadku żelaznej kurtyny nie odbyły się żadne debaty na temat wspólnej przeszłości, w którą zaangażowane byłyby społeczeństwa z obu krajów. – Gdy do nich dochodziło, dyskutowano nie ze sobą, ale obok siebie – mówił podając przykład rozmów na temat odszkodowań dla robotników przymusowych w III Rzeszy.
Odnosząc się do samego pomysłu postawienia pomnika w Berlinie, Ruchniewicz sprzeciwił się sugestiom, aby zamiast wyłącznie Polaków, upamiętnić zbiorowo wszystkie ofiary niemieckich zbrodni na wschodzie Europy. – Wrzucanie wszystkich krajów i narodowości do jednego worka z napisem "Wschód" nie jest właściwym rozwiązaniem – przekonywał.
Wtórowała mu historyczka z niemieckiego instytutu Nordost doktor Katrin Steffen, mówiąc, że uniemożliwi to niezbędne w przypadku tak trudnego tematu zróżnicowanie. – Poszczególne relacje są zbyt różnorodne i wykazują się złożonością, dlatego powinno się to odbyć osobno dla każdego przypadku – przekonywała. Steffen przypomniała choćby o pakcie Ribbentrop-Mołotow, zauważając, że trudno byłoby jednocześnie upamiętniać Polaków i Rosjan.
Nadzieja w młodzieży
Pomnik w Berlinie, jeśli powstanie, byłby tylko jednym z narzędzi pomagających skupić nieco więcej niemieckiej uwagi na cierpieniach obywateli Polski pod niemiecką okupacją. Co poza tym? Dużo wciąż jest do zrobienia w obszarze dydaktyki, mówi Steffen. – Historia okupacji Polski mogłaby być mocniej zakorzeniona w historii drugiej wojny, nauczanej w szkołach – zaznaczała. Profesor Dieter Bingen dodaje, że w Niemczech edukacja szkolna na temat okupacji w Polsce praktycznie nie istnieje. – Nie chodzi tu o tworzenie kultu winy, nie z młodym pokoleniem, ale o to, żeby ten temat dostał swoje miejsce w ramach kształcenia historycznego – mówił w rozmowie z Deutsche Welle.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl