Harcerze o tragedii w Suszku. "To były tylko 2 minuty"
Obóz w Suszku został zatwierdzony w Kuratorium Oświaty zgodnie ze wszystkimi obowiązującymi przepisami. Kadrę stanowili wychowawcy posiadający odpowiednie uprawnienia do pełnienia funkcji wychowawczych - zapewniają harcerze z ZHR. Opowiadają, że nawałnica nadeszła w ciągu zaledwie kilku minut.
12.08.2017 | aktual.: 25.03.2022 13:15
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Obóz harcerski w Suszku został zniszczony i odcięty od świata przez tarasujące drogi drzewa w nocy z piątku na sobotę w wyniku gwałtownych burz i wiatrów, jakie przeszły nad Pomorzem. Zginęły dwie harcerki, a 37 osób trafiło do dziewięciu szpitali.
Rzecznik łódzkiego okręgu ZHR Grzegorz Bielawski zapewnia, że wychowawcy otrzymali instrukcję postępowania w sytuacjach kryzysowych, która jest przedstawiana uczestnikom obozu.
RozpaliIi ognisko i czekali na pomoc
Według komunikatu ZHR, po otrzymaniu sygnału o możliwości zagrożenia na obozie, instruktorzy podjęli działania przygotowujące do ewakuacji i uruchomili wewnętrzne procedury postępowania w sytuacji zagrożenia. W piątek ok. godziny 23.00 rozpoczęła się burza i zawiadomiono służby ratownicze. W nocy instruktorzy zrealizowali plan ewakuacji obozu i starali się zapewnić dzieciom opiekę psychologiczną oraz odpowiedni komfort oczekiwania na pomoc. Zabrali z obozu koce i śpiwory oraz rozpalili ognisko.
Zobacz także
Zniszczony las w Suszku. Zobacz zdjęcia z miejsca tragedii
Około godziny 1.00 w nocy do uczestników obozu dotarła pomoc ze strony mieszkańców pobliskiej wioski. Oni wspólnie z częścią wychowawców prowadzili działania poszukiwawcze na terenie obozu. Kilku poszkodowanych udało się wyciągnąć spod drzew i namiotów. Po znalezieniu ciał, instruktorzy prowadzili resuscytację starając się przywrócić czynności życiowe. Udzielali pomocy rannym i poszkodowanym.
Z powodu bardzo trudnych warunków, pierwsze służby dotarły na miejsce obozu nad ranem.
"Wichura nadeszła nagle"
Burza trwała ok. 10 minut, ale nikt się nie spodziewał, że będzie tak gwałtowna.
- Sytuacja pogodowa nie narastała, to było coś gwałtownego. Moment od dwóch pierwszych kropli deszczu do łamania się drzew trwał około 2 minut. Samo przebiegnięcie się po ciemnych namiotach, gdzie dzieciaki śpią zakutane w śpiworach, i trzeba je obudzić oraz wytłumaczyć, co się dzieje, chwilę trwa - tłumaczy w rozmowie z Radiem Gdańsk harcmistrz Robert Kowalski - naczelnik ZHR.
- To co się dało zrobić, zostało wg mnie zrobione w odpowiedni sposób. Niestety, zaważyła tutaj szybkość działania kataklizmu - dodał.
Msza żałobna w Łodzi
W niedzielę o godzinie 20.15 w klasztorze o.o. Dominikanów w Łodzi odbędzie się czuwanie zakończone mszą św. w intencji zmarłych harcerek i wszystkich poszkodowanych, wraz z ich rodzinami. Także w niedzielę w łódzkiej archikatedrze o godz. 19.00 odbędzie się wieczorna msza św. w tej intencji.
W Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej została zarządzona żałoba.