ŚwiatHamburg. Polka zmarła z wychłodzenia w parku. "Chciała normalnie żyć"

Hamburg. Polka zmarła z wychłodzenia w parku. "Chciała normalnie żyć"

Bezdomna Polka Joanna Wojnicz zamarzła w październiku w Hamburgu. Dziennikarka "Tageszeitung" próbuje odtworzyć losy 43-letniej kobiety, która marzyła o normalnym życiu, a zmarła tragicznie na ławce w parku.

Hamburg. Polka zmarła z wychłodzenia w parku. "Chciała normalnie żyć"
Źródło zdjęć: © WP.PL | Piotr Barejka
Maciej Deja

21.11.2018 15:07

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Po skremowaniu, prochy kobiety zostały we wtorek rozsypane w anonimowym miejscu, zgodnie z procedurą stosowaną przy pochówkach na koszt władz Hamburga – pisze Friederike Graeff w obszernym materiale opublikowanym w środę w „Tageszeitung”.

„Joanna była bezdomna, lecz nienawidziła życia na ulicy” – pisze autorka. Jej celem było własne mieszkanie, prysznic i łóżko, ale własny pokój miała tylko w szpitalu, gdy kierowano ją na odtrucie alkoholowe.

Niewykorzystana szansa

Graeff poświęca dużo miejsca epizodowi, który mógł całkowicie odmienić życie bezdomnej. Mieszkanka Hamburga Bettina Lindlar zwróciła uwagę na Joannę, gdy ta kłóciła się na ulicy ze swoim partnerem Robertem.

Lindlar zaprosiła ich do domu na herbatę, a po kilku spotkaniach zaproponowała im mieszkanie w suterenie swojego domu. „Taki eksperyment” – tłumaczy.

Na stole u Lindlarów stoi do dziś zdjęcie Joanny i pali się świeczka. „Joanna była bardzo zadbana, z wyjątkiem okresów, gdy miała dołek” – wspomina Lindlar. „Była brunetką, miała starannie polakierowane paznokcie i okrągłe policzki. Żartowaliśmy z tego” – opowiada mieszkanka Hamburga.

Pisząc o Joannie, autorka zwraca uwagę, że sprawiała wrażenie, jakby były w niej dwie różne kobiety. Jedna miała jasne wyobrażenie o tym, czego chce, miała wymagania wobec życia, które organizowała na miarę swoich możliwości. Wiedziała, gdzie stoi samochód z pomocą dentystyczną i lekarską, znała wszystkie punkty z odzieżą. Pracownicy socjalni odkładali ciuchy specjalnie dla niej, ponieważ wiedzieli, że nie jest jej wszystko jedno, co wkłada na siebie. Znała fryzjera, który bezdomnym za darmo obcinał włosy i gdzie trzeba się zgłosić, by zapisać się na program zimowej pomocy. „Niestety, w tym roku program ten rozpoczął się trzy dni po jej śmierci” – dodaje Graeff.

„Życie na ulicy jest sportem wyczynowym” – mówi Lindlar. Joanna uprawiała go przez siedem lat. W tej dyscyplinie nie ma nagród, chodzi o przeżycie.

Joanna chciała więcej – pragnęła mieszczańskiego, uporządkowanego życia, w którym byłby mężczyzna, dla którego mogłaby gotować i prowadzić mu dom.

Ucieczka od przeszłości

„TAZ” zaznacza, że Joanna sprawiała wrażenie, jakby chciała zerwać wszelkie kontakty z przeszłością, z rodzinnym domem, a w rezultacie upadła jeszcze niżej niż jej rodzice. Oboje byli alkoholikami, ojciec zniknął, a matka zostawiła ją gdy miała 13 lat. W jej życiu pojawił się mężczyzna, który jednak źle ją traktował, stąd decyzja o wyjeździe do Niemiec.

W Hamburgu Joanna zgłosiła się do redakcji magazynu Hinz/Kunz – pisma sprzedawanego przez bezdomnych. „Była pełna wigoru, odwagi i nadziei, że stanie tutaj na nogach. Chciała pracować” - wspomina pracownik socjalny Stephan Karrenbauer. Dobrze mówiła po niemiecku, ale nie można znaleźć pracy, jeśli co dwa tygodnie ma się kryzys – dodaje.

Joanna piła tak dużo, że nawet doświadczeni sanitariusze byli zaskoczeni wynikami badań na zawartość alkoholu we krwi. „Znieczulała swój ból” – tłumaczy Lindlar. Pod wpływem alkoholu dochodziło do gorszących scen, nawet bójek.

Złamana obietnica

Zapraszając Joannę i Roberta do swojego domu, Bettina Lindlar postawiła jeden warunek: żadnego mocnego alkoholu. Oboje przeprowadzili się do sutereny, Joanna gotowała, była gwiazdą na przyjęciach, flirtowała z mężczyznami. „Byliśmy prawdziwą wspólnotą” – mówi Lindlar.

Dla Joanny mogła to być przystań, w której mogła znaleźć grunt pod nogami, „gdzie nie obsikują jej psy, podczas gdy właściciele się temu ze spokojem przyglądają”.

Po trzech tygodniach Joanna wróciła do domu pijana, a z torby wystawała butelka wódki. „To był koniec eksperymentu” – mówi Lindlar. Oboje wrócili na ulicę, choć przyjaźń pozostała.

Obawa przed wizytą w Polsce

„TAZ” pisze, że Joanna wielokrotnie wchodziła w kolizję z prawem – zarówno w Polsce, jak i w Niemczech. W Polsce poszukiwana była listem gończym. Prawdopodobnie z tego powodu odczuwała paniczny strach przed powrotem do kraju.

Brak zaświadczenia, że jest obywatelką Polski, uniemożliwiał jej ubezpieczenie zdrowotne w Niemczech, a tym samym uzyskanie miejsca na terapii odwykowej. Pozostawały jej krótkie pobyty odtruwające w szpitalu. „Prosiliśmy ją na kolanach, aby załatwiła takie zaświadczenie, ale odmawiała – opowiada Lindlar.

Sytuacja bezdomnej stawała się coraz bardziej dramatyczna. Joanna została zgwałcona, cierpiała na artrozę, która uniemożliwiała jej dłuższe stanie, a więc także sprzedawanie gazet.

Gdy Lindlar zobaczyła ją po raz ostatni, Joanna wyszła właśnie ze szpitala po kolejnym odtruciu. Miała nową fryzurę, wyglądała, jakby właśnie skończyła kurację wellness. Wkrótce jednak znów „wpadła w ciąg alkoholowy”.

„Joanna kaputt” – powiedział Robert, który rankiem 28 października zapukał do domu Lindlarów, żeby poinformować ich o jej śmierci. Jej życie było serią upadków i powstań, które do cna ją wyczerpały – kończy swój reportaż dziennikarka „TAZ”.

Jacek Lepiarz Deutsche Welle:

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Komentarze (156)