Bezdomni na Dworcu ZOO © WP.PL | Piotr Barejka

Dworzec Zoo wciąż żyje. Spędziłem tam noc z polskimi bezdomnymi

Piotr Barejka

Osiemnaście lat. Tyle na ulicy żyje Paweł. Od czterech lat domu nie ma Tomek. Obaj, jak tysiące Polaków, to bezdomni w Berlinie. Spędziłem z nimi noc na ulicy. I teraz wiem, że lepiej się bać ciosu nożem, niż wracać do kraju.

Trudno to policzyć, ale i władze, i wolontariusze, i sami bezdomni powtarzają: Polacy są największą grupą na berlińskich ulicach. Gdy policja zaczęła legitymować bezdomnych, okazało się, że większość z nich pochodzi z Polski.

Szacuje się, że to grupa kilku tysięcy osób: możliwe, że nawet połowa wszystkich bezdomnych. Życie wielu z nich toczy się wokół słynnego Dworca Zoo.

13:00

W oknach dworcowej stołówki podnoszą się rolety. Nadchodzi pora obiadu, więc z miasta ściągają kolejni bezdomni. Trzymają w rękach przeładowane siatki, obwieszeni są torbami i plecakami. Zmęczeni opadają na krawężniki.

Miasto pędzi nad ich głowami: pociągi przetaczają się ze zgrzytem, ludzie gonią wagony na peronach. Tu, w zaułek na dole, już mało kto się zapuszcza. Wokół są nie tylko bezdomni, ale też wszyscy ci, których nazywa się marginesem: narkomani, alkoholicy, prostytutki.

Pod drzewem leży jeden z tych, który c o ś musiał wziąć. Śpi rozebrany na betonowym chodniku. Obok niego usadowiła się radosna grupka w obdartych ciuchach. Sączą wódkę i co chwilę wybuchają histerycznym śmiechem.

Przychodzi też Tomek*: na berlińskiej ulicy spędził już cztery lata. Dołącza Grzesiek: ciężko zliczyć, ile minęło lat, ale dziesięć się nazbiera. Jest Paweł: to będzie jakieś osiemnaście lat. I Michał: weteran, trzydzieści lat.

- A ty od kiedy w Berlinie? – zagaduje mnie Paweł.
- Parę godzin. Dziś przyjechałem – odpowiadam.
- Nie no, nie wciskaj mi kitu – uśmiecha się cwaniacko. – Prawdę mów.

Na nic tłumaczenia, że właśnie wysiadłem z pociągu. Nie ma znaczenia to, że ubrany jestem tak, jak codziennie chodzę do pracy w klimatyzowanym biurowcu. Traktują mnie jak swojego, bo berlińskim bezdomnym może być każdy.

Obraz
© WP.PL

15:00

Tutaj, wokół stołówek zwanych misjami, toczy się życie bezdomnych. Wyznaczają one codzienny rytm: przychodzi się rano na śniadanie, w południe na obiad i wieczorem na kolację. Nie tylko zjeść, ale też spotkać się z innymi, porozmawiać.

Misja, w której jestem, to ta na najsłynniejszym z dworców: Dworcu Zoo. Zaułek to ulica Jebensstraße, gdzie od lat 70. zbierali się narkomani. - Ten dworzec to prawdziwe zoo - odsłania szczerbate zęby Tomek. - Tutaj wszystko jest możliwe, jeszcze zobaczysz.

Jakby przewidział: jeden z Niemców chlusnął na drugiego wodą. Natychmiast obrzucili się stertą wyzwisk, a potem w ruch poszły pięści. Reszta rzuciła się, aby ich rozdzielać.

Nie mija kwadrans i dochodzi do kolejnego spięcia. - Schweine (świnia - niem.) ku..wa! - krzyczy młody, wytatuowany Polak. Rzuca rower i rusza pewnym krokiem w stronę jednego z Niemców. - Schlampe (suka - niem.) jeb..a! - drze się. Inni Polacy odciągają go siłą.

- Niektórzy nam mówią: wyp…dalaj do Polski.. Ale to się rzadko zdarza - przyznaje Tomek. Jednak wiem już, że Polacy bardziej trzymają się na ulicy z Rosjanami, Czechami i Litwinami, niż z Niemcami.

15:30

Gdy sytuacja się uspokaja, wchodzimy do misji. Stoi tam kilka stołów, które ozdobione są kolorowymi tulipanami. - Co potrzeba? - pyta z uśmiechem Patrycja. Polka, która do Berlina przyjechała kilkanaście lat temu. Postanowiła, że bezdomnym rodakom będzie pomagać raz w tygodniu.

- Szklankę wody - prosi grzecznie Tomek i otrzymuje dwa kubki zimnej, gazowanej wody. I w prezencie czekoladowego zajączka. - Masz tu wszystko, co człowiekowi potrzeba, gdy na ulicy żyje – oznajmia, gdy siadamy na krawężniku.

Dostać można ciuchy, jeżeli te co masz ci się zużyły. W magazynie leży też sterta, gotowych do rozdania, butów. Gdy jest potrzeba, dadzą też karimatę i śpiwór. Od czasu do czasu są nawet namioty.

Obraz
© WP.PL

Tomek pokazuje mi to, co ostatnio dostał: lśniące bielą buty, jak nowe. Szary, zupełnie niezniszczony sweter. Porządne spodnie i markowa torba na ramię. - Problem to ostatnio jest ze spaniem - mówi opróżniając szklankę. - Dlaczego? - pytam. - Tu niedaleko, pod mostem, były kiedyś namioty. Tylu Polaków i Niemców spało… A teraz wszystko zaorali. I tak w całym Berlinie.

Władze zaczęły likwidować obozowiska, gdy w pobliżu jednego z nich - w parku Tiergarten - zamordowano 60-letnią Suzanne F. Sprawcą okazał się być 18-letni Czeczen, jednak sfrustrowani mieszkańcy zaczęli mówić głośno, że boją się chodzić nocami przy namiotach.

- To gdzie teraz śpicie? -pytam. - Ostatnio jeżdżę na lotnisko. Tam jest bezpiecznie, śpię na terminalu, mam dach nad głową - mówi Tomek.

Grzesiek przysłuchuje się naszej rozmowie i dorzuca: - Na głównym dworcu jest na dole poczekalnia. Tam też możesz spać. Paweł: - Jak ciepło jest to się w parku fajnie śpi. Trzeba się tylko trochę schować, żeby policja nie przegoniła. Michał: - Ja mam miejscówkę tu za rogiem, kawałek dachu przed uniwersytetem.

Dowiaduję się też, że policja nie jest tu postrachem - ich nalot to co najwyżej nieprzespana noc. Muszę uważać na złodziei, którzy kradną dokumenty. Na moje nazwisko mogą wyłudzić kredyt albo wziąć telefon na abonament. Zdarza się też, że kolega - inny bezdomny - przyjdzie z wódką, a za pazuchą będzie miał nóż.

16:00

Gdy obiad się kończy, każdy idzie w swoją stronę. Paweł macha ręką na pożegnanie i rusza w miasto. - Widzimy się wieczorem - rzuca na odchodne i znika w podziemnym przejściu. Idzie napakować puste siatki plastikowymi butelkami i puszkami - to jest najbardziej opłacalne. W ślad za nim rusza Michał.

- Patrz na tego gościa! - zwija się ze śmiechu Grzesiek. Do drzwi misji dobija się jeszcze dwójka Niemców: jeden z nich ma na sobie grube, zimowe buciory i spodnie podarte od tyłka do kolan. W ręku dzierży dużą butelkę piwa. Wolontariusz mierzy go wzrokiem, znika na zapleczu i wraca z szarymi, markowymi spodniami. - Widzisz, jak to działa. Każdy dostanie. A weź spróbuj w Polsce o suchą bułkę poprosić - mówi Tomek.

Wszystko to, co każdy może dostać, oddają tu zwykli ludzie. Tacy jak elegancko ubrany mężczyzna, który parkuje obok nas swoja luksusową terenówkę. Trzaska klapą bagażnika i wręcza w drzwiach siatkę skórzanych butów. Dwójka chłopaków zajeżdża ze skrzynkami świeżego pieczywa. Starsza kobieta taszczy cztery worki ciuchów. Właściciel przydworcowej budki z jedzeniem podrzuca siatkę kiełbasek.

Obraz
© WP.PL

17:00

Do kolacji jeszcze pięć godzin. Szwendamy się bez celu wokół dworca. Trochę nie wiadomo, co robić w ten czas pomiędzy posiłkami. Obserwujemy bezczynnie, jak tłumy ludzi przechodzą z dworca do metra.

- Przez siedem lat żyłem normalnie jak człowiek, wszystko miałem. Chodziłem do pracy, po dworcach sprzątałem. Na maszynach robiłem - snuje opowieść Tomek. - Ale jak mi na konto siedli i długi odciągnęli, to straciłem wszystko. Kobieta poszła wtedy w świat, rodzina się odwróciła i wylądowałem na ulicy.

Tomek od początku łatwo nie miał: wychował się w domu dziecka, potem było pół roku więzienia za pobicie. Skąd długi? O tym woli milczeć. Ale bezdomnym był już w Polsce.

- Darek głupi, taki kolega… Powiedział mi, że tu pracę znajdę – wzdycha z kolei Grzesiek. - Opowiadał, jak założymy firmę. Mieliśmy zarabiać pieniądze. Wzięliśmy na moje nazwisko kredyt… On zniknął z kasą i gwizdnął mi paszport. Nie mogę wyjechać, nic zrobić. To wyłudzenie, na to jest paragraf.

Grzesiek mógłby pójść do ambasady, ale przeszkody są dwie: brakuje pieniędzy na nowy dokument, a poza tym w kraju szukają go za drobne kradzieże. Lepiej się nie ujawniać.

17:30

Brzydnie nam widok nieustającej gonitwy pod dworcem. Kupujemy najtańsze piwo, po jednym na głowę, i ruszamy do centrum. Tomek gramoli się z ciężkim plecakiem do S-Bahny (miejskiej kolejki) i radzi: zawsze wsiadaj do pierwszego wagonu, tutaj bilety kontrolują najrzadziej.

Siadamy, a wokół nas nie tworzy się wianuszek wolnych miejsc. Nikt nie ucieka na drugi koniec wagonu. Nie towarzyszy nam zapach, który znam z polskich autobusów.

- Człowiek, który mieszka na ulicy, nie musi tu chodzić brudny i śmierdzący - zauważa Grzesiek. - Jak mnie wysyłali na spanie w Warszawie, to tam wszy łaziły – wtrąca się Tomek..
- Co jeszcze gorszego jest w Polsce? – pytam.
- Pójdziesz na dworzec, wsiądziesz w autobus, to cię wyrzucą. Nie proszą, ale wypychają na kopach. Tutaj, jak jesteś czysty, to na dworcu problemu nie ma, z pociągu wypraszają – tłumaczy Tomek.
- Mnie w Polsce chcieli na dwa tygodnie zamknąć za to, że raz na ławce spałem. Trzysta złotych mandatu albo idź siedzieć – śmieje się Grzesiek.

Tomek zamyśla się i mówi: - Byłem raz w polskim szpitalu na ostrym dyżurze. Osiem godzin czekałem, aż mi owiną rękę bandażem. Potem usłyszałem, że jestem narkomanem.
- Tutaj jest inaczej?

- Obok misji jest lekarz dla biednych ludzi! Przypisał mi ostatnio leki, posmarował rękę, gdy mi się ropa na palcu zrobiła. Dobry człowiek.

- Ch… z tą Polską! – rzuca Grzesiek wyskakując z wagonu.

Wychodzimy na Alexanderplatz (centralny plac Berlina), który przemierzamy nasłuchując polskich rozmów. Wypatrujemy innych, którzy też obładowani są torbami, siatkami i plecakami. Tak zaczyna się tułaczka w poszukiwaniu wrażeń, nowych znajomych i butelek. Bezskuteczna.

Obraz
© WP.PL

21:30

W końcu wracamy na misję ciemnym przejściem pod wiaduktem. Przed sklepem koczuje dwójka narkomanów. – Tu na kubeczkach możesz stanąć (tak określa żebranie), to parę dych da się wyciągnąć – mówi Grzesiek. – Ile? – dopytuję. – Tak ze cztery.

Jednak przed dworcem widzimy błysk niebieskich świateł, parę radiowozów i karetkę. – Oj… jest problem – wzdycha Tomek. Dowiadujemy się, że była awantura: ktoś wpadł w szał, policjanci go obezwładniali, aż w końcu lekarz wbił mu igłę ze zwiotczającym środkiem. W końcu karetka odjeżdża pod eskortą, a misja zaczyna wydawać kolację.

Za ladą siedzi młoda, czarnowłosa kobieta. Przed nią skrzynki z jedzeniem. - Jogurt - rzucam hasło, gdy nadchodzi moja kolej. Kobieta kiwa uprzejmie głową i podaje mi dwa kubeczki: jogurt i pudding.

Tomek łypie na mnie wzrokiem. Gdy podchodzi do okienka usta układa w szeroki, szczerbaty uśmiech: - Jougrt und pudding bitte! - rzuca z entuzjazmem. Dostaje dodatkowo: kiełbasę, bułkę i kanapkę. - Nieźle - mówię, gdy zmierzamy na murek konsumować kolację. - Będzie na śniadanie - stwierdza zadowolony z siebie.

Rozkładamy jedzenie na chodniku i sprawdzamy daty: przeterminowane o tydzień, nie jest źle. O! Tutaj tylko pięć dni. Zaczynamy jeść popijając kawę z plastikowych kubków.

- Myśleliście kiedyś, żeby wrócić? - pytam.
- Niby do czego? Nie mam rodziny, nie mam pracy. Wolę być bezdomny tu, niż w Polsce – odpowiada Grzesiek.
- A pracę znaleźć?
- Ciężko jest. Kiedyś u polskiego księdza ogłoszenia były, teraz już nie ma.
- Jednemu mojemu znajomemu udało się na czarno zatrudnić. Robi w pakistańskiej restauracji, ale on język zna, a ja nie.

Ciszej mówi się o innych zajęciach, których w Berlinie podejmują się bezdomni: niektórzy ruszają na łowy do pociągów, gdzie kradną portfele, inni zwijają z ulic rowery. Choć przetrwać można zbierając tylko kilka butelek, na drobne wydatki - wszystko przecież jest.

Obraz
© WP.PL

23:00

Po zmroku w ciemnym zaułku siedzą już tylko zawinięte w śpiwory postaci. Radiowozy oświetlają chodniki reflektorami i znikają za rogiem. Ludzie spoglądają na nas przez okna miejskich autobusów Czuć już chłód nocy. - O czwartej zamarzniesz bez śpiwora - mówi Michał, który właśnie wrócił z miasta. - Chodź - klepie mnie po ramieniu i rusza w stronę misji.

Naciska parę razy dzwonek przy drzwiach. Otwiera mu przysadzista wolontariuszka, której tłumaczy, jaka jest sytuacja: przyjechał nowy, nie ma ze sobą nic. Kobieta kiwa głową i znika w czeluściach magazynu. - Dowód przygotuj - mówi Michał. - Spisują dane, bo do spania rzeczy raz w miesiącu dają.

Kobieta wraca z grubym śpiworem i karimatą. O nic nie pyta, tylko wręcza zestaw. Drzwi się zamykają.

00:00

- Gdzie śpicie? - rzucam pytanie.
- Idę na swoją miejscówkę, za róg - mówi Michał.
- Tam szczury przecież są - obrusza się Tomek.
- Eeee... co ci zrobią - macha ręką Michał.
- Ja jadę na lotnisko - oznajmia Tomek..
- Ja też - mówi Grzesiek.
- A ty? - pyta się mnie.
- Jadę z wami - odpowiadam.

00:30

Ostre światło jarzeniowej lampy świeci mi prosto w twarz. Kanapa długa jest do połowy łydki, szeroka akurat tak, że mieszczą się biodra. Z głośników trzeszczy monotonna muzyka. Z półsnu wyrywają głośne komunikaty: proszę nie zostawiać bagażu bez opieki. Między ławkami przechadzają się ochroniarze. Nie ruszają nas, bo wyglądamy jak turyści, którzy czekają na poranny lot.

- Pójdę rano do lekarza, posmaruje mi ręce, przypisze tabletki. Potem dadzą numerek, to coś sobie zjem. Pójdę się wykąpać... - mówi sennym głosem Tomek. - Wiesz jaka jest pierwsza rzecz, którą robisz, gdy zostajesz bezdomnym?
- Nie - odpowiadam.
- Wyjeżdżasz z Polski.

Pasażerowie od piątej rano zaczną ustawiać się w kolejkach do odprawy. O szóstej pracownicy otworzą bar. Wtedy trzeba będzie się zbierać na kolejny dzień tułaczki.

Obraz
© WP.PL
Źródło artykułu:

Wybrane dla Ciebie

Działo się w nocy. Trump reaguje na zabójstwo prawicowego aktywisty
Działo się w nocy. Trump reaguje na zabójstwo prawicowego aktywisty
Izrael dopuszcza się ludobójstwa. Polacy nie mają wątpliwości
Izrael dopuszcza się ludobójstwa. Polacy nie mają wątpliwości
Czesi wyślą do Polski śmigłowce. Pomogą walczyć z dronami
Czesi wyślą do Polski śmigłowce. Pomogą walczyć z dronami
Brutalne morderstwo Ukrainki. Trump domaga się kary śmierci
Brutalne morderstwo Ukrainki. Trump domaga się kary śmierci
Co zrobi Rosja? Ekspert: są dwie możliwości
Co zrobi Rosja? Ekspert: są dwie możliwości
Polska wysyła pod granicę 40 tys. żołnierzy
Polska wysyła pod granicę 40 tys. żołnierzy
Szwecja wysyła wsparcie do Polski. "Środki obrony"
Szwecja wysyła wsparcie do Polski. "Środki obrony"
Macron rozmawiał z Tuskiem. Prezydent Francji zabrał głos
Macron rozmawiał z Tuskiem. Prezydent Francji zabrał głos
Rozmowa Nawrocki-Trump. Wiadomo, co powiedział prezydent USA
Rozmowa Nawrocki-Trump. Wiadomo, co powiedział prezydent USA
Charlie Kirk nie żyje. Trump poinformował o śmierci influencera
Charlie Kirk nie żyje. Trump poinformował o śmierci influencera
Niemiecka prasa pisze wprost o ataku. "Będą kolejne"
Niemiecka prasa pisze wprost o ataku. "Będą kolejne"
O czym rozmawiał Nawrocki z Trumpem? CNN ujawnia
O czym rozmawiał Nawrocki z Trumpem? CNN ujawnia