Gwiazdy, gwiazdki, gwiazdozbiory
Nasze gwiazdy kultury masowej zużywają się i gasną szybciej niż partyjne koalicje. Zamiast jednego stałego gwiazdozbioru mamy dziesiątki tworzących się z dnia na dzień konstelacji. Każde pokolenie, ba, każda grupa społeczna ma swoich idoli. I bardzo ich w życiu potrzebuje – jako podręcznych wzorców sukcesu i sławy. Gwiazd, niczym tlenu, potrzebuje też nasz młody kapitalizm – telewizja, film, świat reklamy, kolorowe tygodniki. I towar ten – pospiesznie i masowo – produkuje, pisze w "Polityce" Janusz Wróblewski.
26.11.2003 | aktual.: 26.11.2003 08:30
Jak się zostaje gwiazdą? - zastanawia się publicysta. Najprościej – zgłaszając się do programu, w którym ma się okazję opowiedzieć o sobie, zaprezentować swoje umiejętności i zabłysnąć bez względu na skalę posiadanego talentu. Przykłady tego rodzaju karier można mnożyć. Zwycięzcy "Big Brothera" doczekali się dwóch kasowych filmów Jerzego Gruzy z sobą w roli głównej i tylko patrzeć, jak na festiwalu gwiazd w Międzyzdrojach będą odbijali swoje dłonie.
Innym, dużo bardziej ryzykownym sposobem, jest ukończenie szkoły artystycznej. Kiedyś trudno było sobie wyobrazić przyzwoitą karierę bez dyplomu. Dziś stanowi on tylko niepotrzebny balast, dziewczyny poważnie myślące o zawodzie aktorskim skrzętnie ukrywają swoje wykształcenie, wiedzą bowiem doskonale, że dla wytrawnego reżysera nie ma obecnie nic bardziej podniecającego niż perła wyłowiona na ulicy - zauważa Wróblewski.
W ostateczności pozostaje casting. O tym, że casting to dobry pomysł na start, przekonał się Mateusz Damięcki, wybrany przez Filipa Bajona do jednej z głównych ról w "Przedwiośniu", czy Anna Przybylska, wynaleziona przez Radosława Piwowarskiego i obsadzona w "Ciemnej stronie Wenus". Nie tylko zresztą oni. Castingi pomagają również starszym stażem artystom - czytamy w tygodniku.
Przyszłosć polskich gwiazd zależy od systemu, który upodabnia się do matriksa z filmu braci Wachowskich. Wynosi gwiazdy na orbitę, tam je odpowiednio długo utrzymuje, a potem zastępuje innymi. Choć jeszcze nie działa on tak sprawnie, jak na Zachodzie, to i tak z idealizmem i aktorską spontanicznością minionej epoki należy się chyba pożegnać - podsumowuje publicysta "Polityki".