PublicystykaGrzegorz Wysocki: Wszyscy księża powinni mieć zakaz występów w mediach. Przypadek Bonieckiego to dopiero początek zmian

Grzegorz Wysocki: Wszyscy księża powinni mieć zakaz występów w mediach. Przypadek Bonieckiego to dopiero początek zmian

Trudno dzisiaj dopilnować, by żadna z wypowiedzi kapłanów, zakonnic, biskupów czy nawet samego papieża nie została przemielona przez media i użyta do swoich celów, wyrwana z kontekstu i przerobiona w niebezpieczne "fakty medialne". Dlatego apeluję, by zakazem występów medialnych objąć wszystkich polskich duchownych - pisze w felietonie Grzegorz Wysocki (WP Opinie).

Grzegorz Wysocki: Wszyscy księża powinni mieć zakaz występów w mediach. Przypadek Bonieckiego to dopiero początek zmian
Źródło zdjęć: © East News
Grzegorz Wysocki

20.11.2017 | aktual.: 20.11.2017 18:44

Kolejny wielki sukces polskiej prawicy i Kościoła "zamkniętego", a może raczej "zamykającego usta" – ponownie uciszono księdza Adama Bonieckiego. Choć nie bardzo podobały mi się niektóre z ostatnich publicznych wypowiedzi duchownego i nie do końca rozumiałem włączenie się przezeń w mętny nurt plemiennej polsko-polskiej wojenki, decyzję zakonu trudno określić inaczej niż jako absurdalną i szkodliwą, bo jeszcze bardziej poróżniającą Polaków (wiernych i nie) oraz umacniającą podziały.

W komunikacie przełożonego prowincji wobec ks. Adama Bonieckiego czytamy, że decyzję podjęto ze względu na "dobro duchowe wiernych" oraz "w poczucie odpowiedzialności za wypowiadane słowa, które w określonych kontekstach tworzonych faktów medialnych wywoływały wśród licznych wiernych dezorientację". Chodzi – jak podkreślono – "między innymi" o "moralną ocenę samobójstwa" (sprawa samospalenia Piotra Szczęsnego pod Pałacem) oraz o budzące "poważne zamieszanie a nawet zgorszenie" poparcie przez ks. Bonieckiego "organizacji tzw. mniejszości seksualnych" (wpis na profilu facebookowym Forum LGBT).

Dobra wiernych naruszone

Zakładając – z trudem, bo z trudem, ale jednak – jak najlepsze intencje Zgromadzenia Księży Marianów, miło byłoby się dowiedzieć, jak konkretnie rozumieją przełożeni ks. Bonieckiego wspomniane "dobro duchowe wiernych" i o których wiernych dokładnie chodzi.

Założyć wolno, że w ostatnich miesiącach, a więc w czasie głośnego medialnego tournée ks. Bonieckiego po polskich mediach, szczególnie trudne zagwozdki intelektualne mieli do rozwiązania ci wierni, którym z duchownym akurat nigdy nie było po drodze i którzy newralgicznie reagowali (i reagują) na każdy, najmniejszy nawet i najbardziej niewinny, przejaw jego publicznej aktywności. Rzecz dotyczy również – jakżeby inaczej – innych duchownych, prawicowych oraz katolickich publicystów czy niecierpiących księdza konserwatywnych polityków z obozu rządowego i jego okolic.

Rozwiązanie może być tylko jedno

Nie mniej interesujący jest fragment komunikatu mówiący o odpowiedzialności za wypowiadane słowa. Na szczęście pominięto w nim odpowiedzialność za słowa niewypowiadane, a zaledwie przez niereformowalnego i niesfornego ks. Bonieckiego pomyślane. Przynajmniej na razie, bo może doczekamy się kolejnych, bardziej radykalnych ogłoszeń w sprawie – nie możemy być pewni, sprawa jest w toku, odpowiednie kroki "odnośnie karności i dyscypliny" zostały podjęte i wiele się jeszcze może wydarzyć.

A już zupełnie serio – jeżeli jednym z głównych powodów ponownego nałożenia na ks. Bonieckiego zakazu wypowiadania się w mediach innych niż "Tygodnik Powszechny" jest owa dbałość o odpowiedzialność za słowo oraz o zdezorientowanych "faktami medialnymi" odbiorców, to zakazem takim należałoby objąć całość polskiego duchowieństwa.

Trudno bowiem – w czasach, w których rzeczywistość medialna tak bardzo się zmieniła i podążyła w stronę postępującej tabloidyzacji, polaryzacji i tyranii fake newsów – dopilnować każdorazowo, by wypowiedzi kapłanów, zakonnic i zakonników, biskupów czy nawet samego papieża nie zostały przez media odpowiednio przemielone i wykorzystane do swoich celów, wyrwane z kontekstu i przerobione w niebezpieczne "fakty medialne". Dlatego też apeluję niniejszym, by zakazem występów medialnych objąć wszystkich rodzimych duchownych.

Zakaz dla wszystkich!

Chciałbym, by polski Kościół dawał jak najlepszy przykład kościołom z całego świata i mam nadzieję, że kolejne kraje podążą za nami i wkrótce zamkną usta także swoim duchownym. Tym pokornym i nie, wykształconym gorzej i lepiej, otwartym i zamkniętym, "katolewackim" i "katoprawackim", międzynarodowym odpowiednikom Kościoła "łagiewnickiego" i "toruńskiego". Wszystkim. Cieszy, że to akurat Zgromadzenie Księży Marianów, którego ks. Boniecki jest jednym z najbardziej znanych i cenionych reprezentantów, jest tak postępowe i odważnie decyduje się na rozpoczęcie globalnej rewolucji z pogranicza metafizyki i mediów.

Musimy bowiem uczciwie przyznać - jeżeli odpowiedzialność za słowo, walka z karygodnymi praktykami medialnymi, manipulacjami i półprawdami, nie jest jednym z najważniejszych dzisiaj wyzwań naszego Kościoła, to doprawdy, co mogłoby nim być? Antykoncepcja awaryjna i długość sukienek kobiet uczęszczających na niedzielne msze?

Kto naprawdę manipuluje?

Skoro już o manipulacjach i "faktach medialnych" tak obszernie mowa – zacząć należałoby chyba od samego komunikatu zgromadzenia, do którego należy ks. Boniecki. Tak przynajmniej wynika z oświadczenia redakcji "Tygodnika Powszechnego", w którym czytamy, że jeden z dwóch konkretnych zarzutów przeciwko księdzu jest "zwyczajnie nieprawdziwy". Ksiądz Boniecki "żadnego wpisu ani innego aktu wsparcia nie dokonywał; stał się natomiast ofiarą manipulacji, co sam wkrótce wyjaśni w oświadczeniu na stronie zgromadzenia. Wykorzystano tu jego życzliwość i fakt, że jest przeciwnikiem dyskryminowania osób homoseksualnych, traktowania ich z pogardą oraz poniżania, co jest literalnie zgodne z nauczaniem Kościoła katolickiego (por. KKK 2358: „Powinno się traktować te osoby z szacunkiem, współczuciem i delikatnością. Powinno się unikać wobec nich jakichkolwiek oznak niesłusznej dyskryminacji”). Przykro nam, że przełożeni, znając uprzednio jego wyjaśnienie, użyli dla uzasadnienia swojej decyzji nieprawdziwego zarzutu".

Rozumiem, że każdy z przypadków przymusowego "zamilknięcia" duchownego jest rozpatrywany indywidualnie i że nie ma większego sensu podawanie innych ("dużo gorszych") przykładów duchownych (w rodzaju: "a ojciec Rydzyk wciąż nadaje"), ale też trudno uciec od tego rodzaju myślenia. Bo decyzję prowincjonała naprawdę trudno uznać za sprawiedliwą i cokolwiek naprawiającą.

Absurdalne cofnięcie "przywileju"

Można się z księdzem Bonieckim zgadzać lub nie, można się z nim ostro spierać i polemizować, można mieć zdecydowanie inne stanowisko w kwestii jego wypowiedzi politycznych/publicystycznych (np. tych dotyczących samospalenia i faktycznego czynienia z Piotra Szczęsnego męczennika), ale – raz jeszcze powołując się na analizowany tutaj treściwy komunikat – "wycofanie zainteresowanemu przywileju swobodnego wypowiadania się w mediach" jest jakimś przykrym i jątrzącym absurdem.

Powtórzę raz jeszcze. Byłaby to decyzja w pełni zrozumiała, gdyby zakaz objął wszystkich polskich duchownych.

Grzegorz Wysocki, WP Opinie

*Grzegorz Wysocki *- szef WP Opinie. Wcześniej m.in. wydawca strony głównej portalu oraz redaktor działu WP Książki. Dziennikarz, krytyk literacki, były felietonista "Dwutygodnika". Publikował m.in. w "Gazecie Wyborczej", "Dużym Formacie", "Tygodniku Powszechnym", "Polityce" i "Książkach". Absolwent dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Jagiellońskim.

Źródło artykułu:WP Opinie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)