Grzegorz Wysocki: Trump jak "nowy Hitler", Kaczyński przyszłym tyranem? 20 lekcji do odrobienia dla każdego z nas
I ty zostaniesz tyranem? Timothy Snyder dowodzi, że droga od demokracji do tyranii jest dużo krótsza niż się wydaje. I że nasza bezmyślność, bierność i naiwna wiara w "koniec historii" są bardzo przyszłym tyranom na rękę. Czy oznacza to jednak, że Donald Trump jest "nowym Hitlerem", a populiści w rodzaju Kaczyńskiego czy Orbana to potencjalni tyrani?
03.07.2017 | aktual.: 05.07.2017 15:08
Podobno Donald Tusk już przeczytał „O tyranii” Timothy’ego Snydera. Nie wiemy, niestety, czy i jakie wnioski wyciągnął z lektury, ale na pewno dobrze by było, gdyby - nie tylko w związku z wizytą prezydenta USA w Polsce - po ten treściwy esej wybitnego historyka sięgnęli także najważniejsi politycy w państwie, a więc Jarosław Kaczyński, Andrzej Duda czy Beata Szydło. Czy 20 historycznych lekcji, do których odrobienia zaprasza nas Snyder, mogłoby zachęcić ich do refleksji? I jakiego rodzaju by to były refleksje? Czy potraktowaliby je na serio, jako swego rodzaju przestrogę (także wobec praktyki ich rządów), czy wyłącznie jako stek "liberalnych bzdur" i nietrafionych analogii?
Snyder, amerykański historyk, autor m.in. głośnych "Skrwawionych ziem", napisał swój esej w grudniu 2016 roku, a więc już po zwycięstwie Donalda Trumpa, z myślą o amerykańskich odbiorcach. Zwłaszcza tych mniej wyrobionych i nieuświadomionych politycznie, nieangażujących się obywatelsko, stojących na uboczu, biernych. Ponad pół roku później tekst trafia w ręce polskich czytelników i choć jego siła rażenia będzie pewnie zupełnie inna (może żadna?), nie zmienia to faktu, że ta niewielka popularnonaukowa książeczka powinna być jedną z lektur obowiązkowych 2017 roku. I następnego. Jak również w kolejnych latach. Bo choć esej Snydera powstał w dokładnie określonym miejscu i czasie, z myślą o konkretnym odbiorcy, w praktyce otrzymaliśmy rzecz ponadczasową i uniwersalną. Ważną, choć – zaznaczmy od razu – niepozbawioną wad, uproszczeń i truizmów, rozprawę nie tylko o narodzinach tyranii, ale też o naukach, jakie winniśmy stale wyciągać z historii.
#
Snyder nie twierdzi, że historia się powtarza – ona udziela nam lekcji. Główną lekcją jest ta, w jaki sposób zapobiec i przeciwstawić się złu, które nazywamy tyranią. Tyranię definiuje się najczęściej jako oparte na przemocy i terrorze rządy despotycznej jednostki. Snyder tyranię rozumie jednak szerzej – jako "uzurpację władzy przez jednostkę lub grupę bądź obchodzenie prawa przez rządzących dla własnej korzyści". Historyk wprost przyznaje, że dzisiaj – tj. wraz z nastaniem prezydenta Trumpa, ale także objawianiem się innych populistycznych przywódców – "nasz porządek polityczny wydaje się zagrożony", a "eksperymentowi amerykańskiemu grozi tyrania". "Eksperyment amerykański" to oczywiście synonim amerykańskiej demokracji, bo, jak przekonuje autor, historia współczesnej demokracji to także opowieść o schyłku i upadku.
Autor „Skrwawionych ziem” pokazuje na konkretnych przykładach, jak historia XX wieku, kiedy to europejskie demokracje stoczyły się w „otchłań prawicowego autorytaryzmu i faszyzmu”, dowodzi, że „społeczeństwa mogą się rozpaść, demokracje – upaść, etyka może się załamać, a zwykli ludzie mogą stanąć nad dołem śmierci z bronią w ręku”. Przesada? Być może. Najprawdopodobniej tak. Miejmy nadzieję, że tak. Ale właśnie to stara się nam przede wszystkim przekazać Snyder – demokracja nie jest dana raz na zawsze i nigdy nie możemy mieć pewności, że czasy tyranii bezpowrotnie minęły.
Motto do książki Snyder wziął z Leszka Kołakowskiego (konkretnie z tekstu „Intelektualiści a ruch koministyczny” z 1956 roku): „Być oszukanym w polityce nie jest usprawiedliwieniem, niekiedy jest takim samym przestępstwem jak oszukiwać samemu”. Właśnie dlatego, by nie dać się oszukać politykom (potencjalnym tyranom?), historyk proponuje 20 lekcji z XX wieku, które nigdy nie powinny stracić na aktualności.
#
I tak, Snyder przestrzega chociażby przed biernością i bezmyślnym posłuszeństwem: „W czasach takich jak dzisiejsze ludzie zastanawiają się, czego zażąda w przyszłości bardziej represyjny rząd, i są gotowi spełniać te żądania, zanim jeszcze je usłyszą”. A to właśnie w ten sposób – dzięki podporządkowanym i nadgorliwym obywatelom – władza widzi, jak daleko może się posunąć. „Wyprzedzające posłuszeństwo oznacza polityczną tragedię” – dobitnie podkreśla Snyder.
W kolejnych lekcjach autor „Czarnej Ziemi” pisze m.in. o potrzebie obrony demokratycznych instytucji ("Instytucje nie obronią się same. Jeżeli nie będziemy chronić każdej z nich od samego początku, runą jedna po drugiej"), przeciwstawianiu się ruchom politycznym, które dążą do jednopartyjnego systemu (np. eliminując rywali, walcząc z innymi partiami, zmieniając ordynację wedle własnego uznania etc.) czy przestrzeganiu etyki zawodowej. Co ma etyka zawodowa do tyranii? Snyder odpowiada: "Trudno jest zniszczyć państwo prawa bez prawników lub urządzić procesy pokazowe bez sędziów. Reżimy autorytarne potrzebują posłusznych urzędników, a dyrektorzy obozów koncentracyjnych poszukują biznesmenów zainteresowanych tanią siłą roboczą".
Niektóre z rad Snydera są mniej lub bardziej banalne i trywialne, inne wydają się co najmniej patetyczne, jakby autor wygłaszał kazanie lub wykuwał swój podwójny dekalog w skale. "Weź odpowiedzialność za oblicze świata"? "Gdy nadejdzie niewyobrażalne, zachowaj spokój"? Lub inna zaskakująca mądrość: "Wspieraj słuszne sprawy". Albo punkt dziesiąty: „Wierz w prawdę”. Złośliwie mówiąc, znajdziemy w tym demokratycznym elementarzu fragmenty, które spokojnie mogłyby się znaleźć w poradniku Mateusza Kijowskiego czy innego mało subtelnego zwolennika KOD-u.
#
Patos i wzmożenie moralne Snydera mogą – i czasami wręcz powinny – irytować oraz budzić opór, podobnie jak zbyt częste i zbyt grubymi nićmi szyte argumentowanie ad Hitlerum. Autor niby nie stawia na jednej szali Trumpa i przywódcy III Rzeszy, ale przynajmniej niektóre przywoływane analogie można zaliczyć do łopatologicznych. W opowieści Snydera Trump robi de facto za "nowego Hitlera" lub przynajmniej władcę, który ma szansę na wejście w buty po najsłynniejszym dyktatorze XX wieku.
Snyder ma zapewne świadomość, że przesadza, choć się z tego hiperbolizowania czytelnikowi w żadnym miejscu nie tłumaczy, wychodząc z założenia, że powtórka XX-wiecznych totalitaryzmów jest jak najbardziej możliwa. Historyk zdaje się pytać: czy niektóre podobieństwa naprawdę nie kłują was w oczy? Czy nie rozumiecie, że specjalnie szyję bardzo grubymi nićmi, byście w porę mogli zareagować? OK, z tego punktu widzenia strategia pisarska Snydera ma oczywiście sens, ale też zawsze w tyle głowy pozostaje inne pytanie: czym będziemy bić naszego tyrana, gdy z miesiąca na miesiąc będzie potworniał coraz bardziej, skoro już dawno temu zużyliśmy na niego pałki "nazizmu" i "faszyzmu"? Jakie mocniejsze historyczne analogie i argumenty mamy jeszcze w zanadrzu?
#
Część lekcji Snydera odnosi się bezpośrednio do amerykańskiego społeczeństwa (np. „Jeżeli musisz nosić broń, bądź rozważny”), inne z ostrzeżeń wydają się z kolei bardzo na czasie także w odniesieniu do polskiej rzeczywistości (np. „Miej się na baczności przed organizacjami paramilitarnymi”). Jeszcze innym, choć wydają się banalne i/lub naiwne, trudno odmówić słuszności. Przykładem punkt 14: „Chroń swoje życie prywatne”. Z jednej strony autor radzi, by ograniczyć korzystanie z poczty elektronicznej i by sprawy osobiste załatwiać osobiście. Z drugiej, słusznie przypomina rozważania Hannah Arendt, według której totalitaryzm nie polega na wszechmocy państwa, lecz na zatarciu różnicy między życiem prywatnym i publicznym.
Zobacz także: Donald Trump w Brukseli
Zdaniem Snydera podczas amerykańskiej kampanii 2016 roku bez zastanowienia zrobiliśmy krok w kierunku totalitaryzmu. W jaki sposób? Akceptując jako coś normalnego naruszenie zasady prywatności korespondencji elektronicznej. Snyder twierdzi, że celem takich „e-mailowych bomb” jest także odwrócenie naszej uwagi od normalnej polityki i ukierunkowanie jej na teorie spiskowe. Także gdy ujawnione maile czy podsłuchy nie zawierają nic szczególnie interesującego. Newsem staje się sam fakt ujawnienia poufnego: „Jeżeli kwestie nieistotne pochłaniają nas wtedy, gdy chcą tego tyrani lub służby specjalne, przykładamy rękę do burzenia naszego ustroju politycznego. Oczywiście może nam się wydawać, że niczego takiego nie robimy – idziemy tylko w tę samą stronę, co wszyscy inni. To prawda – i właśnie to zjawisko Arendt określiła jako przeistaczanie się społeczeństwa w >>motłoch<<”.
#
Dość zaskakujące – przynajmniej na pierwszy rzut oka – mogą się wydać wskazówki z drugiej części książki, w której Snyder dowodzi m.in., że do skutecznych mechanizmów obronnych przeciwko tyranii należy także… dbałość o język, prowadzenie niezobowiązujących konwersacji, czytanie książek czy "nasłuchiwanie niebezpiecznych słów". Historyk jest mocno krytyczny wobec – zwłaszcza bezrefleksyjnego – oglądania telewizji i wchłaniania treści internetowych. Konserwatyzm technologiczny? Być może, ale przede wszystkim sprzeciw wobec naszej – coraz częściej nieuświadomionej – bezmyślności.
"Wpatrywanie się w ekrany jest być może nieuniknione, ale dwuwymiarowy świat nie ma większego sensu, jeżeli nie jesteśmy w stanie czerpać ze skarbnicy pojęć zbudowanej gdzie indziej. Powtarzając te same słowa i frazy, które pojawiają się codziennie w mediach, zgadzamy się na brak szerszej perspektywy" – grzmi Snyder. W jaki sposób tę szerszą perspektywę uzyskać? Przede wszystkim czytając książki, dzięki którym będziemy dysponować dużo większą liczbą pojęć. Snyder posuwa się aż do polecenia: "Wyrzuć więc z pokoju ekrany i otocz się książkami. Bohaterowie książek Orwella i Bradbury'ego nie mieli takiego wyboru, ale my nadal możemy to uczynić". Ciekawostka – wśród politycznych i historycznych lektur szczególnie zalecanych przez Snydera znajdziemy nie tylko dzieła Orwella, Arendt, Klemperera, Camusa, Havla czy Judta, ale też doskonale nam znanych Czesława Miłosza i Leszka Kołakowskiego.
W innym rozdziale zawierającym kolejne "rewolucyjne" przykazanie ("Bądź dociekliwy") Snyder również skupia się na powtarzaniu truizmów, ale jakże istotnych. Chodzi o samodzielne sprawdzanie faktów, weryfikowanie informacji, poświęcanie czasu na lekturę długich i rzetelnych artykułów, wspieranie dziennikarstwa śledczego (np. poprzez prenumeratę tradycyjnej prasy) i branie odpowiedzialności za informacje, którymi dzielisz się z innymi. Historyk nie ma złudzeń i ostro atakuje "ogólny cynizm", z powodu którego "toniemy wraz ze współobywatelami w bagnie obojętności". Zdaniem Snydera to właśnie zdolność do ustalania czyni nas odrębnymi jednostkami, a zbiorowe zaufanie do wspólnej wiedzy – społeczeństwem. Przypominając liczne kłamstwa Trumpa z kampanii wyborczej, Snyder dochodzi do wniosku, że "dwuwymiarowy świat internetu okazał się ważniejszy od trójwymiarowego świata kontaktów międzyludzkich". To właśnie w tym wirtualnym świecie – czytamy dalej – narodziły się "niewidoczne w świetle dziennym zbiorowości – podatne na manipulację plemiona o wyrazistych światopoglądach".
#
W czasach, w których "patriotyzm" również stał się jednym z pojęć zawłaszczanych przez polityków i ideologów, zapewne część czytelników – np. tych, którzy wstydzą się patriotyzmu w prawicowym wydaniu czy mają spory problem z samym pojęciem "narodu" – poczuje się zaniepokojona, gdy w jednym z ostatnich rozdziałów Snyder nakazuje: "Bądź patriotą". Ale już na wstępie historyk wyjaśnia, czym NIE JEST patriotyzm. I tak, na przykład: "Nie jest patriotyczne unikanie poboru oraz szydzenie z bohaterów wojennych i ich rodzin. […] Nie jest patriotyczne wynajdywanie sposobów niepłacenia podatków, zwłaszcza gdy płacą je ciężko pracujące amerykańskie rodziny. […] Nie jest patriotyczne wyrażania podziwu dla zagranicznych dyktatorów. […] Nie jest patriotyczne wzywanie Rosji do ingerencji w amerykańskie wybory prezydenckie. Nie jest patriotyczne przytaczanie na wiecach rosyjskiej propagandy. Nie jest patriotyczne zatrudnianie doradcy rosyjskich oligarchów. […]. Itd. itp. Krótko mówiąc – na pewno nie jest patriotyczne bycie Donaldem Trumpem.
Snyder pisze wprost, że Trump jest nacjonalistą, a to wcale nie oznacza tego samego, co bycie patriotą. Na czym przede wszystkim polega różnica? "Nacjonalista zachęca nas do ulegania najgorszym instynktom, a następnie mówi nam, że jesteśmy najlepsi. […] Z kolei patriota chce, żeby naród dorównał wyznawanym przez niego ideałom, co oznacza żądanie, abyśmy byli jak najlepsi. Patriota musi liczyć się z realnym światem, którym jest jedynym miejscem, gdzie jego kraj może zostać otoczony miłością i troską" – odpowiada Snyder. Nacjonalista zaprzeczy, że w jego kraju może wydarzyć się powtórka z najmroczniejszych kart historii XX wieku; patriota powie, że to może się zdarzyć także w jego kraju, ale zrobimy wszystko, by tak się nie stało.
#
Tak naprawdę wszystkie wskazówki i nakazy Snydera można by streścić – błędnie przypisywanym Thomasowi Jeffersonowi – słowami amerykańskiego abolicjonisty Wendella Philipsa: „Ceną wolności jest wieczna czujność”. Historyk przypomina, że ustroje demokratyczne powstałe po I i II wojnie światowej często upadały, gdy w wyniku połączenia wyborów z zamachem stanu do władzy dochodziła jedna partia: „Korzystny rezultat wyborczy, wyznawana ideologia czy obydwa te czynniki naraz mogły skłonić stronnictwo polityczne do zmiany systemu od wewnątrz. Gdy faszyści, naziści czy komuniści osiągali dobre wyniki w wyborach w latach 30. lub 40. XX wieku, następnym ich krokiem były spektakle, represje i taktyka salami – pozbywania się po jednej kolejnych warstw oporu”.
Historyk przywołuje słowa bohatera powieści Davida Lodge’a, który mówił, że kochając się ostatni raz, nigdy nie wiesz, że ten jest właśnie ostatni. „Podobnie jest z wyborami” – konstatuje Snyder i pyta: „Czy z perspektywy czasu będziemy wspominać wybory 2016 roku podobnie jak Rosjanie rok 1990, Czesi 1946, a Niemcy 1932? To na razie zależy od nas”.
W tym miejscu wpadałoby w końcu postawić narzucające się pytanie: i jak Polacy w 2015 roku? Czy demokracja zarządzana przez PiS przypomina tę schyłkową z opisu Snydera, a Jarosław Kaczyński ma zadatki na przyszłego tyrana? Niektóre analogie – przejmowanie kolejnych instytucji demokratycznych; próby podporządkowania sobie urzędników, prokuratorów czy sędziów; wykorzystywanie podsłuchów w rozgrywkach politycznych; tworzenie i wspieranie organizacji paramilitarnych – wydają się aż nazbyt oczywiste. Także Jerzy Baczyński, redaktor naczelny "Polityki", nie ma wątpliwości, że przynajmniej niektóre argumenty i analogie Snydera brzmią w dzisiejszej Polsce "bardzo znajomo".
Snyder nie pisze wprost, że Trump to nowy Hitler, a Kaczyński i jemu podobni to przyszli tyrani. Unika aż tak bezpośrednich deklaracji, a jednocześnie nie pozostawia wątpliwości, że także dzisiaj, w XXI wieku, czy to w Stanach Zjednoczonych, czy to w dowolnej innej demokracji, może dojść do powtórki z historii. Że potencjalnych tyranów nie brakuje nawet w najbliższej okolicy. Autorytarne i totalitarne demony nigdy nie zasypiają – co najwyżej to my, obywatele, co jakiś czas zapadamy w głęboki sen i wydaje się nam, że nie będą nas męczyły żadne koszmary.
Snyder - używając wielkich słów, nie obawiając się powtarzania koniecznych truizmów, bijąc w retoryczne bębny – próbuje nami potrząsnąć i przełączyć w tryb "czuwania" (czytaj: "wiecznej czujności", warunku koniecznego wolności).
*Grzegorz Wysocki *- szef WP Opinie. Wcześniej m.in. wydawca strony głównej portalu oraz redaktor działu WP Książki. Dziennikarz, krytyk literacki, były felietonista "Dwutygodnika". Publikował m.in. w "Gazecie Wyborczej", "Dużym Formacie", "Tygodniku Powszechnym", "Polityce" i "Książkach". Absolwent dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Jagiellońskim.