Grzegorz Wysocki: „Bez żadnego trybu”, bez żadnych granic. Przemoc słowna zamiast krytyki
Podejrzewam, że PiS rzeczywiście usprawni działanie sądów. W sprawach wobec polityków opozycji, protestujących pod Sejmem, niepisowskich dziennikarzy czy łamiących prawo reprezentantów wymiaru sprawiedliwości. Wmawiam sobie, że przesadzam, ale – widząc, co się dzieje, i wsłuchując się w słowa polityków rządzącego obozu oraz bliskich im komentatorów – coraz gorzej wychodzi mi zachowywanie beztroskiego dystansu. Zwłaszcza, gdy słyszę, że przeciwników (czytaj: te "kanalie" o "zdradzieckich mordach") powinno zamykać się w obozach.
Czy ten tydzień przejdzie do historii współczesnej polskiej polityki jako jeden z najbrutalniejszych, przynajmniej w warstwie językowej? A może jesteśmy w ostatnich dniach świadkami coraz to prymitywniejszych, ale jednak już w chwili narodzin spowszedniałych "norm językowych"? A idąc jeszcze dalej – tj. pisząc najczarniejsze scenariusze na podstawie dopiero co zaprezentowanych mocnych zwiastunów – może był to wstęp do przedsięwzięcia ostrzejszych, także siłowych, środków przeciwko opozycji czy manifestującym obywatelom?
Chciałbym, by twierdząca odpowiedź padła wyłącznie na pierwsze z powyższych pytań, choć zdaję sobie sprawę, że może to być myślenie mocno życzeniowe. Twierdzące odpowiedzi na dwa pozostałe pytania w tym momencie nie wydają się już histeryczną fantastyką polityczną, tylko bardzo prawdopodobnymi wersjami nadchodzących wypadków.
#
Krótkie – "bez żadnego trybu" – wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego, który we wtorkową noc stracił panowanie nad sobą i wygarnął politykom opozycji od "zdradzieckich mord", "kanalii" i "morderców brata", nie powinno było chyba aż tak zaskoczyć obserwatorów sceny politycznej. Choć prezes PiS-u nie przebierał w słowach i dwoma treściwymi zdaniami przelicytował wszystkich, można uznać, że jego spontaniczne wystąpienie było naturalną konsekwencją i kontynuacją wielu wcześniejszych, a również dotyczących opozycji czy protestujących, wypowiedzi pisowskich polityków oraz sprzyjających im dziennikarzy.
Co ciekawe, również po tym – jak chciałoby się naiwnie myśleć – osiągnięciu szczytowego punktu w krytyce opozycji, politycy PiS-u nie złagodzili swej retoryki. Wręcz przeciwnie. Sam Kaczyński w środę nie tylko nie wycofał się ze swoich słów ani za nie nie przeprosił, ale wręcz stwierdził, że był to "imperatyw moralny" i że "dobrze zrobił". Jak to skomentował później na antenie TVP Info Wojciech Cejrowski: "Kaczyński zachował się w sposób stonowany, kiedy mówił o kanaliach". Nie trzeba też było długo czekać na podbijanie bębenka negatywnych emocji i obelg przez podwładnych Kaczyńskiego.
#
Ostatnie dni to w ogóle czas niebywałej, choć zupełnie nieszlachetnej, szczerości posłów i posłanek PiS-u. Zdaniem Krystyny Pawłowicz (nota bene, jeden z najkrótszych żartów na temat IV RP brzmi: "profesor Krystyna Pawłowicz”) politycy opozycji wyróżniają się tym, że mają "zdradzieckie mordy". Pani poseł – wzorując się na swoim mistrzu i wprost odwołując się do jego słów – nakazała "zamknięcie zdradzieckich mord" opozycyjnym politykom podczas posiedzenia komisji sprawiedliwości.
To nie wszystko. Podczas wtorkowego posiedzenia Sejmu, Pawłowicz wprost dała do zrozumienia, że nie miałaby nic przeciwko zsyłania opozycjonistów do obozów. W odpowiedzi na słowa Władysława Kosiniak-Kamysza o tym, że marzy się jej może Bereza Kartuska czy twierdza brzeska, posłanka odkrzyknęła: "Marzy mi się!".
Joanna Lichocka, posłanka PiS-u, która jednocześnie wciąż uważa się za dziennikarkę, pisze o "dążących do autorytaryzmu" "barbarzyńcach z PO" i nakazuje im się "bujać", które to wezwanie w ustach Lichockiej i tak należy do wyjątkowo eufemistycznych. Dominik Tarczyński, poseł PiS-u, który swego czasu "zapraszał na solo" "bydlaka Wałęsę", po przyjęciu przez Sejm ustawy o Sądzie Najwyższym, stwierdził nie tylko, że "to piękny dzień dla Polski", ale też, że jesteśmy świadkami "konwulsji umierającej kasty i postkomunizmu", którego symbolem są posłowie opozycji. Zdaniem Tarczyńskiego, mentalność polityków opozycji to "mentalność typu plują ci w twarz to mów, że deszcz pada".
#
Jeszcze dłużej można by ciągnąć wypisy z artykułów, twittów i wypowiedzi prawicowych komentatorów i felietonistów na temat opozycji czy demonstrujących obywateli, tj. tych obywateli, którzy zostali "zaczadzeni przez opozycję". Publicyści – obojętnie której strony – nigdy nie należeli do najbardziej kulturalnych i wstrzemięźliwych w wyważonych sądach osób, ale to, z czym mamy do czynienia w ostatnich dniach, neguje i przekreśla wszelkie reguły cywilizowanego sporu.
Najbardziej chyba skrajnym przykładem z ostatniego czasu były słowa Cezarego Gmyza, publicysty i korespondenta TVP z Niemiec, który doradził rządzącym: "Ani kroku w tył, trzymać szeregi, oszczędzać amunicję". Jeżeli dziennikarz publicznej telewizji nawołuje do oszczędzania amunicji i nie spotykają go po takim apelu żadne konsekwencje (nie słyszałem nawet za bardzo o głosach oburzenia), to co to mówi o poziomie naszej debaty, naszych mediów oraz, last but not least, naszym zobojętnieniu na chamstwo i werbalną przemoc?
Rekordy pogardy wobec opozycji i protestujących bije również nieustannie Stanisław Janecki, który regularnie pisze o "dziczy", "menelach", "bydle", "dzikich ludziach" i "zwykłych chamidłach". Demonstracje pod Sejmem nazywa – przykładowo, bo to tylko wybrana na chybił trafił wypowiedź z ostatnich dni – "nędznym kabaretem połączonym z seansem nienawiści i pokazem prostactwa". Albo: "Manifestacja na Wiejskiej to był pokaz wszystkiego najgorszego, wszystkiego najgłupszego i wszystkiego najpodlejszego".
Zobacz także: Kaczyński nie wytrzymał: "Nie wycierajcie sobie mord moim bratem. Zamordowaliście go"
Lektura "artykułów" komentarzy czy twittów autorstwa takich publicystów jak Gmyz czy Janecki to każdorazowo zanurzenie się w potoku bluzgów i oskarżeń. Wypadałoby je przemilczeć i nie brudzić klawiatury przepisywaniem tego rodzaju "tekstów źródłowych". Problem w tym, że mowa o czołowych dziennikarzach i etatowych komentatorach publicznej telewizji, popularnych autorach tekstów w największych prawicowych tygodnikach, osobach, które przez dziesiątki tysięcy odbiorców uważane są za "liderów opinii". Można udawać, że tego rodzaju przemocowe opinie nie istnieją, ale będzie to zaklinanie rzeczywistości (przynajmniej tej medialnej).
#
OK, można powiedzieć, że od słów do czynów droga daleka. Można powiedzieć, że wszystko to – by zacytować Hamleta, znanego praktyka nie tylko słownych utarczek, ale także fizycznej przemocy – "słowa, słowa, słowa". Ale warto pamiętać, że chyba wszystkie konflikty, wojny i akty przemocy w dziejach ludzkości zaczynały się od słów właśnie. Od mowy nienawiści, agresywnej publicystyki, haniebnych pogadanek radiowych, zmanipulowanych audycji czy domagających się krwi wystąpień publicznych.
Nie może być naszej zgody na mówienie o "zdradzieckich mordach" opozycjonistów. Nie możemy się zgadzać na to, by politycy rządzący państwem, nazywali swoich przeciwników "mordercami" i publicznie dawali wyraz swoim fantazjom o zamknięciu ich w obozach. Nie ma przyzwolenia na to, by czołowi komentatorzy używali obelg zamiast argumentów i wprost namawiali rządzących do oszczędzania amunicji.
Bagatelizowanie coraz większej agresji słownej polityków czy publicystów względem polityków przeciwnego obozu, demonstrantów manifestujących przed Sejmem/Pałacem, sędziów czy – ogólnie – względem osób inaczej myślących, jest przyzwoleniem na agresję, także niewerbalną. Znieczulica wobec pogardy i przemocy jest czymś na kształt biernego zaciągania się tymi patologicznymi zjawiskami debaty publicznej.
Grzegorz Wysocki, WP Opinie
Grzegorz Wysocki - szef WP Opinie. Wcześniej m.in. wydawca strony głównej portalu oraz redaktor działu WP Książki. Dziennikarz, krytyk literacki, były felietonista "Dwutygodnika". Publikował m.in. w "Gazecie Wyborczej", "Dużym Formacie", "Tygodniku Powszechnym", "Polityce" i "Książkach". Absolwent dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Jagiellońskim.