Grzegorz Łaguna: Władza idzie po białe kołnierzyki. Czeka nas "wiosna taśm"
Wszystko wskazuje na to, że afera KNF – ta właściwa, z Markiem Chrzanowskim i Leszkiem Czarneckim – to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Nagrań z udziałem urzędników i polityków może być znacznie więcej. Jarosław Kaczyński obawia się przyklejenia PiS-owi łatki "aferzystów".
11.12.2018 08:34
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Jeśli władza przyciśnie biznes do ściany, przed wyborami taśmy będą wyskakiwać jak grzyby po deszczu. Będą wśród nich i odgrzewane kotlety, i kompletne świeżynki. Jeśli ktoś ma coś na sumieniu – lepiej, żeby zawczasu się z tego wyspowiadał.
– To jest prawdziwa afera KNF – mówił prokurator krajowy Bogdan Święczkowski o zatrzymaniu byłych szefów Komisji Nadzoru Finansowego w sprawie SKOK Wołomin. A większość dziennikarzy nie ma wątpliwości – akcja skierowana przeciwko urzędnikom to wyjątkowo perfidna próba odwrócenia uwagi od korupcyjnej propozycji Marka Chrzanowskiego.
Mówiąc w skrócie – aferę KNF trzeba kryć, rozmywać polityczną odpowiedzialność i udawać, że w tej sprawie istnieje jakiś bliżej nieznany układ. Należeć może do niego co najwyżej opozycja. Ale na pewno nie władza.
Możliwe, że część wyborców da się na to nabrać. Ale ci, którzy śledzą media nieco bardziej uważnie, szybko zorientują się, że coś tu nie gra. Tak, zarzuty można postawić każdemu (zwłaszcza o niedopełnienie obowiązków). Tak, każdego można wyciągnąć z domu o 6 rano i zawieźć w kajdankach do prokuratury. I tak, działania KNF od lat pozostawiały wiele do życzenia.
Ale nie są to wystarczająco dobre argumenty, żeby urzędników stawiać w jednym rzędzie z przestępcami. A o bandziorach, którzy niemal na śmierć pobili byłego wiceszefa KNF Wojciecha Kwaśniaka – mówić, że zostali przez niego "rozzuchwaleni", jak ujął to w wywiadzie dla TVP prokurator generalny Zbigniew Ziobro.
Nagrywają wszyscy
Nie da się ukryć – w obozie rządzącym robi się nerwowo. Prawo i Sprawiedliwość tak naprawdę toczy dzisiaj dwie gry – jedną o serca i umysły wyborców. Drugą – o złamanie wielkiego biznesu. Tego, który przez lata grał do jednej bramki z Platformą, a bez którego nie da się zrobić w Polsce rewolucji.
Od różnych osób, które są w temacie, od jakiegoś czasu słyszę w zasadzie to samo – władza idzie na starcie. "Białe kołnierzyki" powinny mieć się na baczności. Będą kolejne zatrzymania, zarzuty, postępowania prokuratorskie i areszty. Z drugiej strony – ci, którzy są na celowniku władzy, też nie są bez szans.
– Dzisiaj każdy biznesmen na poważne rozmowy idzie obłożony dyktafonami. Dla bezpieczeństwa – mówi mi Sylwester Latkowski, były naczelny "Wprost", który "odpalił" pierwszą aferę taśmową.
Nagrywają wszyscy i wszędzie. I "duże misie", i te mniejsze też. Na spotkaniach z urzędnikami, obiadach z politykami i rozmowach z innymi biznesmenami. A afera KNF pokazała to, o czym wiedzieliśmy już od czasów "Sowy i Przyjaciół". Żadne "szumidła" nie są w stu procentach skuteczne. Żadne służby nie są w stanie wystarczająco dobrze zabezpieczyć polityków.
Brutalna prawda o dzisiejszej Polsce brzmi: Żeby nagrać najważniejsze osoby w państwie – wystarczy dwóch kelnerów albo dyktafon z supermarketu.
Jeden Bóg wie ile nowych taśm w rzeczywistości jest. A przecież są jeszcze wspomniane nagrania z "Sowy", w sprawie których państwo pokazało jak bardzo jest teoretyczne. – My przeanalizowaliśmy wszystkie akta w tej sprawie. Prokuratura nie wie ile jest nagrań, ani kto jest na nich nagrany. Służby są całkowicie bezradne – rozkłada ręce w rozmowie ze mną Bartosz Węglarczyk.
Lustrzane odbicie
Dla partii rządzącej lepiej by było, żeby wyborcy skupili się na podwyżkach prądu. To problem, z którym można powalczyć i - wykładając miliardy z budżetu na dopłaty - odtrąbić sukces. Z kolejnymi taśmami tak łatwo już nie będzie.
Jarosław Kaczyński najbardziej boi się dziś, że wyborca zrówna Platformę Obywatelską do PiS-u. Prezes partii rządzącej obawia się bycia lustrzanym odbiciem PO i przyklejenia PiS-owi łatki "aferzystów". I w zasadzie ma rację.
Marek Chrzanowski, powołany przez (wielbioną do dziś przez żelazny elektorat) Beatę Szydło i nadzorowany przez Mateusza Morawieckiego, był wystarczająco blisko władzy, żeby opozycja grzała jego tematem przez ostatnie tygodnie. Można sobie tylko wyobrazić jakie narzędzia dostałby do ręki Grzegorz Schetyna, gdyby pojawiły się kolejne taśmy.
A gdzieś w tle jest rozgrywka Zbigniewa Ziobry z Mateuszem Morawieckim. Niepokorni wybrańcy prezesa coraz mniej chętnie słuchają swojego szefa. I choć do rozgrywki o schedę po Jarosławie Kaczyńskim wciąż daleko, a faworytem, zdaniem wielu, wciąż jest Joachim Brudziński – to temperatura wokół starcia premiera z ministrem sprawiedliwości od jakiegoś czasu niebezpiecznie rośnie.
Być może rację miał były dziennikarz Michał Majewski, który po wybuchu afery KNF napisał na Twitterze, że na dziś Nowogrodzka jest okrążona przez armię zbrojnych, a w środku trwa "nawalanie grubych kotów". Chyba grube koty właśnie zaczynają się budzić. Ale dla niektórych może być już za późno. Jeśli kapitan tego okrętu chce utrzymać go na wodzie – będzie musiał zrzucić z pokładu niepotrzebny balast.
Grzegorz Łaguna – dziennikarz i prezenter telewizyjny. Autor programu "Debata Grzegorza Łaguny" na antenie Telewizji Superstacja, gdzie prowadzi pasma informacyjne i publicystyczne. Był gospodarzem wieczorów wyborczych w Superstacji podczas referendum ogólnokrajowego i wyborów parlamentarnych w 2015 roku. Stały komentator Polskiego Radia 24