HistoriaGrupa Wawelberg - oddział dywersyjny Tadeusza Puszczyńskiego w III Powstaniu Śląskim

Grupa Wawelberg - oddział dywersyjny Tadeusza Puszczyńskiego w III Powstaniu Śląskim

W 1920 r., po dwóch powstaniach, zdawano sobie sprawę, że to nie koniec walki o Górny Śląsk. Choć o losie regionu zdecydować miał plebiscyt, to tak Polacy, jak i Niemcy szykowali się do boju. W końcu czym jest karta do głosowania wobec karabinu i realnej siły? Obecność mieszanej policji i oddziałów alianckich nie była gwarantem spokoju, wciąż dochodziło do starć Niemców z Polakami. Polscy powstańcy zadbali, aby w przypadku wybuchu walk, precyzyjnie zaplanować i przeprowadzić ataki, które utrudnią przesłanie wsparcia dla Niemców.

Grupa Wawelberg - oddział dywersyjny Tadeusza Puszczyńskiego w III Powstaniu Śląskim
Źródło zdjęć: © NAC

Plebiscyt przeprowadzony 20 marca 1921 r. nie mógł zadowolić Polaków. Tylko 40,4 proc. (479 tys.) głosujących wybrało odradzającą się Polską, 59,5 proc. (708 tys.) opowiedziało się za Niemcami. Co gorsza głosy emigrantów ze Śląska zwożonych z całych Niemiec pociągami, przechyliły szalę zwycięstwa w powiatach Zabrze i Lubliniec na niekorzyść Polski.

Taki wynik plebiscytu oznaczał, że alianci podzielą Górny Śląsk wbrew oczekiwaniom Polaków. W Komisji Międzysojuszniczej pojawiły się dwa projekty demarkacji - angielsko-włoski i francuski. Według pierwszego Polska miała dostać południowo-wschodnią część obszaru plebiscytowego, a według drugiego (bardzo podobnego do tzw. linii Korfantego) wschodnie powiaty Górnego Śląska, w tym okręg przemysłowy. Brak zgody utwierdził górnośląską konspirację w przekonaniu o konieczności powstania.

Operacja destrukcyjna

Tadeusz Puszczyński jako

Tadeusz Puszczyński jako "Konrad Wawelberg" w 1921 r. fot. Wikimedia Commons

Równolegle do planów powstańczych powstawał plan operacji dywersyjnej, czy jak wtedy mówiono - destrukcyjnej. Jej pomysłodawca, por. Tadeusz Puszczyński (1895-1939), wyszedł z założenia, że Polacy jako strona słabsza, nie zdołają pokonać bogatszych i lepiej wyposażonych Niemców w bezpośrednim starciu. Dlatego też trzeba odciąć Górny Śląsk od Dolnego. Zerwanie połączeń komunikacyjnych i transportowych miało zaskoczyć Niemców i dać powstańcom czas na opanowanie kluczowych punktów, zanim wróg naprawi tory i ściągnie posiłki z głębi Niemiec. Puszczyński uważał, że akcja dywersyjna musi być ściśle skoordynowana z planem powstańczym.

Pomysł Puszczyńskiego chwycił - zarówno kierownictwo konspiracji górnośląskiej z Wojciechem Korfantym, jak i dowództwo wojska i Sztab Ministerstwa Spraw Wojskowych w Warszawie zaakceptowały plan. Referat Destrukcji, którym kierował Puszczyński, dostał zielone światło do rozwinięcia przygotowań. Dzięki dużej autonomii młody oficer swobodnie kierował formowaniem oddziałów. Początkowo na siedzibę Referatu wybrano przygraniczny Sosnowiec, gdzie roiło się od zdemobilizowanych Ślązaków, uchodźców, a i nie brakowało polskich oficerów. Pod taką przykrywką kpt. Puszczyński zbierał ludzi. A wybierał najlepszych spośród byłych współpracowników Referatu do Zadań Specjalnych (którzy mieli za sobą doświadczenia bojówkarskie), ale innych, byle mieli jakieś doświadczenie w konspiracji. Takie wymogi spowodowały, że sięgnął po peowiaków i socjalistów, powstańców śląskich, byłych żołnierzy kaisera, a nawet górników obeznanych z materiałami wybuchowymi. Szybko okazało się, że ludzi, którzy znają się na rzeczy i mówią po
niemiecku, jest za mało. W związku z tym naprędce organizowano kursy, na których uczono jak obchodzić się z bronią i materiałami wybuchowymi. Poza tym nieustannie wpajano destruktorom zasady konspiracji, by utrzymać akcję w tajemnicy przed szpiclami.

Gdy zbliżał się termin plebiscytu, a oddziały opracowywały szczegółowe plany ataku na wybrane obiekty, w marcu 1921 r. Puszczyński przeniósł kwaterę Dowództwa Oddziałów Destrukcyjnych (jak teraz nazywał się referat) z Sosnowca do Wielkich Strzelec, położonych na obszarze plebiscytowym. W hotelu "Deutsches Haus" Puszczyński zameldował się jako kupiec drzewny Konrad Wawelberg. Taka przykrywka dawała mu możliwość częstych kontaktów z różnymi ludźmi - obrotny handlarz ma przecież wielu pracowników i kontrahentów, którzy pojawiają się i znikają. Nikt nie przypuszczał, że to powstańczy łącznicy.

Po ogłoszeniu wyników plebiscytu i po ujawnieniu planów aliantów, 28 kwietnia 1921 r. w czasie narady w Dowództwie Obrony Plebiscytu u ppłk. Macieja Mielżyńskiego, podjęto decyzję o wywołaniu powstania w nocy z 2 na 3 maja. Przysłany z Warszawy przedstawiciel Ministerstwa Spraw Wojskowych, mjr Roman Abraham, próbował oponować, ale nie dało to rezultatu. Chłopcy Wawelberga mieli ruszyć pierwsi. Akcja "Mosty", jak nazwano operację destrukcyjną, miała pokazać Niemcom na co stać powstańców.

Błyskawiczne uderzenie

Po zmroku destruktorzy, zebrani w Błotnicy Opolskiej i Kamieniu Śląskim, zostali wyprawieni do akcji. Ku wskazanym celom ruszyło 64 ludzi. Jako pierwszy, około północy, wyleciał w powietrze most pod Szczepanowicami, choć łatwo nie było, bo most był pilnowany. Niedługo później wysadzono most na Budkowiczance. Sama detonacja poszła gładko, ale w drodze powrotnej bojowcy natknęli się na niemieckich leśników i policję plebiscytową, przez co musieli zmienić trasę odwrotu i zaczęli błądzić. Trzeci oddział wysadził tory i wykoleił pociąg na szlaku z Opola na Wrocław.

Spotkanie z policją plebiscytową miał też inny oddział. Po zniszczeniu mostu pod Krapkowicami wawelberczycy natknęli się na patrol, którym dowodził sprzyjający powstaniu Polak. Pod pretekstem odstawienia chłopaków do aresztu, uratował bojowcom skórę odprowadzając ich w opanowane przez Polaków okolice Góry św. Anny. Mniej szczęścia mieli ludzie ppor. Nowaczka, którzy nie wiedząc o zmianie trasy odwrotu zostali otoczeni w Gronowicach przez Niemców. Aresztowano 7 bojowców i wysłano do więzienia w Opolu, gdzie po dwóch miesiącach doczekali amnestii.

Oddział Dywersyjny kpt. Tadeusza Puszczyńskiego. Fotografia z czerwca 1921 r. fot. Wikimedia Commons

Na możliwościach destruktorów odbiły się nie tylko działania Niemców, ale i wiosenne roztopy. Patrol pchor. Sibery spóźnił się na miejsce, bo brodził w błocie idąc przez pola. Na szczęście dla bojowców most na Osobłodze nie był pilnowany. Minowanie przeprawy poszło łatwo, ale destruktorzy przesadzili z ilością materiałów wybuchowych, toteż eksplozja wyrzuciła gruz na odległość kilometra. Problemy z błotem i deszczem miał też inny oddział, ale kto wie czy te 25 minut spóźnienia nie pomogło destruktorom. Przez ulewę, Włosi pilnujący mostu schowali się w budce oddalonej o kilkaset metrów i nie mogli przeszkodzić w wysadzeniu przeprawy.

Nie wszystkie ataki się udały. Czarną owcą w stadzie okazał się ppor. Jarosławski, który nie dość, że nie dopilnował planu ataków, to jeszcze spóźniał się na odprawę własnych oddziałów. Zamiast być wieczorem, a przynajmniej przed północą, przyjechał o 4 rano 3 maja. Tym samym wypad był już nierealny. Postanowiono ruszyć następnej nocy. Tymczasem Niemcy zmobilizowali dodatkowe siły i wzmocnili ochronę obiektów kolejowych. Destruktorzy nie byli w stanie pokonać wroga i zniszczyć most pod Wołczynem, więc ruszyli ku Smardom, gdzie wysadzili most nad ranem 4 maja. W czasie odwrotu bojowcy podzielili się na dwie grupy. Obie zostały złapane przez Niemców.

Ogółem w akcji "Mosty" wysadzono 7 mostów, 2 odcinki torów i przecinano kable telegraficzne - o ile było to możliwe. Choć nie zrealizowano wszystkich celów, to Niemcy byli zdumieni skalą ataków. Berlin zaczął mówić o powstaniu, w parlamencie debatowano o odcięciu Górnego Śląska od Niemiec.

Za linią frontu

Po akcji "Mosty" Wawelberg zebrał ludzi w Kamieniu Śląskim i Radzionkowie. 7 maja zreorganizowano oddziały destrukcyjne, tworząc Grupę Destrukcyjną Wawelberga. Dzieliła się ona na trzy podgrupy: "Północ", "Wschód" (środkowa), i "Południe", odpowiadające zgrupowaniom powstańczym. Wawelberczycy mieli wspierać liniowe oddziały i hamować postępy Niemców, a w razie odwrotu niszczyć przemysł i zostawić spaloną ziemię. Ustabilizowanie linii frontu sprzyjało opracowaniu ewentualnych celów.

W nocy z 20 na 21 maja Niemcy zaatakowali. Silne uderzenie sprawiło, że na styku grup "Północ" i "Wschód" - w okolicy Góry św. Anny, powstała dziura. W ślad za wycofującymi się powstańcami wawelberczycy wysadzili most w Obrowcu, a potem w Krępnej. Drugi oddział operujący w tej samej okolicy przez dwa dni walk (21-22 V) zniszczył 13 mostów, tory kolejowe i słupy telegraficzne blokując tym samym drogi.

Na przełomie maja i czerwca kilkukrotnie wprowadzano zawieszenie broni, ale było ono łamane przez Niemców. Za każdym razem wznowienie walk wiązało się z kolejnymi destrukcjami. Pod koniec maja wysadzono kilka mostów, dworzec w Kamieniu Śląskim, a nawet pałac grafa Hiacynta Strachwitza, późniejszego asa pancernego. W początkach czerwca wysadzono kilkanaście kolejnych mostów, byle tylko Niemcy nie mogli przejść na drugi brzeg.

W końcu 7 czerwca wojska alianckie rozdzieliły walczące strony. Od początku maja do połowy czerwca wawelberczycy zniszczyli m.in. ok. 50 mostów, 3 dworce, 4 pałace i kilkaset metrów torów kolejowych, linie i słupy telefoniczne i telegraficzne, a także cele przemysłowe. Po wycofaniu destruktorów dokonano reorganizacji oddziałów i przekształcono wawelberczyków w odwód dowództwa powstania, znacznie rozbudowując formację i zatracając charakter dywersyjny. Ostatecznie Grupa Wawelberga została rozwiązana z zakończeniem III powstania śląskiego na początku lipca 1921 r.

Robert Witak

Materiał nadesłany do redakcji serwisu "Historia" WP.PL przez Internautę.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)