Groźba nowej wojny. Liban i Izrael mogą podpalić cały region
Pogranicze libańsko-izraelskie płonie. Dosłownie. To może być dopiero wstęp do kolejnej, wielkiej wojny. Wszystko jest gotowe. W powietrzu wisi pytanie: "Czy to już?".
Odpowiedź na to pytanie znają tylko ci, którzy podejmą - lub już podjęli - decyzję o wykonaniu kroku. Jeśli do konfliktu dojdzie, to może się on okazać dewastujący zarówno dla Libanu, jak i Izraela.
Noc z czwartku na piątek była jedną z najgorszych w trwającej już blisko rok gorącej odsłonie wojny między wspieranym przez Iran Hezbollahem w Libanie a Izraelem. Zalesione wzgórza pogranicza rozświetliła czerwono-żółta łuna pożarów wywołanych przez setki bomb zrzuconych przez samoloty. Izraelczycy poinformowali o zniszczeniu ok. stu stanowisk rakietowych Hezbollahu zawierających łącznie ok. tysiąca wyrzutni.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Hezbollah: To była deklaracja wojny
Pożary widać było też po stronie izraelskiej, gdzie kilka ciężkich rakiet spadło na Metulę, najdalej na północ położoną miejscowość w Izraelu. Pomimo zniszczeń tylko jeden członek ochrony miasta został ranny. Resztę cywilów, podobnie jak kilkadziesiąt tysięcy innych mieszkańców pogranicza, ewakuowano już prawie rok temu.
Kilka godzin wcześniej lider Hezbollahu Hassan Nastrallah oświadczył, że atak izraelski z użyciem zaminowanych pagerów i innych urządzeń komunikacyjnych, który spowodował śmierć ponad 30 członków jego organizacji i obrażenia u ok. 4 tys., jest deklaracją wojny. Stwierdził, że mieszkańcy północnego Izraela nie będą w stanie bezpiecznie powrócić do swoich domów, czego domaga się rząd w Jerozolimie.
W tym samym czasie nad Bejrutem, stolicą Libanu, przeleciały izraelskie F-15 dobitnie pokazując, co rząd i armia państwa żydowskiego sądzą na temat tych pogróżek, zwłaszcza że gabinet ds. bezpieczeństwa w Jerozolimie rozszerzył katalog celów obecnej wojny.
Do celów, którymi dotychczas było rozbicie palestyńskiego Hamasu, uwolnienie zakładników i niedopuszczenie do ponownego odtworzenia zagrożenia w Strefie Gazy, dopisano umożliwienie bezpiecznego powrotu do domów mieszkańców północnego Izraela. Następnie premier Benjamin Netanjahu i minister obrony Benny Gantz zostali upoważnieniu do podejmowania decyzji obejmujących działania defensywne i ofensywne zmierzające do osiągnięcia tego celu. Oznacza to skrócenie procesu decyzyjnego koniecznego do rozpoczęcia operacji w Libanie.
Od strony militarnej IDF, Armia Obrony Izraela, jest gotowa. Brygady, które od roku walczyły w Strefie Gazy, przemieszono na północ, odbudowano ich siły i odświeżono szkolenia związane z walką w trudnym, górzystym terenie.
O wzroście napięcia albo zbliżającej się inwazji, świadczy zakaz fotografowania i publikacji informacji oraz zdjęć z rejonów przygranicznych, oraz zalecenie dla mieszkańców terenów sąsiadujących ze strefą ewakuowaną do pozostawania w pobliżu schronów. Odwołano też zajęcia w szkołach.
Komentatorzy izraelscy podkreślają, że uderzenie na Hezbollah z użyciem zaminowanych pagerów spowodowało duże zamieszanie w szeregach libańskiej organizacji, dzięki któremu IDF ma tydzień do dwóch na przeprowadzenie ataku. Co więcej, okno możliwości zamyka się, gdyż zbliżająca się, zazwyczaj deszczowa zima spowoduje, że bardzo ciężki sprzęt izraelski, w tym ważące 65 t czołgi Merkawa IV czy 60-tonowe wozy bojowe Namer, będą grzęzły na błotnistych, górskich drogach.
Przeciwnik, którego nie można lekceważyć
Pomimo otrzymanych w ostatnich dniach ciosów i śmierci już ok. 400 członków organizacji bojowej, poczynając od jej dowódcy Fuada Szukra zabitego w Bejrucie 30 lipca i wielu kluczowych oficerów, Hezbollah nadal jest organizacją bardzo niebezpieczną.
Posiada tysiące dobrze wyszkolonych bojowników i dziesiątki tysięcy rakiet różnego rodzaju, od prostych gradów po pociski manewrujące i nowoczesne rakiety przeciwpancerne. Libańczycy, wspierani przez Iran, używają także dronów, z którymi trudności ma izraelska obrona powietrzna opierająca się na systemie Żelaznej Kopuły zaprojektowanym do zwalczania rakiet. Co więcej, w przypadku rozszerzenia się wojny, do walk dołączyć mogą szyickie milicje z Syrii, Iraku, a nawet Jemenu.
Groźba gigantycznych strat w Libanie i Izraelu dotychczas powstrzymywała obie strony przed przekroczeniem progu wojny. Trwające od roku walki powoli eskalowały, momentami grożąc wybuchem, ale za każdym razem, w ostatniej chwili i Hezbollah, i Izrael znajdowały sposób na uspokojenie sytuacji. Pomagały w tym Stany Zjednoczone, które używały zarówno dyplomacji, jak i groźby interwencji militarnej dla niedopuszczenia do wojny regionalnej.
O ile najczarniejszego scenariusza, czyli rozpalenia całego regionu, nadal może udać się uniknąć, to wiele wskazuje na to, że konflikt między Izraelem a Hezbollahem wchodzi w nową, niebezpieczną fazę. Nie tyle wymyka się spod kontroli, co przechodzi do etapu bardzo intensywnych zmagań militarnych z walkami lądowymi w południowym Libanie włącznie.
Jarosław Kociszewski dla Wirtualnej Polski