Gostkiewicz: Kamil Durczok to wierzchołek góry lodowej. Mam dość pijanych Polaków za kółkiem [OPINIA]
Niech rzuci kamieniem, ten co na fleku nie wsiadł do auta! – napisał Ryszard Niemiec, małopolski baron PZPN, broniąc złapanego po alkoholu za kierownicą dziennikarza Kamila Durczoka. "Rzucam!" - odpowiedzieli mu ludzie na Twitterze. I słusznie.
Kamil Durczok (dziennikarz wyraził zgodę na publikację nazwiska i wizerunku)., jadąc z 2,6-promilowym woltażem we krwi, mógł zabić mnie. Ciebie. Twoją żonę i dzieci. Takich Kamilów D. w 2018 roku policja złapała ponad 100 tysięcy. To tylko ci, którzy "wpadli". Wolę nawet nie wiedzieć, ilu pijakom za kółkiem się upiekło. Dla jednych i drugich nie mam litości. Niech idą siedzieć i płacą wielkie kary.
Nie interesuje mnie, jakie problemy życiowe ma Kamil Durczok, niegdyś postać z firmamentu polskiego dziennikarstwa. Wszystko mi jedno, czy firmował swoją twarzą najważniejsze programy informacyjne w kraju, czy wydawał w pojedynkę gazetkę osiedlową. Tak jak wszystko mi jedno, czy złapany za kierownicą pijak to samotna matka z dwójką dzieci, czy znany polityk. Nie interesują mnie motywy. Piłeś – nie jedź.
"Każdego pijaczka za kierownicą należy traktować surowo" - pisali internauci, komentując kilka miesięcy temu informacje dotyczące żony znanego polityka, która miała prowadzić po alkoholu. Podpisuję się – po raz kolejny - pod tym komentarzem. Ile razy, polski kierowco, siadałeś po pijaku za kółkiem? No właśnie, nawet nie wiesz, nie pamiętasz, byłeś pijany.
Zobacz także: Kamil Durczok prowadził pod wpływem alkoholu. Dziennikarza przeprasza
Przypomnę wam statystyki. W 2017 roku spożycie wódek, likierów i innych napojów spirytusowych wyniosło 3,3 l na osobę (GUS). Dla porównania w 2015 r. wypiliśmy średnio 2,5 l mocnego alkoholu na głowę.
Z radością należy powitać inną statystykę - spadła liczba wypadków drogowych. W 2018 r. było ich o 1350 mniej niż w 2017 r. Liczba zatrzymanych pijanych kierowców też spadła - aż o 4654. Spytacie, o co zatem robię awanturę? O to, że po odjęciu tych 4654 pozostało ponad sto tysięcy kierowców, którzy nigdy tego dnia nie powinni wsiąść za kierownicę. A skoro wsiedli tego dnia, to nie powinni już nigdy więcej.
Tak, taka powinna być kara. Dożywotni zakaz prowadzenia samochodu dla każdego, kto prowadził po pijaku. Dla każdego Kowalskiego. Gdyby te 104 664 osoby, które w 2018 roku świadomie zaryzykowały życiem swoim, rodziny i innych uczestników ruchu, prowadząc po alkoholu, straciły na zawsze prawo jazdy, to skończyłoby się rumakowanie po polskich drogach, bo zaczęliby się bać.
Nie interesuje mnie, że liczba wypadków spowodowanych po pijaku w ostatnich latach spadła (1550, spadek o 82 w stosunku do 2017 r.). Cieszy to, że w 2018 r. w porównaniu do 2018 r. zginęło w nich 37 osób mniej, czyli "zaledwie" 169. Cieszy, że o 64 mniej zostały ranne (co wciąż daje aż 1904 osoby). Ale każdy przypadek pijaka za kółkiem to o jeden przypadek za dużo. W 2018 roku to było ponad sto tysięcy przypadków za dużo.
Powtórzę moje pytanie: czy to naprawdę takie trudne pójść na spotkanie z ludźmi i po prostu nie pić? Czy naprawdę, wiedząc, że następnego dnia albo jeszcze tego samego będziesz, Polaku, prowadził samochód, nie możesz sobie odmówić tych kilku piwek albo paru – lub parunastu - kieliszków wódeczki? Po co kusić licho?
Statystyki jasno pokazują, że w Polsce piją wszyscy. Wszyscy! Dziewięćdziesiąt cztery procent Polaków po 15 roku życia piło alkohol - podawał "Super Express", cytując badania Institute for Health Metrics and Evaluation. Według danych Moto.pl aż 30 proc. polskich kierowców przyznało, że mogło prowadzić po alkoholu. I co z tego, że, jak podaje "Gazeta Prawna", 94 proc. badanych przez KANTAR TNS dla Ergo Hestia w 2017 roku nie zgodziło się ze stwierdzeniem, że można wypić i prowadzić samochód, o ile jedzie się ostrożnie? Co z tego, że zdecydowana większość badanych (82 proc.) jest przeciwna temu, by jazda nawet po spożyciu niewielkiej ilości alkoholu była dozwolona? Co z tego, jak potem ponad 40% badanych przyznaje, że zdarzyło im się jechać na kacu?
Bo takich, co ocierają usta z pianki po piwie i wsiadają za kółko, jest rzeczywiście mało. Zdecydowana większość to pijani dnia następnego. Krótko mówiąc – kierowcy na kacu, zmęczeni, niewyspani po imprezie, z nieprzetrawionym alkoholem krążącym w żyłach. Potencjalni mordercy, przekonani, że są trzeźwi.
Apelowałem do takich i apeluję ponownie – a pijcie sobie. Chlajcie do upadłego, skoro to wasz pomysł na życie. Tylko rozwalajcie się na poboczach, drzewach czy w rowach beze mnie, bez mojej rodziny. Nie zmuszajcie do udziału w swoim szaleństwie innych, niewinnych ludzi. Prosicie się o śmierć? Voila, Nagroda Darwina czeka. To nagroda dla takich, co pomogli doskonalić pulę ludzkich genów, dobrowolnie i w wymyślny sposób eliminując z niej swoje własne.
Wątpię, by sprawa Kamila Durczoka stała się przełomem. Nawet, jeśli pójdzie siedzieć, to nic nie zmieni, jeśli po nim nie pójdą siedzieć kolejni i kolejni. Nic się nie zmieni, jeśli większości ujdzie bezkarnie, ba, nawet, jeśli stracą prawo jazdy. Ale jeśli przy okazji dostaną kilkanaście tysięcy grzywny, a komornik wejdzie z tytułem egzekucyjnym i na poczet kary zabierze samochód i telewizor, to wreszcie zaboli.
I niech boli. Dość mam polskich pijaków i polskiego picia. Dość tego, że jak ktoś zrobi wesele bez wódki, to mu rodzina robi awanturę, że wódki nie ma. Dość dziwnych spojrzeń, kiedy odmawiam – a zdarza mi się nieraz – alkoholu na imprezie. Dość niewiedzy i głupoty, skutkującej przekonaniem, że następnego dnia po piciu, jak się człowiek wyśpi i coś zje, to już prowadzić można.
Nie mam litości? Ano nie mam. Bo sto tysięcy pijaków za kierownicą rocznie nie ma jej dla mnie.