Gościnność, a nie walka cywilizacji. Leon XIV wierny tradycji poprzedników [OPINIA]
Rolą Kościoła w wymiarze społecznym, o czym zdają się zapominać politycy politycznej prawicy, a także część duchownych, nie jest zaangażowanie w wojnę cywilizacji, ale służba najbardziej wykluczonym, w tym migrantom i uchodźcom. Leon XIV nic w tej sprawie nie zmienił - pisze dla Wirtualnej Polski Tomasz Terlikowski.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Hejt, jaki posypał się ostatnio na głowę kardynała Grzegorza Rysia, odsądzanie go od czci i wiary, oskarżenie o brak autentycznie chrześcijańskiej postawy (bo tę, jak wiadomo, prezentuje Ruch Obrony Granic, a także politycy Konfederacji i PiS) uświadamia, że Polska, która szczyci się swoją niezmienną wiernością Rzymowi, teraz jakby z tego zrezygnowała.
Rzym ustami kolejnych papieży naucza jasno, że obowiązkiem chrześcijan jest gościnność, że rolą Kościoła jest budowanie przestrzeni dla migrantów, a nie szczucie przeciwko nim i wreszcie, że drogą Ewangelii jest dialog, a nie nieustanna wojna, nawet jeśli określimy ją wojną cywilizacji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"To blef". Generał przestrzega przed działaniem Rosji
Ten przekaz nie jest jednak przyjmowany, uznaje się go za wyraz lewicowości, odrzucenia bezpieczeństwa, a w istocie uleganie duchowi świata (choć ten ostatni, czego zdają się nie zauważać populistyczni komentarzy, ostatnio się zmienił i stał się absolutnie antymigrancki). Efektem jest to, że papież Franciszek, który z obrony migrantów uczynił jeden z fundamentów swojego pontyfikatu, jest powszechnie nielubiany, a politycy i komentatorzy (a także niemała część komentatorów) wyraża nadzieję, że jego następca Leon XIV wreszcie zmieni tę linię.
Troska o ubogich i migrantów sercem Kościoła
Nic jednak bardziej błędnego. Styl papieża Amerykanina jest oczywiście odmienny, jego wypowiedzi nieco ostrożniejsze i mniej radykalne, ale to w niczym nie zmienia faktu, że co do istoty są one identyczne jak te Franciszka. I tak było od samego początku tego pontyfikatu.
Już w pierwszych jego tygodniach Leon XIV jasno podkreślał - w przemówieniu do dyplomatów - że jego "własna historia to historia obywatela, potomka imigrantów, który z kolei sam emigrował". A w przemówieniu na rozpoczęciu pontyfikatu wskazywał, że "należy ponadto podejmować wysiłki, by zaradzić globalnym nierównościom, w których bogactwo i nędza wyznaczają głębokie podziały pomiędzy kontynentami, państwami, a także wewnątrz poszczególnych społeczeństw".
– W naszych czasach wciąż widzimy zbyt wiele niezgody, zbyt wiele ran zadanych przez nienawiść, przemoc, uprzedzenia, lęk przed innym, przez paradygmat ekonomiczny, który wyzyskuje zasoby Ziemi i marginalizuje najuboższych – uzupełniał.
Leon XIV nie pozostawia także wątpliwości, że ani do ubóstwa, ani do wykluczenia społecznego migrantów nie wolno się przyzwyczajać, a Kościół nie może go zaakceptować jako normy. Ubóstwo, tak jak migracja, to nie jest - co także podkreśla obecny papież - przedmiot zewnętrznego zainteresowania Kościoła, ale samo serce jego posługi i nauczania. Chrześcijanie muszą słyszeć, także od nauczycieli wiary, że dzielenie się tym, co posiadają, także dzielenie się tym, do czego się przyzwyczaili, jest obowiązkiem wiary.
"W obliczu następujących coraz to nowych fal zubożenia, istnieje niebezpieczeństwo przyzwyczajenia się i poddania się. Każdego dnia spotykamy osoby ubogie lub zubożałe, a niekiedy to nam samym może się zdarzyć mieć mniej, stracić to, co kiedyś wydawało nam się pewne: mieszkanie, odpowiednią ilość pożywienia na każdy dzień, dostęp do opieki zdrowotnej, dobry poziom wykształcenia i informacji, wolność religijną i wolność słowa" - wskazywał Leon XIV w Orędziu na Światowy Dzień Ubogich.
Samarytanin wzorem chrześcijan
Jeszcze mocniej wielkie wezwanie do "rewolucji miłości" wybrzmiewa w homilii Leona XIV na temat miłosiernego Samarytanina sprzed kilkunastu dni. Papież przypomina w nim, że ta biblijna opowieść jest "wyzwaniem dla chrześcijan", bowiem Chrystus objawia w niej "Boga pełnego współczucia". "Wierzyć w Niego i naśladować Go jako Jego uczniowie oznacza pozwolić się przemienić, abyśmy i my mogli mieć te same uczucia: serce, które się wzrusza, spojrzenie, które zauważa i nie przechodzi obojętnie, ręce, które pomagają i opatrują rany, silne ramiona, które biorą odpowiedzialność za potrzebujących" - wskazywał Leon XIV. I to właśnie jest zadanie chrześcijan: widzieć, współczuć, wspierać, a nie odrzucać i oceniać. To jest istota chrześcijaństwa.
Papież jasno wskazuje, że chrześcijanie mają obowiązki religijne i moralne wobec ludzi wykluczonych, wobec przedstawicieli "wielu ludów ograbionych, okradzionych i splądrowanych, ofiar opresyjnych systemów politycznych, gospodarki, która skazuje ich na ubóstwo, [ofiar] wojny, która zabija ich marzenia i życie".
I stawia - także nam w Polsce fundamentalne pytanie - co z tym obowiązkiem robimy? "Czy widzimy i przechodzimy obojętnie, czy też pozwalamy, aby nasze serce zostało głęboko poruszone, tak jak serce Samarytanina? Czasami zadowalamy się jedynie wypełnianiem naszych obowiązków lub uważamy za bliźnich tylko tego, który należy do naszego kręgu, myśli tak jak my, ma tę samą narodowość lub wyznaje tę samą religię. Ale Jezus odwraca tę perspektywę, przedstawiając nam Samarytanina, cudzoziemca i heretyka, który staje się bliźnim dla tego poranionego człowieka. I prosi nas, abyśmy czynili to samo" - wskazuje Leon XIV.
To bardzo mocne słowa i można zadać pytanie tym wszystkim, którzy chcą obowiązki zachować tylko wobec innych Polaków, czy pozostają wierni chrześcijańskiemu posłannictwu? I czy ich postawa - choć mienią się chrześcijanami - nie jest zaprzeczeniem tego, czym jest Ewangelia?
Zaangażowanie Prevosta się nie zmieni
Takie myślenie i działanie Leona XIV wynika z całej jego drogi życiowej, z jego postrzeganie rzeczywistości, a także amerykańskiej i światowej polityki. Krótko po wyborze rodzony brat nowego papieża John Prevost w wywiadzie dla "New York Timesa" podkreślał, że jego brat będzie sprzeciwiał się wszelkiej niesprawiedliwości. - Nie sądzę, żeby siedział cicho zbyt długo, jeśli będzie miał coś do powiedzenia - zaznaczył i dodał, że ma świadomość, że Robert Prevost "nie jest zadowolony z tego, co dzieje się z imigracją w USA".
- Wiem to na pewno. Jak daleko się posunie, to tylko przypuszczenie, ale nie będzie siedział bezczynnie. Nie sądzę, żeby był tym milczącym - podkreślał. - On pójdzie w ślady Franciszka. Byli bardzo dobrymi przyjaciółmi. Znali się, zanim został papieżem, zanim mój brat został biskupem.
I nie jest to bynajmniej twierdzenie gołosłowne, bowiem jego potwierdzenie znajdziemy choćby w homiliach biskupa Prevosta z czasów jego pracy w Peru. 27 września 2020 roku, w apogeum pandemii COVID 19, ówczesny biskup Chiclayo podkreślał konieczność przyjmowania migrantów. Peru, i trzeba mieć tego świadomość, było wówczas (i jest obecnie) drugim po USA miejscem, gdzie uciekali i uciekają uchodźcy z Wenezueli, a w momencie gdy Prevost głosił swoje kazanie, było ich w tym kraju 800 tysięcy, a obecnie jest półtora miliona.
I to właśnie w takiej sytuacji obecny papież wskazywał, że chrześcijanie mają nie tylko obowiązek ich przyjąć, ugościć, ale i traktować z chrześcijańską miłością. - Musimy coraz bardziej uczyć się witać innych, przyjmować ich z hojnością - zaznaczał biskup Prevost i dodawał, że chrześcijanie są powołani do dzielenia się tym, co mają z przybyszami. - Jesteśmy powołani do dzielenia się. Jesteśmy powołani, aby im towarzyszyć, witać ich, chronić i promować, pielęgnując prawdziwe doświadczenie wspólnoty, które wykracza poza narodowość, kolor skóry, religię i wszystkie inne rozróżnienia, które tak często nas dzielą - mówił.
Słowa, co zresztą pozostaje cechą charakterystyczną zaangażowania obecnego papieża, nie wyczerpywały jego działań w sprawie migracji. Istotniejsze od nich były inicjatywy, które miały zmieniać życie wenezuelskich migrantów. - Migranci tacy jak ja przybyli z Wenezueli bez niczego - opowiadała dziennikarzom BBC Lisbeth Díaz, migrantka z Wenezueli, której osobiście w odnalezieniu się w nowym miejscu bardzo pomógł biskup Prevost.
- Dzięki Kościołowi i biskupowi Prevostowi wielu Wenezuelczyków mogło założyć małe firmy, rozwijać się, a w moim przypadku nostryfikować mój dyplom nauczycielski - mówi Díaz. Inni współpracownicy Prevosta z diecezjalnego Caritas podkreślają, że zawsze szukał on metod, by przyjąć migrantów i pomóc odnaleźć się w nowym miejscu.
Wierność Kościołowi wymaga zmiany
Te słowa i ta historia jednoznacznie pokazują, że jeśli polska prawica, tak często odwołująca się do chrześcijaństwa, chce rzeczywiście pozostać wierna Kościołowi i wierna papieżowi, to powinna radykalnie zmienić swoje działanie. Zamiast Ruchu Obrony Granic i szczucia przeciw migrantom, zamiast opowieści o wojnie cywilizacji, powinna raczej zaangażować się w budowę Centrów Integracji Migrantów i wsparcie tych, którzy już w Polsce są.
Żółte kamizelki warto zamienić na stroje wolontariuszy, a okrzyki "Polska dla Polaków" na gościnność, do której nie tylko wzywa Leon XIV i jego poprzednicy, ale także z której byliśmy jako Polska znani. Innej drogi manifestowania chrześcijaństwa nie ma, inna jest w istocie zaprzeczeniem Ewangelii i zacieśnianiem jej przesłania. Jest działaniem przeciw Kościołowi i przeciw Jezusowi. I warto o tym nieustannie przypominać.
Dla Wirtualnej Polski Tomasz Terlikowski
Tomasz P. Terlikowski, doktor filozofii, publicysta RMF FM, felietonista "Plusa Minusa", autor podcastu "Wciąż tak myślę". Autor kilkudziesięciu książek, w tym "Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła", "To ja Judasz. Biografia Apostoła", "Arcybiskup. Kim jest Marek Jędraszewski".