Gmina Mogilany - zakopianka czy "zabijanka"? Mieszkańcy proszą o pomoc
Mogilany to jedna z najbardziej malowniczych gmin w okolicy Krakowa. Z jednej strony widok na Tatry, Beskidy i Gorce, z drugiej na Kraków i północną część Małopolski. Jest to prawie idealne miejsce do mieszkania - nie ma smogu, domy budowane są na wzgórzach - jednak jest jedno "ale".
Całą idyllę psuje ulica, a dokładnie słynna zakopianka. Droga krajowa nr 7 przecina w połowie całą gminę, oddzielając mieszkańców od ważnych miejsc - szkoły, kościoła, urzędów.
W ostatnich latach zginęło tutaj kilkadziesiąt osób. Mieszkańcy mówią nawet o 60 ofiarach. Do ostatniego tragicznego zdarzenia doszło 24 lutego - mężczyzna chciał przejść przez jezdnię w okolicy skrzyżowania z ulicami Zadziele-Widokowa w Gaju, ale wpadł pod koła rozpędzonego autobusu. Mimo zaangażowania ratowników z Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, nie udało się go uratować.
"Zabijanka" tak mieszkańcy mówią o zakopiance, jest utrapieniem wszystkich w Mogilanach -rozpędzone samochody, słabo oświetlone drogi i konieczność przedostania się na drugą stronę, by po zakupach wrócić do domu. Trzeba albo ryzykować i przebiegać przez pasy, albo czekać nawet kilkadziesiąt minut, aby ktoś łaskawie zatrzymał się przed przejściem dla pieszych.
- Na tej trasie kierowcy widzą cel i nic więcej. Kiedyś, z zegarkiem w ręku czekałam 38 minut, by przejść na drugą stronę. Akurat wracałam w piątek wieczorem po pracy z Krakowa. Nikt nawet nie zwolnił, a sznur aut był taki, że nie dało się wejść na drogę. Było już ciemno, nie chciałam ryzykować - mówi pani Anna, mieszkanka Gaju.
Dlatego mieszkańcy od lat domagają się bezpiecznych przejść dla pieszych. To jedyny sposób, by zmniejszyć liczbę śmiertelnych wypadków i poprawić płynność jazdy do zimowej stolicy Polski.
- Chcemy, by w naszej okolicy powstał wiadukt. Brakuje też przejść bezpiecznych. Najlepszym rozwiązaniem byłyby tunele dla pieszych, ale nie wiadomo czy Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad zgodzą się na takie rozwiązania - mówi Wirtualnej Polsce Piotr Piotrowski, wójt gminy Mogilany.
- Mamy deklarację, że pierwsze przejście będzie w tym roku. Ale to nadal tylko jedno, na długości naszej gminy, przydałoby się przynajmniej 5. W Mogilanach, Gaju i Libertowie. Nie chcemy patrzeć, jak kolejne osoby giną. U nas już zginęło ok. 50 osób, a gmina ma zaledwie 8 km długości - kontynuuje Piotrowski.
- Trzy miejscowości. Po jedne stronie szkoła, po drugiej reszta mieszkańców. To tragedia przy tym ruchu i szybkościach. Przebieganie przez cztery pasy jezdni jest śmiertelnie niebezpieczne. A pieszy musi się przedostać wysiadając z busa - słyszymy dalej od wójta.
Niestety, nie pomagają prośby, protesty, ani nawet statystyki wypadków na "zabijance". W perspektywie najbliższych miesięcy, nie widać pomysłu na poprawę bezpieczeństwa.
- W ciągu 40 lat na odcinku 8 km położonych na terenie gminy Mogilany zbudowano zaledwie jedną kładkę, ruch samochodowy zwiększył się natomiast drastycznie. Obecnie zakopianką przejeżdża ok. 40 tys. samochodów na dobę, co stanowi jeden z najwyższych wskaźników w całym kraju. Jak się wydaje, niezbędne na terenie gminy Mogilany jest przeprowadzenie inwestycji w Libertowie, polegającej na budowie przejścia podziemnego dla pieszych, budowy kładki dla pieszych w Gaju, budowy węzła komunikacyjnego (wiaduktu) w Gaju na skrzyżowaniu z ulicami Zadziele i Widokowa, budowy powierzchniowego przejścia dla pieszych w Mogilanach oraz zainstalowanie sygnalizacji świetlnej na żądanie na przejściu dla pieszych we Włosani - ostro wylicza Arkariusz Mularczyk, poseł na sejm RP.
Niestety, na te słowa Arkadiusza Mularczyka, Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju, odpowiedziało bardzo oszczędnie i mgliście.
"Z uwagi na ograniczone środki finansowe zaplanowane w 2014 r. na ww. cel (260 mln zł w budżecie państwa i 200 mln zł w Krajowym Funduszu Drogowym) nie wszystkie zadania mogą być zrealizowane w najbliższej perspektywie czasowej. Przyjęte kryteria pozwalają na efektywne wykorzystanie ograniczonych środków finansowych i umożliwiają podejmowanie działań w pierwszej kolejności na odcinkach dróg stwarzających największe zagrożenie bezpieczeństwa dla użytkowników. Jednocześnie informuję, że w związku z pojawiającymi się oszczędnościami na zadaniach skierowanych do realizacji w roku bieżącym zaplanowana została realizacja zadania pn.: ˝Budowa kładki dla pieszych w km 677 + 480 drogi krajowej nr 7 w miejscowości Gaj˝, które zostało wskazane przez władze samorządowe jako priorytetowe. W kwestii pozostałych inwestycji prowadzone będą prace analityczne, a ich realizacja rozpocznie się po zabezpieczeniu odpowiednich środków finansowych" - czytamy w oficjalnym komunikacie MIiR.
- Domagaliśmy się przejścia tzw. powierzchniowego (czyli pasów) wraz z sygnalizacją świetlną. Odpowiedziano nam, że nie ma takiej możliwości, gdyż to miejsce: "nie spełnia warunków bezpieczeństwa ruchu drogowego". Więc co pozostaje? Biegać po zakopiance "na dziko" i czekać kto będzie następny pod kołami samochodu - mówi Sylwester Szefer, radny gminy Mogilany.
Takich punktów, jak Mogilany na DK7, jest w Polce kilkadziesiąt. Na większości stoją tablice informujące o niebezpieczeństwie, oraz statystyki wypadków na "czarnych punktach". Bez względu na znaki, brak odpowiednich inwestycji drogowych, nie poprawi bezpieczeństwa w Mogilanach.
Mieszkańcy w swojej walce są już bezbronni, ponieważ wykorzystali już wszystkie możliwości, a pieniędzy w budżecie nadal nie widać. Blokady, interpelacja i nawiązywanie komitetów przyniosło mierny skutek. A życie w Mogilanach nadal toczy się po obu stronach "zabijanki".
- Jedno przejście obiecane i to jeszcze nie wiadomo kiedy, przecież nas tutaj porozjeżdżają wszystkich. Psy szczekają, a zakopianka zabija dalej - podsumowali mieszkańcy na zakończenie rozmowy z reporterem WP.