Niemiecka prasa o PiS. "Rząd albo więzienie"
Jarosław Kaczyński i inni nieliberalni przywódcy stworzyli w swoich krajach systemy, które zmuszają ich do walki o pozostanie za wszelką cenę u władzy - stwierdza Klaus Bachmann z "Berliner Zeitung". "W przypadku wyborczej porażki, muszą obawiać się kary" - zauważa komentator z Niemiec.
Bachmann w komentarzu opublikowanym w niedzielę na portalu gazety "Berliner Zeitung" pisze, że w Turcji, w Polsce, na Węgrzech, a ostatnio także w Izraelu, jest podobna sytuacja.
"Politycy, którzy kwestionują niezależność sądów i ich zdolność do kontroli rządów i parlamentów, nie przyznają się do tego. Żaden nie mówi: sędziowie denerwują mnie, ponieważ uniemożliwiają mi 100-procentową realizację mojego programu wyborczego, moich obietnic złożonych wyborcom, dla których zdobyłem mandat demokratycznie wybranej większości" - stwierdza niemiecki dziennikarz.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: Burza po reportażu TVN24. "Osobiście go nie oglądałam, ale..."
"Wszyscy mówią: sędziowie nie są demokratycznie wybrani i mają zbyt dużo władzy. Albo, co było dotychczas ulubioną narracją rządów w Polsce i Turcji, – kasta sędziów trzyma z opozycją" - kontynuuje autor.
Trybunały i sądy rozszerzają kompetencje
Bachmann zauważa, że szczególnie trybunały konstytucyjne i sądy najwyższe wykorzystują swoją niezależność, aby zapewnić sobie coraz więcej władzy i kompetencji. Jak dodaje, "swoimi orzeczeniami decydują nie tylko o nieważności ustaw, ale także zalecają ustawodawcy, co należy zmienić, aby prawo zostało uznane za zgodne z konstytucją".
"Federalny Trybunał Konstytucyjny w Karlsruhe robi to stale" - podkreśla autor dodając, że krytykowany jest także Trybunał Sprawiedliwości UE, któremu zarzuca się przejmowanie władzy przysługującej rządom krajów członkowskich.
"Problem polega na tym, że sędziowie i sądy muszą tak postępować. Zajmują się prawem, któremu stale ucieka rzeczywistość. Ustawodawca jedynie reaguje (na wydarzenia), niemal niczego nie przewiduje i potrzebuje wiele czasu, aby uregulować nowości" - zaznacza Bachmann.
Jego zdaniem politycy w rodzaju Kaczyńskiego, Benjamina Netanjahu, Viktora Orbana czy Recepa Tayyipa Erdogana mają rację, gdy twierdzą, że sędziowie nie są wybierani demokratycznie.
"Można to zmienić, jak w niektórych miejscach w USA, gdzie szeryf i sędziowie wybierani są przez naród. W skrajnych przypadkach może to prowadzić do tego, że rząd, parlament, sędziowie i szeryf wybrani są przez tą samą większość i odzwierciedlają ich polityczne poglądy, na przykład Demokratów. Republikanom pozostaje w zasadzie tylko jedno wyjście - emigracja do stanu, gdzie rządzą Republikanie" - głosi komentarz w "Berliner Zeitung".
Mechanizmy kontrolne przeciwko dyktaturze większości
Bachmann uważa, że byłaby to "dyktatura większości", która czyni zbędnymi kompromisy z mniejszością. W jego opinii można sobie wyobrazić, że Demokraci uchwalają podatek, który muszą płacić tylko Republikanie, a z którego korzystają tylko Demokraci.
"Aby nie dochodziło do takich sytuacji, w nowoczesnych demokracjach nazywanych liberalnymi istnieją mechanizmy kontrolne, które zmuszają wyborczych zwycięzców do kompromisów z przegranymi. Najważniejszą rolę w dochodzeniu do kompromisów odgrywają trybunały konstytucyjne lub sądy najwyższe" - pisze publicysta zza Odry.
Czytaj też: Polska wyjdzie z UE? Mentzen zabrał głos
"Kompromisów nie lubią politycy w rodzaju Erdogana czy Netanjahu. Oni chcą realizować swój program na sto procent, chociaż w wyborach zdobywają zwykle niewielką większość" - dodaje.
Zdaniem dziennikarza polityczna funkcja sądów najwyższych polega na wymuszaniu kompromisów, wspólnie z innymi instytucjami, jak rzecznik praw obywatelskich czy referendum. "W ten sposób mniejszości wymuszają uwzględnienie, przynajmniej częściowe, ich praw i wyobrażeń" - podkreślił autor.
"Rola trybunałów konstytucyjnych i sądów najwyższych nie ogranicza się do interpretacji konstytucji i ujednolicenia prawa. Ich właściwa funkcja jest wysoce polityczna: wymuszają one kompromisy i zmuszają do uwzględnienia interesów tych, którzy są przegłosowani, a poza tym rozstrzygają konflikty między innymi organami państwa" - stwierdza Bachmann.
Jego zdaniem sędziowie konstytucyjni są "per se" polityczni, gdyż inaczej nie byłoby żadnego powodu, żeby zlecać im orzekanie w sporach między organami państwa.
Polska jest - zdaniem Bachmanna - dobrym przykładem na to, co dzieje się, gdy ta funkcja przestaje działać. "Po obsadzeniu, z naruszeniem konstytucji, przez większość rządową Trybunału Konstytucyjnego, nikt nie traktował go jak neutralnego arbitra. Obywatele i inne organa państwa przestały kierować do niego skargi. Potem sędziowie pokłócili się między sobą, co spowodowało, że nie mogli mediować w konfliktach między organami państwa i w szeregach rządu" - stwierdza "Berliner Zeitung".
"Wpływ na nominacje sędziów to zaproszenie do korupcji"
"Gdy politycy z rządu dostają bezpośredni wpływ na nominacje sędziowskie i możliwość ignorowania lub przegłosowania wyroków najwyższych sądów, działa to jak zaproszenie do korupcji i nepotyzmu. Funkcjonariusze partii rządowych oraz wysocy urzędnicy mogą być wtedy pewni, że nie zostaną ukarani za defraudację, korupcję i kumoterstwo, dopóki pozostaną wierni rządowi i ich zachowanie mu (rządowi) nie zaszkodzi" - zauważa Bachmann.
"Reforma sądownictwa, której celem jest odpolitycznienie sądów najwyższych, staje się pełzającą likwidacją demokracji, nawet jeśli początkowo rząd nie miał takiego zamiaru" - pisze autor.
"W przypadku utraty władzy, groźba więzienia"
Niemiecki komentator zaznacza, że na końcu tej drogi rząd znajduje się w przymusowym położeniu, w które sam się wmanewrował.
"W wyborach nie chodzi o to, czy partia rządząca pozostanie u władzy, czy przejdzie do opozycji, lecz o to, czy jej kierownictwo pozostanie u władzy, czy pójdzie do więzienia. To jest scenariusz walki wyborczej mającej cechy wojny domowej" - pisze Bachmann w "Berliner Zeitung".
Dodaje, że w systemach liberalnych mechanizmy kontrolne, które utrudniają rządzącym rządzenie bez kontroli, chronią ich po utracie władzy przed zemstą przeciwników. Jak wskazuje, "nieliberalne demokracje zmuszają rządzących do pozostania za wszelką cenę u władzy, co powoduje, że rządy w takich krajach są całkiem stabilne"
"Angela Merkel i Gerhard Schroeder, chociaż ich polityka była krytykowana, nie musieli po przegranych wyborach obawiać się więzienia. Niezależne sądownictwo, które utrudniało im rządzenie, chroni teraz ich prawa obywatelskie. Silny stary człowiek Polski - szef partii Jarosław Kaczyński, premier Mateusz Morawiecki i kilku jego ministrów muszą po przegranych wyborach obawiać się więzienia, tak jak Benjamin Netanjahu, premier Węgier Viktor Orban i prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan" - ostrzega autor.
"Wszyscy stworzyli systemy, które zmuszają ich do pozostania za wszelką cenę u władzy, aby zachować swoją wolność osobistą i wolność swoich zwolenników. Na początku tej drogi znajdowała się właściwie uzasadniona krytyka nadaktywnego, niedemokratycznego sądownictwa i niezależnych, wyniosłych sędziów" - pisze w konkluzji Bachmann.