Głos Kościoła brzmi dość fałszywie
Przysłuchując się kazaniom podczas mszy rezurekcyjnej, miałam wrażenie, że jedynym problemem Kościoła jest to, że w Polsce i na świecie nie ma dość katolików i katolicyzmu. Bo wiara ma rozwiązywać absolutnie wszystkie problemy. Nie tylko moralne, kulturowe i polityczne, ale i problemy samego Kościoła. Tak jednak nie jest. Świat nie staje się lepszy od tego, że jest na nim więcej katolików. Katolicy nie stają się lepsi dlatego, że żarliwiej wierzą. Kościół nie staje się moralnie silniejszy tylko dlatego, że więcej ludzi chodzi na msze. Hierarchowie nie staja się bardziej wiarygodni tylko dlatego, że zakazują homoseksualnych małżeństw, eutanazji i bronią świętości niedzieli.
Abp Michalik w swoim kazaniu zajął się bieżącą polityką i ubolewając nad upartyjnieniem państwa apelował o wybór kandydatów, którzy "czują naród, czują państwo, czują Polskę". Co to miałoby znaczyć? Że należy głosować na tych, w których "sercach żyje troska o Polskę moralną, etyczną (…) chrześcijańska i katolicką". Właściwie dlaczego? - można by zapytać arcybiskupa - wszak Polska jest katolicka od wielu setek lat, więcej - większość rządzących jest katolicka i mimo to Polska nie staje się ani mniej partyjna ani bardziej etyczna. Może więc lepiej głosować na tych, którzy są kompetentni i rozsądni, i nie zajmować się tym, co żyje w ich sercach?
Abp Henryk Muszyński apelował z kolei o przedkładanie prawa bożego nad prawo pozytywne. Co wydaje się być nieuprawnionym wzywaniem do nieposłuszeństwa obywatelskiego. Bo wszak już od czasów św. Pawła wiadomo, że Bogu należy oddawać to co boskie, wszelako - cesarzowi to, co cesarskie. W nowożytnej Europie to raczej Kościół powinien podporządkować się państwu i jego prawodawstwu, niż państwo Kościołowi. Abp. Henryka Muszyńskiego martwi to, że nowożytna wolność oznacza swawolę, to znaczy korzystanie z autonomii w zakresie ludzkiej seksualności oraz prawa do godnej śmierci. Myślę, że europejskie prawo pozytywne dopuszczające prawo do eutanazji i małżeństwa homoseksualne w żaden sposób nie niszczy prawa bożego, które obowiązuje katolików. Muszyński zapomina po prostu, że Europa to wspólnota wszystkich ludzi, nie tylko katolików. Podobnie jak Polska.
Abp Nycz ubolewa nad utraconą niedzielą, która powinna być dniem odpoczynku, rodziny, tudzież refleksji nad sensem swojego życia. Nic tak jak niedziela nie wspiera życia rodzinnego - twierdzi arcybiskup. Trudno mi sobie wyobrazić te wszystkie rodziny, które w niedziele oddają się refleksji nad sensem życia i co to miałoby właściwie znaczyć prócz tego, by zachęcić ludzi raczej do chodzenia do Kościoła, niż do supermarketów. Ale chodzenie do Kościoła do refleksji egzystencjalnych specjalnie nie zachęca.
Mam wrażenie, że głos Kościoła coraz bardziej rozchodzi się z autentycznymi wyzwaniami moralnymi naszych czasów. I brzmi on dość fałszywie, zwłaszcza na tle pedofilskich wydarzeń, które potężnie naruszają jego moralną wiarygodność. Bo co prawda drogowskazy nie muszą chodzić po drogach, które wskazują, ale warto, by zadbały o własną jakość i wskazywały na rzeczywiste zagrożenia, a nie na pozorne.
Magdalena Środa specjalnie dla Wirtualnej Polski