Gliński "Człowiekiem Wolności". Oto powody, dla których odznaczenie profesora powinno zaczekać
Minister kultury i dziedzictwa narodowego został wybrany przez tygodnik "Sieci" "Człowiekiem Wolności". Wywołało to spore poruszenie wśród polityków i komentatorów. Mimo wielu zasług jego resortu, jest kilka istotnych powodów, dla których Piotr Gliński na to zaszczytne miano nie zasłużył.
"Nagroda przyznawana od 6 lat stała się już wyjątkowym wyróżnieniem przyznawanym osobom, dla których wolność jest wartością najważniejszą, a jej obrona i szerzenie - codzienną powinnością" - tak tygodnik braci Karnowskich opisuje motywy przyznawania tytułu "Człowieka Wolności". Na to miano zapracowali w ostatnich latach m.in. prezes Jarosław Kaczyński, prezydent Andrzej Duda czy prezes Trybunału Konstytucyjnego Julia Przyłębska.
Czy aby na pewno tytuł ten - mimo szeregu zasług - powinien otrzymać akurat obecny minister kultury? Wymieniamy jedynie kilka z wielu powodów, dla których można podać to w wątpliwość.
1. Cenzura w Muzeum II Wojny Światowej
Wokół tej sprawy wybuchły jedne z największych kontrowersji, jeśli chodzi o wpływ władzy na "kształtowanie" historii.
Rząd na swoją modłę "przeorał" Muzeum II Wojny Światowej, w pierwszej kolejności wyrzucając wieloletniego dyrektora Pawła Machcewicza, historyka i profesora w Instytucie Studiów Politycznych PAN. A rocznica Westerplatte stała się tłem do politycznych konfliktów.
- Westerplatte bez wątpienia stało się polem ostrego konfliktu politycznego, znalazło się w jego epicentrum. Miasto zostało zablokowane w swoich planach, wojewódzki konserwator zabytków nie dał zgody na prowadzenie badań archeologicznych, które miały przygotować grunt dla działań Muzeum Gdańska. Wypychanie z Westerplatte samorządu stworzyło bardzo niedobrą, konfliktową sytuację. Przestrzeń historii, tradycji narodowej, nie powinna być przedmiotem monopolizacji przez jedną partię. Powinna być miejscem, gdzie współistnieją różne orientacje i różne podmioty - tłumaczy WP prof. Machcewicz.
Jego zdaniem "mamy przykłady siłowego nastawienia władzy", która "wytoczyła wojnę muzeum". - Rząd twierdzi, że muzeum jest niedostatecznie polskie, nie dość militarne. Usunięcie z muzeum ludzi, którzy je stworzyli, stworzyli wystawę, zmienianie tej wystawy - to pokazuje, że PiS nie znosi pluralizmu w przestrzeni historii - dodaje nasz rozmówca.
Jak twierdzi Machcewicz: - Wydawało mi się, że logiką państwa demokratycznego jest pluralizm w postrzeganiu historii. Niezależnie od wszystkich sporów, nikt wcześniej nie kwestionował kompetencji ludzi tworzących Muzeum II Wojny Światowej. Tego nie było nigdy w Polsce po 1989 r. - przeniesienia pewnych siłowych rozwiązań z przestrzeni politycznej na przestrzeń historii.
Były dyrektor Muzeum II Wojny Światowej przekonuje w rozmowie z WP, że miejsce to za czasów rządów PiS stało się "miejscem politycznej cenzury". - Rząd PiS nie mógł pogodzić się z inną wizją historii, eliminuje ją. My stworzyliśmy jedno z największych na świecie muzeum historycznych, gdzie podjęliśmy udaną próbę połączenia historii Polski z historią europejską. I muzeum dziś - zamiast być dumą Polski - stało się miejscem politycznej cenzury. O muzeum się ciągle pisze, owszem, ale jako o negatywnym przykładzie tego, do czego prowadzi autorytarna, nacjonalistyczna polityka - twierdzi Paweł Machcewicz.
2. Czystki w Muzeum Narodowym
"To, co dzieje się ostatnio w stołecznym Muzeum Narodowym, wróży jak najgorzej i jest prostą emanacją awanturniczej polityki, jaką prowadzi PiS w innych obszarach naszego życia społecznego" - pisał kilka dni temu na łamach "Polityki" Piotr Sarzyński.
Bez podania przyczyn i nie zważając na wiek ochronny, nowy dyrektor Muzeum Narodowego w Warszawie prof. Jerzy Miziołek - promowany przez Glińskiego - zwolnił z pracy swojego poprzednika - dr. Piotra Rypsona.
Taki był plan wicepremiera rządu PiS. "Cierpliwie poczekał, aż upłynie kadencja Rady Powierniczej Muzeum, co sprawi, że to on będzie mógł samodzielnie i bez pytania kogokolwiek o zgodę wybrać sobie dyrektora. I tak uczynił, desygnując na to stanowisko słabo znanego w środowisku prof. Jerzego Miziołka (...) Tę nominację negatywnie zaopiniował m.in. prezes Stowarzyszenia Historyków Sztuki. Przede wszystkim poddawano w wątpliwość przygotowanie 65-letniego nominata do kierowania ogromną, liczącą 650 pracowników instytucją i przypominano, że w jego CV znajduje się tylko zarządzanie paroosobowym zespołem Muzeum Uniwersytetu Warszawskiego" - pisał tygodnik "Polityka".
Dyrektor Miziołek zawiesił cały tegoroczny program wystaw, a na stronie internetowej muzeum, w zakładce "planowane wystawy okresowe”, można było przeczytać: "w chwili obecnej nie dysponujemy żadnymi wystawami”.
"I już samo to sformułowanie w tak poważnej instytucji jest wielką kompromitacją i rzeczą bez precedensu. Bo trzeba wiedzieć, że w muzealnictwie panuje niepisana, ale ściśle przestrzegana reguła, iż nowy szef zawsze stopniowo wygasza program wystaw, a już na pewno nie grzebie przy planach na najbliższy rok. Każda taka ekspozycja powstaje co najmniej kilka lat. Miziołek zakwestionował też kształt Galerii Sztuki Starożytnej, której otwarcie, po paroletnich przygotowaniach, planowane było we wrześniu" - opisywały media.
Jak zauważył Piotr Sarzyński, "zgodnie z dobrymi regułami czystek za programem poszły kadry". - Nie przedłużono umów z wieloma zdolnymi, młodymi pracownikami merytorycznymi. Ale najgłośniejszym echem odbiło się zwolnienie z pracy Piotra Rypsona. Miziołek nie tylko nie zatrzymał go na stanowisku swojego zastępcy, ale w ogóle, bez jakiegokolwiek uzasadnienia, wyrzucił z pracy. W okolicznościach, które dotychczas widywaliśmy głównie w amerykańskich filmach, których akcja toczyła się w krwiożerczych korporacjach - pisał zajmujący się kulturą dziennikarz.
"Dobra zmiana grozi palcem i ostrzega: nigdzie nie można poczuć się bezpiecznie, nawet wśród tak apolitycznych artefaktów jak stare obrazy. Zaś karny delegat nowego porządku, szczególnie gdy wreszcie daje upust swemu ego, postara się dowieść, że muzeum bardzo szybko może dołączyć do dobrozmianowej listy, na której są już stadnina, KNF, Teatr Polski i wiele, wiele innych" - podsumowywała sytuację w Muzeum Narodowym redakcja kulturalna tygodnika "Polityka".
3. Wybiórcze traktowanie sztuki
Tzw. "liberalne" media zarzucały prof. Glińskiemu w ostatnich latach, że interweniuje on z pozycji władzy starając się zmieniać repertuar teatrów i operuje "władzą pieniądza", podejmując motywowane ideologicznie decyzje o rozdziale państwowych środków.
Przykład: 20 listopada 2015 r. nowo powołany minister kultury zażądał od wojewody wrocławskiego wstrzymania premiery przedstawienia "Śmierć i dziewczyna”, którego nie widział, ale uznał za "moralnie niedopuszczalne".
Z kolei OKO.press zarzucało wicepremierowi, że w kwietniu 2017 r. interweniował w sprawie obrazoburczego skądinąd spektaklu "Klątwa” w warszawskim Teatrze Powszechnym. - Spektaklu nie widział, ale w specjalnym oświadczeniu wezwał prezydent Warszawy, by interweniowała w reakcji na "performens łączący działania artystyczne ze znieważaniem religii i naruszeniem najwyższych wartości Kościoła katolickiego” - pisał portal.
To samo medium opisało w czerwcu 2017 r. sprawę, gdy Gliński cofnął przyznaną już dotację festiwalowi teatralnemu Malta, bo jednym z kuratorów był chorwacki artysta Oliver Frljić, reżyser "Klątwy".
4. Zaoranie "Dwutygodnika"
W lutym 2017 r. resort kultury rozdzielił dotacje na czasopisma faworyzując tytuły prawicowe i katolickie, cofając dotacje m.in. Krytyce Politycznej, Liberte, żydowskiemu "Midraszowi” czy romskiemu "Dialog Pheniben”.
A niedawno Gliński dokonał kolejnego "blitzkriegu" - jego ministerstwo wstrzymało finansowanie najpopularniejszego i najważniejszego internetowego magazynu o kulturze "Dwutygodnik", który powstał w 2009 r., a jego wydawcą był Narodowy Instytut Audiowizualny. "Przez te lata stał się najpopularniejszym pismem o kulturze. Łatwo dostępny i szeroko czytany – był, ciągle jest, miejscem, gdzie toczą się najważniejsze debaty o kulturze, gdzie można znaleźć nie tylko recenzje najnowszych filmów, spektakli i książek, ale i wiersze, eseje, polemiki. Czytali go studenci i uczniowie, wszyscy, którzy interesowali się kulturą. Mimo to z końcem roku ministerstwo Piotra Glińskiego wycofuje finasowanie" - pisała krytyczka literacka Justyna Sobolewska.
5. Hojne dotacje dla wydawcy
W lipcu br. media - m.in. Polsat News - ujawniły, że instytucje podległe Ministerstwu Kultury i Dziedzictwa Narodowego w 2016 i 2017 roku miały zapłacić ponad 145 tys. zł Fratrii - wydawcy tygodnika "Sieci" - m.in. za wywiad z dyrektorem Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Dowiedzieliśmy się tego dzięki poselskiej interpelacji parlamentarzystki PO Izabeli Leszczyny (po publikacji tego artykułu resort kultury uściślił, że "MKiDN przekazuje dotacje podległym instytucjom, ale o wydatkowaniu otrzymanych funduszy decydują zarządzający danym podmiotem, zgodnie z art. 27 ust. Ustawy z dnia 25 października 1991 r. o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej").
Z odpowiedzi resortu wysłanej posłance (po 4 miesiącach) wynikało, że najdroższym z wydatków była sekcja o odzyskaniu niepodległości przez Polskę w miesięczniku "W Sieci. Historia". Narodowe Centrum Kultury zapłaciło za nią 62,73 tys. zł. Narodowy Instytut Audiowizualny za "redakcję materiałów informacyjnych i zamieszczenie ich w tygodniku "Sieci" zapłacił 30 tys zł. Muzeum II Wojny Światowej zapłaciło natomiast ponad 25 tys. zł za wywiad sponsorowany ze swoim dyrektorem. Publikacja nie była oznaczona jako "materiał sponsorowany'.
- Podobnie jak wszystkie tygodniki i wszystkie media publikujemy materiały promocyjne, wkładki tematyczne, dodatki specjalistyczne (…). Kwota dotyczy dwóch lat i jest zdecydowanie poniżej uśrednionych cenników tego typu akcji. Większość działań prowadzonych przez nas wspólnie z organami administracji publicznej ma charakter misyjny i jest realizowana po kosztach papieru, druku - wyjaśniał wtedy rozmowie z portalem Wirtualne Media publikację tych materiałów Michał Karnowski, członek zarządu Fratrii.
Czy aby na pewno - mimo wszystko - szef resortu, który tak hojnie wspierał tygodnik braci Karnowskich, powinien przez tenże tygodnik być nagradzany tak zaszczytnymi tytułami?
6. Więzienia dla opozycji
W lipcu również - podczas ogólnopolskiego tournee kluczowych polityków PiS przed wyborami samorządowymi - wicepremier w trakcie spotkania z wyborcami w Skarżysku-Kamiennej dał upust swojej politycznej wyobraźni. Z rozbrajającą szczerością stwierdził: "Zapełnienie więzień opozycją, nawet jeśli jest to uzasadnione, to jest bardzo niebezpieczne politycznie. Zrobią z siebie ofiary prześladowań pisowskich".
Dość powiedzieć, że minister kultury przyjechał do Świętokrzyskiego w ramach akcji... „Polska jest jedna".
Jak widać, wicepremier - przy całym szacunku - dał sporo powodów, by podawać w wątpliwość twierdzenia, iż nikt tak jak on nie zasłużył na zaszczytne miano "Człowieka Wolności".