Gilowska: ja chcę sądu, sądu chcę i to jawnego
Najpóźniej w czwartek, piątek, do Sądu Apelacyjnego trafi odwołanie Zyty Gilowskiej od decyzji Sądu Lustracyjnego, który nie wszczął procesu lustracyjnego b. wicepremier - poinformował jej adwokat prof. Piotr Kruszyński.
04.07.2006 | aktual.: 05.07.2006 00:11
Kruszyński podał, że w związku z tym, iż we wtorek w południe Gilowska otrzymała postanowienie sądu lustracyjnego z uzasadnieniem, od jutra biegnie siedmiodniowy termin na wniesienie odwołania od decyzji sądu. Gilowska i jej adwokat wyjaśnili dziennikarzom, że teraz muszą przeredagować treść przygotowanego już wcześniej odwołania.
29 czerwca Sąd Lustracyjny odmówił wszczęcia procesu lustracyjnego Gilowskiej uzasadniając, że nie pełni już ona funkcji publicznej. Gilowska została zdymisjonowana z funkcji wicepremiera i ministra finansów kilka dni wcześniej - w dniu złożenia przez Rzecznika Interesu Publicznego wniosku o jej lustrację.
Była wicepremier powiedziała dziennikarzom, że w doprowadzeniu do końca wszystkich aspektów związanych z jej lustracją jest "zdecydowana za wszelką cenę dojść do prawdy". Moje stanowisko jest jasne od pierwszej chwili tej zdumiewającej sprawy - zapewniła. Podkreśliła, że od momentu, kiedy w czerwcu dowiedziała się, że Rzecznik Interesu Publicznego przygotowuje wniosek o jej lustrację, zdecydowana była "dowiedzieć się kto, dlaczego, w jakim celu i przy pomocy jakich ludzi ubrał ją w całą tę awanturę".
Ja chcę sądu, sądu chcę i to jawnego, przy was - mówiła do dziennikarzy.
Dodała, że jej zdaniem ta sprawa ma dwa aspekty. Pierwszy, to szantaż lustracyjny, który okazał się skuteczny (...), a aspekt drugi, to postępowanie lustracyjne i wniosek rzecznika, który nigdy nie został mi pokazany i który najwyraźniej powinien na wieki wieków spoczywać w zakamarkach tak, żeby nie było wiadomo, kto za tym stoi - powiedziała Gilowska.
Wyjaśniła, że uzasadnienie decyzji sądu było dla niej oburzające, bo z jednej strony sąd wskazuje, że to źle, iż nie uczestniczyła w tym niejawnym posiedzeniu (na którym zdecydowano o nie wszczynaniu procesu lustracyjnego). Z drugiej podaje, że i tak nie miałoby to wpływu na decyzję o odmowie wszczęcia postępowania. Zdaniem sądu rzecznik (RIP) może powiedzieć co mu się podoba, a następnie, gdy taka osoba zostaje wyeliminowana, nie wszczyna postępowania. Ja zrozumiałam z tego uzasadnienia, że sąd praktycznie odcina mi wszystkie merytoryczne przesłanki do odwołania się - mówiła Gilowska.
W państwie prawnym rzeczą zupełnie elementarną jest prawo do informacji i do obrony. Tych dwu praw na razie mi odmówiono - powiedziała.
Kruszyński zapowiedział, że jeśli sąd drugiej instancji nie wyda korzystnej dla Gilowskiej decyzji o prowadzeniu postępowania lustracyjnego, to po kasacji zapowiadanej przez Rzecznika Praw Obywatelskich Janusza Kochanowskiego, wniesie o autolustrację Gilowskiej.
Po decyzji Sądu Lustracyjnego Kochanowski powiedział, że jego zdaniem sprawa Gilowskiej została rozstrzygnięta niewłaściwie. Zapowiedział, że zajmie się tą sprawą, jeżeli zażalenie zapowiadane przez b. wicepremier na decyzję Sądu Lustracyjnego zostanie oddalone.
Profesor poinformował, że reprezentuje byłą wicepremier jedynie w postępowaniu lustracyjnym, a nie w sprawie prokuratorskiej - prowadzonej z jej inicjatywy w sprawie domniemanego szantażu lustracyjnego.
Gilowska powiedziała, że nie przyjęła propozycji premiera, by wrócić do rządu, bo nie chce angażować państwa do osobistej sprawy jednego obywatela. Sądzę, że nie należy angażować organów państwa do sprawy, która z punktu widzenia praw danych obywatelowi w konstytucji, 17 lat po transformacji pozwoli mi wyegzekwować te prawa - powiedziała.
Pytana, czy politycy PiS w ostatnich dniach dobrze się wobec niej zachowywali odparła: Tak, moim zdaniem wszyscy bardzo się starali. To była bardzo zręczna intryga. Początek długiego weekendu, kilka ważnych międzynarodowych spotkań. Ktoś, kto wokół tego się kręcił, miał głowę na karku - powiedziała.
Poinformowała, że dla prokuratury przygotowała listę 20 spraw, które prowadziła w ministerstwie finansów. O niektórych opinia publiczna nawet nie wie, a cały ten rejestr to sprawy budzące bardzo poważne spory, kontrowersje i ryzykowne - powiedziała.
Uniwersytet to miejsce zaufania publicznego. Muszę wyjaśnić tę sprawę, żeby pracować. Jak mam sobie wyobrazić swoje życie? Pójdę na wykład i wstanie jakiś student i powie "pani była agentem, proszę nam tu nic nie mówić?" - pytała.
Uznała, że jej dymisja nie miała wpływu na rynek. Są wysokie notowania złotówki, stan gospodarki jest dobry i nawet wielkie szaleństwa polityczne nie są na krótką metę w stanie zaszkodzić. To bardzo dobrze - powiedziała. Nie znam swojego następcy, nie miałam okazji go poznać, nie będę się na jego temat wypowiadać - dodała pytana co sądzi o nowym ministrze finansów Pawle Wojciechowskim.