Gen. Janusz Bojarski: w Warszawie powinna powstać nowa koncepcja strategiczna NATO
Mocnym punktem szczytu NATO w Warszawie powinna być konieczność stworzenia nowej koncepcji strategicznej Sojuszu. Być może ze względu na różnorodność zagrożeń będą potrzebne dwie odrębne strategie przeciwdziałania nowym wyzwaniom - mówi w rozmowie z "Polską Zbrojną" gen. dyw. Janusz Bojarski, pierwszy Polak, który stanął na czele NATO Defense College, najważniejszej natowskiej uczelni.
Magdalena Kowalska-Sendek i Tadeusz Wróbel, "Polska Zbrojna": Jest Pan pierwszym Polakiem, który stanął na czele najważniejszej natowskiej uczelni. Jaką rolę w sojuszu odgrywa NATO Defense College (NDC)?
- Podstawowym zadaniem Akademii Obrony NATO w Rzymie jest przygotowywanie oficerów, pracowników cywilnej administracji państwowej oraz dyplomatów do pracy w strukturach Sojuszu Północnoatlantyckiego. Niemal wszyscy nasi absolwenci zajmują stanowiska w NATO, Unii Europejskiej lub innych organizacjach międzynarodowych. Są ministrami obrony, szefami sztabów generalnych, doradcami i asystentami dowódców strategicznych, pracują w sztabach międzynarodowych, przygotowują ważne decyzje dotyczące operacji sojuszniczych, zajmują wysokie stanowiska w administracji rządowej i dyplomacji. Jako główny ośrodek akademicki NATO oferujemy edukację na poziomie strategicznym. Prowadzimy studia i badania dotyczące zagadnień związanych z bezpieczeństwem międzynarodowym. Istotną dziedziną jest analiza współczesnych zagrożeń oraz perspektywy transformacji NATO. Utrzymujemy współpracę z podobnymi uczelniami na świecie, wspierając państwa partnerskie. Ostatnio np. rozwijamy program dla Ukrainy - wspieramy ich w reformie szkolnictwa
wojskowego.
Jakie relacje łączą NDC z Kwaterą Główną NATO?
- Szkoła utrzymuje silne więzi z Komitetem Wojskowym NATO, a jego przewodniczący jest moim bezpośrednim przełożonym. Kieruje on także Akademicką Radą Doradczą NDC, która określa kierunki rozwoju uczelni oraz udziela rekomendacji odnośnie do programów edukacyjnych. Do moich obowiązków należy składanie rocznego meldunku z działalności uczelni w czasie posiedzenia Komitetu Wojskowego NATO. Z formalnego punktu widzenia moja praca jako komendanta jest oceniana i podlega akceptacji 28 przedstawicieli wojskowych państw sojuszu w Brukseli. Uczelnia utrzymuje kontakty z Międzynarodowym Sztabem Wojskowym, zwłaszcza w kwestii aktualizacji programów nauczania oraz programów badawczych. Nasi absolwenci wkrótce trafią do pracy w strukturach międzynarodowych, musimy więc oferować im studia o tematyce pokrywającej się z aktualnymi problemami, którymi zajmuje się NATO.
Kto może zostać studentem NDC?
- Organizujemy kursy dla wyższej kadry dowódczej, generałów dwu- i trzygwiazdkowych, ambasadorów z państw NATO oraz państw partnerskich. Uczestnikami naszych zajęć są również parlamentarzyści zasiadający w komisjach obrony. Mamy interesującą ofertę szkoleniową dla wysokich przedstawicieli administracji rządowej i wojska z państw Bliskiego Wschodu.
W jakim systemie kształcą się studenci? Czego uczą się podczas zajęć?
- Organizujemy dwa sześciomiesięczne kursy, tzw. senior course, w ciągu roku. W każdej edycji uczestniczy około 80 osób. Zwracamy uwagę na skład poszczególnych grup, bo muszą się w nich znaleźć przedstawiciele sił zbrojnych poszczególnych krajów, ale również instytucji cywilnych NATO i państw partnerskich. Tworzymy zróżnicowane, również kulturowo, środowisko. Zachęcamy studentów do unikania poprawności politycznej i prezentowania wyłącznie stanowisk zgodnych z oficjalnym stanowiskiem ich państw. Budowanie konsensusu w takich grupach to czasami wielkie wyzwanie, ale to jedyny sposób na naukę tolerancji. Nasi oficerowie, pracując w strukturach NATO, zwłaszcza uczestnicząc w operacjach sojuszniczych, będą bardzo często spotykać się z takimi problemami. Na zakończenie każdego kursu organizujemy ćwiczenia reagowania kryzysowego. Studenci mają możliwość sprawdzić praktycznie, jak funkcjonują procedury reagowania kryzysowego, które obowiązują w NATO oraz innych organizacjach międzynarodowych.
Studia w NDC to nie tylko wykłady...
- Z pewnością największą atrakcją naszego programu akademickiego są podróże studyjne, tzw. field studies. Obejmują one znaczną część naszego programu nauczania. Studenci odwiedzają państwa europejskie, Stany Zjednoczone, ale również inne kraje wybranego regionu świata. W grudniu wybieramy się na Bliski Wschód. Celem tych podróży jest zapoznanie się z polityką obronną i strategią bezpieczeństwa odwiedzanych krajów.
Od sześciu lat Akademia prowadzi także studia dotyczące Bliskiego Wschodu.
- Decyzja o utworzeniu Wydziału Studiów Bliskiego Wschodu w NDC zapadła podczas szczytu NATO w 2008 roku w Bukareszcie. To oferta głównie dla krajów Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. Dziesięciotygodniowy kurs jest prowadzony w języku angielskim, francuskim i arabskim. To kurs unikatowy, pozwalający na spotkania przedstawicieli państw, które czasami mają duże problemy z utrzymaniem dialogu na poziomie politycznym lub normalnych stosunków dyplomatycznych.
Bliski Wschód i Afryka Północna sąsiadują z NATO, a czy u was są studenci z odleglejszych regionów świata?
- Oczywiście, np. z Pakistanu, Japonii, Korei Południowej, Australii, Jordanii. Kontynuujemy współpracę z uczelniami wojskowymi w Chinach. Mamy dużą swobodę w nawiązywaniu kontaktów z przedstawicielami innych państw. Często mówimy, że "nasza uczelnia jest otwartym oknem Sojuszu Północnoatlantyckiego na cały świat". Jest w tym dużo prawdy, jeśli zwrócimy uwagę na to, że dzisiaj w uczelni mamy studentów reprezentujących prawie 50 państw. Jesteśmy prawdopodobnie jedyną uczelnią w państwach NATO, która kształci przedstawicieli tylu różnych kultur.
Absolwentów NDC można już liczyć w tysiącach?
- W przyszłym roku uczelnia będzie obchodziła 65. rocznicę istnienia. To wystarczająco dużo czasu, by z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że przyjęta w NDC formuła kształcenia doskonale się sprawdza. Dotychczas kurs podstawowy ukończyło ponad 7 tys. osób.
W jakim stopniu uczelnia zaangażowała się w przygotowanie szczytu NATO, który odbędzie się w przyszłym roku w Warszawie?
- Akademia Obrony NATO została włączona w cykl przygotowań do szczytu warszawskiego sojuszu. Wiosną zaczęliśmy od zorganizowania konferencji poświęconej problematyce wojny hybrydowej. W spotkaniu wzięło udział ponad 300 przedstawicieli niemal z całego świata. Uczestniczyli w nim eksperci z Ukrainy i Gruzji, Bliskiego Wschodu oraz struktur dowodzenia NATO. Ponadto uczelnia pracuje nad kilkoma projektami dotyczącymi agendy szczytu w Warszawie. Studenci zebrani w dwóch niezależnych od siebie grupach seminaryjnych przygotowują jej własną wersję, niezależną od prac prowadzonych w Komitecie Wojskowym NATO w Brukseli. Tworzą własną koncepcję zagadnień, które powinny się znaleźć w agendzie szczytu. W końcu stycznia zakończymy projekty akademickie dotyczące koncepcji strategicznej NATO. Efekt naszej pracy przedstawimy podczas lutowej konferencji w Brukseli, w którą będzie zaangażowany Komitet Wojskowy NATO.
Co zatem powinno się znaleźć w agendzie szczytu?
- Dużo uwagi w swoich debatach studenci poświęcają kwestiom związanym z artykułem 5 traktatu waszyngtońskiego. Ich zdaniem to właśnie zagadnienia dotyczące obrony kolektywnej powinny zdominować warszawski szczyt NATO. Państwa członkowskie Sojuszu muszą się zastanowić nad rolą i efektywnością obecnej koncepcji strategicznej, zwłaszcza w aspekcie polityki odstraszania. W tworzonej przez nas agendzie szczytu powinna zostać poruszona problematyka nowych zagrożeń, m.in. wojny hybrydowej. Mocnym punktem w dyskusji w Warszawie powinna być także konieczność stworzenia nowej koncepcji strategicznej NATO. Być może ze względu na różnorodność zagrożeń będą potrzebne dwie odrębne strategie przeciwdziałania nowym wyzwaniom Sojuszu.
Można się spodziewać, że państwa członkowskie Sojuszu będą miały w tej kwestii różne opinie...
- Niezależnie od rozbieżności, zgadzamy się z tym, że obecna koncepcja strategiczna powinna być zweryfikowana. W dokumencie mamy zapis, który mówi o małym zagrożeniu wystąpienia konfliktu o charakterze wojskowym. Wydarzenia z ostatnich miesięcy wyraźnie pokazują, że sytuacja znacząco się zmieniła. Sojusz podjął też konkretne działania, by przeciwdziałać militarnej agresji i udowodnił niezwykłą zdolność przystosowania się do nowych zagrożeń.
Łatwo jednak zauważyć, że kraje tworzące NATO inaczej postrzegają zagrożenia. Polacy widzą je przede wszystkim za wschodnią granicą. Dla krajów południowoeuropejskich zagrożenie jest jednak identyfikowane głównie na Bliskim Wschodzie. Czy to może skomplikować stworzenie jednego, wspólnego dla wszystkich, dokumentu?
- Różnorodność postrzegania zagrożeń w Sojuszu jest sprawą naturalną. Dlatego pojawia się pytanie, czy NATO powinno mieć jedną czy dwie strategie działania. Osobne dokumenty dotyczące zagrożeń ze wschodu i z południa. Problemy, o których mówimy, są ważne chociażby ze względu na niebezpieczeństwa płynące z działalności Państwa Islamskiego i trudnej sytuacji na Bliskim Wschodzie. Wypracowanie wspólnego stanowiska i wspólnej strategii nie jest łatwe, jednakże taka sytuacja nie jest czymś zupełnie nowym dla NATO. Wierzę, że 28 państw, niezależnie od różnych interesów narodowych, potrafi stworzyć koncepcję, która byłaby dobra dla wszystkich. Proszę pamiętać, że Sojusz w ostatnim roku udowodnił, że jest gotowy do działania. Mam na myśli budowanie środków bezpieczeństwa poprzez zwiększenie zdolności do prowadzenia szybkich operacji wojskowych - przygotowanie tzw. RAP-u (plan działań na rzecz gotowości - Readiness Action Plan), oraz utworzenie nowych struktur dowodzenia zdolnych do przyjęcia sił wzmocnienia w
państwach Europy Środkowo-Wschodniej, w tym oczywiście w Polsce.
Czy wszystkie zagrożenia można przewidzieć?
- Doświadczenia uczą, że nie. Pewne jest jednak to, że Sojusz zidentyfikował już większość niebezpieczeństw i stara się na nie reagować, chociażby obecnością wojskową. Oznacza to, że zwiększamy zaangażowanie militarne w miejscach, w których to zagrożenie już występuje lub zaraz może się pojawić. Proszę pamiętać, że nie chodzi tu o sytuację, w której pancerna dywizja stanie na granicy jakiegoś państwa. Zagrożenia w dzisiejszych czasach pojawiają się znacznie wcześniej. To jest czasami trudne do zidentyfikowania, zwłaszcza, gdy przyjrzymy się taktyce wojny hybrydowej.
Szczyt NATO to niejedyne wyzwanie dla rzymskiej akademii. Obejmując stanowisko, wymieniał Pan wśród swych celów dążenie do certyfikacji programów nauczania.
- To rzeczywiście duże wyzwanie. W ubiegłym roku Międzynarodowy Sztab Wojskowy NATO przeprowadził kompleksowy przegląd celów NDC i zadań wykonywanych przez uczelnię. Powstał raport wskazujący, gdzie należy dokonać zmian. Państwa członkowskie Sojuszu zdecydowały o zreformowaniu uczelni. Z mojego punktu widzenia najtrudniejsze jest stworzenie naszym studentom możliwości uzyskiwania kredytów akademickich pozwalających na otrzymywanie tytułów magisterskich. Realizacja tego projektu wymaga akredytacji naszych sześciomiesięcznych kursów przygotowujących do pracy w strukturach NATO zgodnie z wymogami "Procesu bolońskiego". Nawiązaliśmy w tej sprawie bliską współpracę z King's College w Londynie oraz z Narodowym Uniwersytetem Obrony w Waszyngtonie. Po konsultacjach, które przeprowadziliśmy w ciągu ostatnich miesięcy, zamierzam przedstawić Komitetowi Wojskowemu NATO dwie opcje rozwiązania tego problemu. Jest to olbrzymie wyzwanie stojące przed całą uczelnią. Chciałbym, aby sprawa ta została załatwiona jeszcze w
czasie mojej kadencji na stanowisku komendanta NDC, dlatego czeka nas bardzo dużo pracy.
Gen. dyw. Janusz Bojarski jest od 25 lipca 2014 roku komendantem NATO Defense College w Rzymie. Wcześniej, od września 2010 roku do maja 2014 roku, był wojskowym przedstawicielem Polski przy NATO i Unii Europejskiej. W czasie długoletniej kariery wojskowej był m.in. szefem WSI, dyrektorem Departamentu Kadr MON oraz attaché obrony i lotniczym przy ambasadzie Polski w Waszyngtonie.