Gdyby tak wybory wyglądały w Polsce, mówilibyśmy o państwie z dykty
Niedziałające maszyny, manipulacje spisami wyborców i wielogodzinne kolejki. Tegoroczne wybory w USA były wyjątkowe przez rekordową liczbę nieprawidłowości. A to tylko część problemów, które podważają wiarę w system wyborczy.
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że czarnoskóra kandydatka Demokratów Stacey Abrams przegrała wyścig o pozycję gubernatora stanu Georgia. Po podliczeniu głosów ze wszystkich lokali, do pokonania rywala Briana Kempa brakowało jej 90 tysięcy głosów. Telewizje ogłosiły Kempa wygranym, on sam już wcześniej zdążył wygłosić zwycięską przemowę. Mimo to, Abrams odmówiła uznania porażki. Ogłosiła, że policzony zostanie każdy głos i zapowiedziała, że wyborcy otrzymają szansę ponownego zagłosowania w drugiej rundzie - mimo że według wyników, jej rywal otrzymał ponad połowę (50,7 proc.) głosów.
Jądro problemów
Postawa Abrams byłaby zaskakująca, gdyby nie okoliczności, w jakich odbyło się głosowanie w Georgii. W stanie tym jak w soczewce skupiły się wszystkie kontrowersje i problemy, które stały się zmorą podważającą zaufanie do amerykańskiego procesu wyborczego. Kontrowersje pojawiły się na długo przed dniem wyborów. Jej źródłem była decyzja władz stanowych, aby wykreślić ponad 300 tysięcy wyborców ze spisu. Decyzja miała związek z nowymi, ostrymi przepisami dotyczącymi spisów wyborczych. Wyborcy zostali zawieszeni, bo ich dane w rejestrze wyborców nie pokrywały się w pełni z danymi z innych rejestrów, np. ubezpieczeń społecznych czy prawa jazdy. W rezultacie, ktoś, kto w aplikacji popełnił błąd, lub zapomniał wpisać drugiego imienia, nie mógł zagłosować we wtorek.
Być może sprawa nie budziłaby takich emocji, gdyby nie fakt, że decyzję podjął sam Kemp, a spośród zawieszonych wyborców prawie 70 procent stanowili wyborcy czarnoskórzy, tradycyjnie głosujący na Demokratów. Według Demokratów, manewr Kempa był ukoronowaniem długiej tradycji używania kruczków prawnych do wykluczania mniejszości. I wszystko wskazuje na to, że sprawa nie zakończy się na wtorkowych wyborach. Już po zakończeniu głosowania grupa obywateli złożyła w sądzie pozew przeciwko Kempowi, kwestionujący jego decyzję.
Ale to tylko jeden z problemów, który trapił wyborców w Georgii. W jednym z okręgów w stolicy stanu Atlancie, wyborcy byli zmuszeni czekać trzy godziny na oddanie głosów z powodu zbyt małej liczby maszyn do głosowania. Wielogodzinne kolejki ustawiały się w całym stanie, a duża wilgoć powietrza i ulewy sprawiały, że maszyny nie były w stanie odczytać papierowych kart. W niektórych miejscach, jak w hrabstwie Gwinnett na przedmieściach Atlanty - okręgu również zdominowanego przez czarnoskórych mieszkańców - na oddanie głosu trzeba było czekać nawet cztery godziny, bo po otwarciu lokalu okazało się, że maszyny w ogóle nie działały. W innych głosowanie się opóźniło, bo do lokali nie doszły kable zasilające maszyny. W najbardziej opóźnionych lokalach, kolejki wyborców jeszcze po 23, dobre kilka godzin po tym, jak zaczęły spływać oficjalne wyniki.
Nowy standard
Podobne przypadki odnotowane były w całym kraju. W 41 stanach głosowanie odbywało się na maszynach pamiętających jeszcze zwycięstwo George'a W. Busha w 2000 roku. Są tak stare, że nie są już produkowane. I jak pokazało wtorkowe głosowanie, często się psują. W Pensylwanii, Teksasie, Illinois i Karolinie Północnej odnotowano przypadki, kiedy maszyny samoczynnie zmieniały oddane głosy.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Problemy były też z papierowymi głosami. W Arlington w Teksasie, frekwencja zaskoczyła organizatorów na tyle, że zabrakło kart do głosowania. Łącznie organizacje zajmujące się monitorowaniem wyborów otrzymały ponad 29 tysięcy zgłoszeń problemów - o wiele więcej, niż w poprzednich wyborach. W niemal każdym z przypadków rezultatem wpadek były wielkie kolejki, które - biorąc pod uwagę fakt, że dzień wyborów nie jest dniem wolnym od pracy - uniemożliwiło udział wszystkich chętnych w wyborach.
Mimo tak dużej liczby kontrowersji i nieprawidłowości, wtorkowe głosowanie było raczej potwierdzeniem niż odstępstwem od normy. Podobne problemy pojawiają się przy każdych wyborach. W 2012 roku na Florydzie kolejki spowodowane usterkami były tak wielkie, że z oddania głosu zrezygnowało około 200 tysięcy wyborców. Mimo to, nie zmieniło to znacząco podejścia władz do wyborów.
"Tegoroczne problemy nie były anomaliami. Prawda jest jeszcze bardziej przygnębiająca: te rodzaje kłopotów stały się nowym standardem" - podsumowała Issie Lapowsky, dziennikarka portalu Wired.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl