Polska"Gdyby sąd pracował szybciej, wyrok byłby inny"

"Gdyby sąd pracował szybciej, wyrok byłby inny"

Gdyby sąd pracował nieco szybciej, przecież proces trwał ponad trzy lata, to ten wyrok usłyszałby też prawdopodobnie Wojciech Jaruzelski - uważa profesor Antoni Dudek, historyk.

Sąd uznał Czesława Kiszczaka za winnego wprowadzenia stanu wojennego, a Stanisława Kanię uniewinnił. Jak pan ocenia ten wyrok?

- On odpowiada mojej intuicji. Odpowiedzialność Stanisława Kani, b. I sekretarza KC PZPR za wprowadzenie stanu wojennego od początku budziła wątpliwości. Nie tylko moje, ale wielu historyków. Wiadomo, że Kania dlatego ustąpił za stanowiska na dwa miesiące przed wprowadzeniem stanu wojennego, bo był mu przeciwny. I choć firmował przygotowania, to samej decyzji nie popierał i się do niej dystansował. Natomiast Czesław Kiszczak był obok Jaruzelskiego osobą numer dwa odpowiedzialną za wprowadzenie i przeprowadzenie stanu wojennego, więc zasługuje na ten wyrok.

Dwa lata w zawieszeniu. To raczej niedużo.

- To wyrok symboliczny. Co więcej spodziewam się, że generał Kiszczak nie zgodzi się z nim i będzie apelował, jak to mu się już w przeszłości zdarzało, np. w przypadku procesu o zbrodnie w kopalni „Wujek”. Lepiej byłoby dla wymiaru sprawiedliwości gdyby się pogodził z tym wyrokiem, ale nie sądzę, by tak się stało.

Ma pan poczucie, że jednak sprawiedliwości stało się zadość? W końcu usłyszeliśmy: winny!

- Tak, można tak powiedzieć. Szkoda tylko, że nie dotyczy to głównego decydenta czyli generała Jaruzelskiego. Gdyby sąd pracował nieco szybciej, przecież proces trwał ponad trzy lata, to ten wyrok usłyszałby też prawdopodobnie Wojciech Jaruzelski. Wyrok i tak będzie dla wielu osób niesatysfakcjonujący i potwornie spóźniony. Powinien zapaść 20 lat temu.

Generał Kiszczak i Wojciech Jaruzelski do dziś utrzymują, że mieli rację i walczą o swoje miejsce w historii. Spodziewa się pan, że ta jednoznacznie kiedyś oceni te wydarzenia.

- Nie sądzę. Spory będą może mniej emocjonalne. Jednak stan wojenny należy do tej kategorii wydarzeń historycznych, które nigdy nie będą jednoznacznie oceniane. Zawsze będą obrońcy i krytycy. Tylko, że podobnie jak polityka Bolesława Śmiałego i jego konflikt z biskupem Szczepanowskim dziś budzą już tylko emocje mediewistów, tak stan wojenny za kilkadziesiąt lat nie będzie budził już emocji żyjących.

Nie wierzy pan w wypracowanie społecznego konsensu w tej sprawie?

- Nie bardzo. Mam nadzieję, że w miarę upływu czasu i rozwoju polskiej demokracji coraz więcej ludzi będzie rozumiało, że nie tędy droga do rozwiązywania konfliktów społecznych. Nie może ona prowadzić przez masowe używanie przemocy w imię stanu wyższej konieczności. To nie może być aprobowane. Zresztą z badań wśród młodych Polaków wynika, że akceptacja dla takiego rozwiązania jak stan wojenny jest mniejsza.

Historycy ciągle nie mają dostępu do wszystkich dokumentów na temat stanu wojennego. Myśli pan, że to się kiedyś zmieni?

- Znamy tylko część materiałów sowieckich i dobrze byłoby gdybyśmy znali je wszystkie i myślę, że stopniowo będziemy je poznawali. Warto podkreślić, że te dokumenty, które dzisiaj już znamy jasno pokazują, że to o co toczy się największy spór, czyli czy Polska była zagrożona interwencją sowiecką w drugiej połowie 1981 roku nie wygląda dla generałów Kiszczaka i Jaruzelskiego korzystnie. Z dokumentów wynika, że nie była. Dla mnie największa wartość jaka wynika z tego procesu polega na wystąpieniu Stanisława Kani podczas jego mowy końcowej, który jasno powiedział, że w drugiej połowie 81 roku zagrożenia sowiecką interwencją wojskową nie było. Ja i wielu innych historyków, głosimy tę tezę od dłuższego czasu. To wynika z analiz historycznych.

Mimo to, Stanisław Kania przed ogłoszeniem wyroku powiedział, że jest dumny z tamtej decyzji, a protestujących nazwał durniami.

- Ciężko komentować emocje. Te słowa nie powinny paść, ale nie powinno też dojść do takich zachowań, jak to Adama Słomki, zbankrutowanego polityka, który próbuje przy okazji tego procesu zaistnieć w mediach. Jednak rozumiem emocje, co nie znaczy, że je akceptuję. Powiedzmy sobie jasno: nigdy po II wojnie światowej nie doszło do użycia przemocy na taką skalę jak przy okazji stanu wojennego. I tu nie chodzi tylko o osoby zabite, ale też o ludzkie życiorysy, które przez stan wojenny zostały zmienione.

Generała Kiszczaka nie było na sali podczas odczytania wyroku. Prowadzi grę z wymiarem sprawiedliwości?

- Grę prowadził przez cały czas. Przewlekał sprawy, żonglował zwolnieniami lekarskimi. Już w latach 90., ze względu na stan zdrowia, Kiszczak nie mógł jeździć na procesy do Katowic. Znamy historię jak przed sądem generał przedstawił zwolnienie lekarskie, a dziennikarze ustalili, że jest w Egipcie, etc. Ta strategia mu się udała. Podejrzewam, że wczoraj po prostu spodziewał się wyroku skazującego i chciał uniknąć dziennikarzy, którzy będą prosili o komentarz. Możliwe też, że stan zdrowia nie pozwolił mu przyjść na rozprawę. Nie podzielam poglądu, że policja powinna go doprowadzić, żeby usłyszał wyrok. Myślę, że i tak ma poczucie porażki.

Polecamy wydanie internetowe Fakt.pl:
Firmy lekowe płacą za wycieczki lekarzy!

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (89)