Świat"Gdy nastolatka zajdzie w ciążę, zmusimy ją do aborcji"

"Gdy nastolatka zajdzie w ciążę, zmusimy ją do aborcji"

FARC to najsłynniejsza i najstarsza z marksistowskich latynoskich bojówek. Być może nawet 40% członków tej organizacji to kobiety. I chociaż w rękach dzierżą karabiny, to same są często ofiarami i niewolnicami tego, co współtworzą.

"Gdy nastolatka zajdzie w ciążę, zmusimy ją do aborcji"
Źródło zdjęć: © AFP | Luis Acosta

FARC, czyli Fuerzas Armadas Revolucionarias de Colombia (hiszp. Rewolucyjne Siły Zbrojne Kolumbii) to w Ameryce Łacińskiej już legenda. Żadna inna bojówka nie była w stanie przez tyle lat nieprzerwanie walczyć z kolejnymi rządami. Niestety, każdy rok konfliktu przynosi kolejne tysiące ofiar.

Organizacja założona została w 1964 roku na terenach wiejskich z ramienia Kolumbijskiej Partii Komunistycznej. Jej liderzy za cel obrali sobie walkę przeciwko kapitalizmowi i stworzenie państwa, w którym wszyscy byliby równi.

Guerrilleros (hiszp. partyzanci) szybko zdobywali popularność, gdyż biedne, w znacznej część wiejskie społeczeństwo Kolumbii było zmęczone ponoszeniem ofiar w ciągłych konfliktach, które od lat rozpętywali liberałowie i konserwatyści i uwierzyło, że lewicowi wojownicy przyniosą zmiany. Marksistowsko-leninowskie teorie walki klas, równości społecznej i wolności trafiły więc w Kolumbii na podatny grunt.

Rok 1964 uznaje się za początek kolejnej wojny domowej w Kolumbii, tym razem między komunistami a pogodzonymi już konserwatystami i liberałami, którzy połączyli siły w walce z "czerwonymi”. Konflikt trwa nieprzerwanie do dzisiaj, kosztował życie, w zależności od statystyk, kilkudziesięciu do ponad dwóch setek tysięcy ludzi. W wyniku represji dokonywanych przez wszystkie strony ponad cztery miliony ludzi musiało opuścić swoje domy.

W ciągu tych 45 walk były momenty, gdy FARC kontrolował znaczną część Kolumbii. Siła bojówki jednak systematycznie maleje od 2002 roku, gdy wspierany przez USA prezydent Alvaro Uribe rozpoczął kampanię przeciwko organizacji. Siły Rewolucyjne od wielu lat finansują swą działalność poprzez handel narkotykami i porwania dla okupu, a podczas ich ataków ginie wielu cywili. FARC się zatem bardzo dużym problemem dla państwa.

Od rozpoczęcia ofensywy kolumbijskiego rządu szeregi FARC zostały znacznie przerzedzone. Wielu bojowników zginęło podczas walk, a dziesiątki tysięcy zostało pojmanych. Dzisiaj liczbę partyzantów ocenia się na od kilku do kilkunastu tysięcy osób rozlokowanych na rozmaitych frontach. Być może aż 40% bojowników stanowią kobiety, a proporcja ta ciągle rośnie z związku z malejącą liczbą mężczyzn w oddziałach FARC. Większość bojowniczek ma mniej niż 25 lat.

Wiele z nich, po kilku latach służby, próbuje opuścić szeregi bojówki. Zazwyczaj bezskutecznie.

Bo cóż innego robić?

Najpierw zastanówmy się jednak, dlaczego tak duża liczba kobiet zasila szeregi brutalnej partyzantki ukrywającej się w amazońskiej dżungli?

Jednym z głównych czynników jest fatalna sytuacja gospodarcza kraju. Kolumbia to jedno z najbiedniejszych państw Ameryki Łacińskiej, 35% ludzi żyje tam w biedzie, blisko 10 milionów nie ma dachu nad głową. Różnice dochodów między najbogatszymi a najuboższymi są ogromne. A pamiętajmy, że to, co w europejskich warunkach nazywane jest nędzą, w Ameryce Łacińskiej wielu przyjęłoby z radością.

W takim państwie młodzi ludzie nie mają wielu perspektyw. Edukacja dostępna jest tylko dla garstki lepiej sytuowanych. Rozrywki i pracy, zwłaszcza na wsi, praktycznie nie ma. Sytuacja kobiet jest szczególnie zła. W tej część Ameryki Łacińskiej panuje mit machismo (od hiszp. macho – samiec), według którego mężczyźni mają przewagę nad kobietami, których miejsce jest w domu. Nawet jeśli uboga rodzina uzbiera pieniądze na edukację dziecka, najpierw do szkoły pośle syna. Córce pozostaje czekać.

I czeka, zazwyczaj na mężczyznę, który weźmie ją za żonę w wieku jeszcze nastoletnim. I wtedy życie zamieni się w ciąg sekwencyjnie powtarzanych scen: sprzątanie, dzieci i okazyjne lanie od męża, który jako „prawdziwy macho” ma przecież prawo czasami się wściec. Poziom przemocy domowej i seksualnego wykorzystywania kobiet w tym kraju "samców” należy do najwyższych na świecie.

Podobnie jak i liczba prostytutek. Dla wielu dziewczyn sprzedaż swojego ciała jest jedynym sposobem na utrzymanie. UNICEF alarmuje, że w Kolumbii ponad 35 tysięcy nieletnich trudni się prostytucją.

I tak będą mijać lata.

Młode Kolumbijki, szczególnie te z prowincji, mają świadomość, że taka przyszłość czeka większość z nich.

I wtedy oto pojawiają się odziani w kamuflujące mundury bojownicy FARC. Opowiadają o walce o równość, o prawa kobiet, o wolność i lepszy świat. O zabieraniu pieniędzy bogatym i rozdawaniu biednym. Mówią o przedzieraniu się przez dżunglę, budowaniu obozów. Również o tym, że w dżungli każdy, kobieta czy mężczyzna, ma takie same obowiązki – od prania bielizny poprzez budowanie latryn do strzelania z M16 lub AK-47. Obiecują, że nauczą każdą kobietę się obronić, że dadzą jej możliwość kształcenia się, zapewnią towarzystwo i wyżywienie. I że jeśli ktoś tylko spróbuje je molestować lub zgwałcić, spotka go surowa kara.

Jedyne czego oczekują w zamian, to oddanie sprawie.

Chociaż oficjalnie do partyzantki można wstąpić dopiero po 15. roku życia, przyłączają się do nich, według Human Rights Watch w 90% przypadków na ochotnika, również dziewczynki nie mające nawet 10 lat. Rodzice mają świadomość, że nie są w stanie zapewnić dzieciom przyszłości, więc godzą się z rozstaniem. Młode kobiety liczą na przygodę i poprawę losu, więc zaciągają się do szeregów FARC. Niektóre zakochują się w twardych guerrilleros i, mimo że niechętne zabijaniu, podążają za nimi w głąb dżungli, by razem walczyć z wrogami rewolucji. Jednak Siły Rewolucyjne werbują nie tylko niewidzące przyszłości nastolatki. Dołączają do nich także romantyczki z dyplomami, które uwiedzione marksistowską ideologią, pragną budować "nowy, lepszy świat”.

Inne FARCetki to sieroty lub uciekinierki z domów, znalezione i przygarnięte przez partyzantów.

"Nauczysz się nie płakać”

Co dzieje się po zwerbowaniu? Kobiety, podobnie jak mężczyźni, od pierwszych dni nauczane są sztuki walki partyzanckiej – obsługi różnych rodzajów broni, walki wręcz, tworzenia zasadzek, zdobywania sympatii cywilów. Treningi są trudne, nikt nie dostaje taryfy ulgowej – ani rosły trzydziestolatek, ani drobna trzynastolatka.

Kierownictwo FARC stara utrzymać się jak najwyższą dyscyplinę. Pobudka o świcie, częste musztry i wspólne ćwiczenia to codzienność dla partyzantów. Bardzo ważnym elementem są codzienne wykłady o ideologii marksistowsko-leninowskiej, dyskusje polityczne i kursy specjalistyczne, na przykład z pielęgniarstwa lub pirotechniki.

Kontakty z rodzinami lub przyjaciółmi spoza organizacji ograniczone są do minimum. Każdy spotkanie z bliskimi musi być dokładnie uzgodnione z przełożonym. Pozwolenia wydawane są czasami tylko raz na kilka lat. Nawet za telefoniczne skontaktowanie się ze światem zewnętrznym bez uprzedniego zezwolenia można otrzymać surową karę dyscyplinarną. Lub zostać skarżonym o zdradę, co oznacza wyrok śmierci.

Strukturalnie FARC podzielony jest na wiele mały oddziałów, które stale przemieszczają się między obozowiskami, aby uniknąć wykrycia przez służby rządowe lub prawicowe grupy paramilitarne. W trakcie tych wędrówek kobiety wykonują taką samą pracę jak mężczyźni – noszą podobne ilości ekwipunku i karczują amazońską dżunglę przy pomocy maczet.

Również podczas operacji wojskowych nikt bojowniczek nie oszczędza. U boku mężczyzn guerrilleras z bronią w rękach biorą udział w walkach i giną od takich samych kul jak ich brodaci compańeros. Dowództwo FARC ceni kobiety jako bardzo dobrych szpiegów, którym dużo łatwiej zdobywać niezbędne informację, na przykład udając pokojówki lub uwodząc urzędników. Wyróżniają się także podczas urządzania zasadzek. No i dużo lepiej gotują.

Chociaż w siedmioosobowym głównym zarządzie Rewolucyjnych Sił wszyscy są mężczyznami, partyzantki również mogą obejmować wysokie stanowiska w organizacji. Wyróżniające się bojowniczki otrzymują tytuł comandante i mogą objąć dowodzenie nad całymi oddziałami lub zajmować się organizacją całych frontów.

Guerrilleras nie muszą jednak całkowicie rezygnować ze swojej kobiecości. Phil Rees z BBC, który kręcił cykl reportaży o rebeliantach z takim samym zdziwieniem patrzył na drobne dłonie FARCetek pewnie trzymających kałasznikowy, jak i staranie pomalowane paznokcie te dłonie ozdabiające. Jak długo jak partyzantka jest w stanie być pełnowartościowym żołnierzem, tak długo może dbać również o swoją urodę.

Miłość reglamentowana

Członkom FARC wolno dobierać się w pary. Nie stworzą jednak typowej rodziny z przytulnym domkiem i gromadką dzieci.

Kwestia relacji damsko-męskich jest w Siłach Rewolucyjnych regulowana przez złożony zbiór zasad. Jeśli między partyzantami pojawi się uczucie i zechcą oni stworzyć związek, muszą zapytać o zgodę komendanta. Jeśli ten się zgodzi, cały oddział zostaje powiadomiony, że o tym, że postała nowa para. Jeśli chcą spędzić ze sobą tylko jedną noc, również muszą zapytać o pozwolenie.

Kobiety partnerów mogą mieć tylko wśród innych partyzantów, mężczyźni mogą angażować się w romanse poza organizacją. Jeśli uczucie wygaśnie i dwójka zechce się rozstać, również muszą zgłosić to do dowódcy, a ten ogłosi przed wszystkimi towarzyszami broni.

Jak pisali o tym sami przedstawiciele FARC na swoje oficjalnej, nieistniejącej już stronie internetowej "osoby będące z związku mogą spać w jednym namiocie na tym samym łóżku. (…) Muszą przyzwyczaić się do braku intymności, gdy drugi namiot jest tuż obok i kontrolowania swojego uniesienia podczas orgazmów.(…) Jeśli śpią w pomieszczeniu grupowym, na przykład kwaterach głównych,(…)jedyną intymność zapewnia siatka-moskitiera”.

Parom nie wolno mieć jednak dzieci ani wiązać się na całe życie. Kochankowie muszą być gotowi na to, że jeśli komendant każe im się rozstać, będą musieli to zrobić. "Jesteśmy zawodowymi rewolucjonistami”, to slogan często powtarzany przez propagandzistów Rewolucyjnych Sił.

FARCetki zaczynają mówić

FARC, podobnie jak i inne organizacje tego typu, starannie ogranicza dostęp do informacji o tym, co naprawdę dzieje się w ich szeregach. Szczególnie jeśli dzieje się źle. Przez wiele lat wydawało się, że sytuacja kobiet w Rewolucyjnych Siłach jest relatywnie dobra w porównaniu z innymi partyzantkami w Ameryce Łacińskiej, w których żeńska część często służyła jedynie do świadczenia usług seksualnych mężczyznom.

Po rozpoczęciu ofensywy prezydenta Uribe pogląd ten zaczął podglądać weryfikacji. FARC tracił coraz większą liczbę członków, ginęli również ważniejsi dowódcy, których często zastępowali młodsi, bardziej radykalni marksiści. Chociaż mniej liczebni, partyzanci starali się utrzymać swoje wpływy. Aby to zrobić, zaczęli stawiać swoim wojownikom jeszcze wyższe wymagania i surowiej karać każde, nawet drobne przewinienie. Bycie rebeliantem stało się znacznie bardziej niebezpieczne, gdyż siły państwowe również nie bawiły się humanitaryzm. Tysiące partyzantów zostało pojmanych. Wielu innych, skuszonych oferowaną przez rząd amnestią i pomocą w powrocie do normalnego życia, zdezerterowało.

Przyciągnęło to uwagę światowych mediów i organizacji humanitarnych. Reporterzy oraz badacze wiele czasu poświęcili rozmowom z byłymi FARCetkami. Ujawnione przez nie informacje zmieniły postrzeganie losu kobiet w Rewolucyjnych Siłach. Szczególnie raport organizacji Human Rights Watch zatytułowany "We’ll learn you not to cry” z 2002 ujawnił wiele wstrząsających informacji.

W partyzantce faktycznie surowo przestrzegany był zakaz molestowania i gwałcenia kobiet. Ci, którym udowodniono taką zbrodnię stawali przed sądem polowym i zazwyczaj otrzymywali wyrok śmierci. Powszechną za to była inna praktyka – wyżsi stopniem guerrilleros często uwodzili bardzo młode dziewczyny drobnymi prezentami i obietnicami protekcji. Kombatantki przepytywane przez HRW wspominały, że związki kilkunastoletnich, ładnych bojowniczek ze starzejącymi się dowódcami były na porządku dziennym.

Serce matki

FARC od swoich członków wymaga całkowitego oddania. W zamian miał oferować przede wszystkim równość między kobietami a mężczyznami. Jest jednak między nimi różnica, której marksistowscy zapaleńcy nigdy nie zniwelują.

Kobiety rodzą dzieci. Zostają matkami. A to sprawia, że zapominają o walce klas, budowaniu nowego świata i wszystkim tym, czego uczono ich przez wiele lat indoktrynacji.

Płodność swoich bojowniczek dowództwo FARC próbuje zwalczać w rozmaity sposób. Jedną z głównych metod, jak twierdzi HRW, jest aplikowanie kobietom spirali antykoncepcyjnych. – Obozowa pielęgniarka umieściła we mnie spiralę osiem dni po tym jak przybyłam. To jest bolesne. Później sprawdzała ją co osiem dni – mówiła pracownikom HRW czternastoletnia Marta (w FARC używa się tylko fikcyjnych imion).

Każda dziewczyna, która ukończyła 12. rok życia ma obowiązek stosować antykoncepcję, nawet jeśli nie ma partnera. Oprócz wkładek domacicznych, niektóre kobiety dostają zastrzyki z hormonami, inne połykają tabletki. Używa się także tradycyjnych prezerwatyw.

Podczas autopsji dokonanej po Operacji Berlin w grudniu 2000 roku okazało się, że dziewięć z jedenastu zabitych wtedy dziewczynek-rebeliantek miało zaaplikowane spirale domaciczne.

Żadna metoda antykoncepcji, szczególnie stosowana w środku dżungli w partyzanckim obozie, nie zapewni całkowitej ochrony przed niechcianą ciążą. Podobnie jak przed AIDS, które staje się coraz powszechniejsze między bojownikami.

Gdy któraś z guerrillaras zostaje zapłodniona, dowództwo FARC zmusi ją do aborcji, która wykonana zostanie przez obozowe pielęgniarki przy pomocy dostępnych narzędzi. Jeśli którejś kobiecie uda się donosić ciążę, będzie musiała oddać dziecko rodzinie i zrezygnować z prawa do opieki. Niektóre dzieci są po prostu porzucane w przypadkowym częściach miast.

Compańera w przypadku zajścia w ciążę nie może po prostu zrezygnować ze służby. Z FARC w ogóle nie można odejść – wstępujący w szeregi organizacji wiąże się z nią do końca życia. A jeśli wyrazi chęć opuszczenia Rewolucyjnych Sił, ów koniec nadejść może znacznie szybciej – zaraz po oskarżeniu o zdradę. Za tymi, którym uda się wydostać z obozu rusza pościg. Nawet gdy dezerter wróci do normalnego życia, musi uważać, gdyż partyzanci mogą mścić się na bliskich "kolaboranta”.

Alice O’Keeffe z brytyjskiego "The Observer” w reportażu "Jungle fever” opisuje historię Liny, która po siedmiu latach służby uciekła z organizacji. W odpowiedzi, bojownicy torturowali, a potem zastrzelili jej brata, który nie należał do ruchu.

Powrót do życia

Według danych rządu kolumbijskiego, w 2008 roku ponad 1500 osób zdezerterowało z FARC. Od 2002 roku liczba przekroczyła już 10 tysięcy. Znacznie część uciekinierów to kobiety. Wycofują się, bo nie znalazły w Rewolucyjnych Siłach sprawiedliwości, której szukały. Bo nie zgadzały się na coraz brutalniejsze podejście do ludności cywilnej. Wiele uciekło przede wszystkim dlatego, że nie chciały poddać się wymuszonej aborcji i marzyły o założeniu rodziny.

W powrocie do normalnego życia pomaga kombatantkom wiele organizacji, chociażby Esmeralda Peace Home. Menadżer grupy, Cesar Avila Romeo, tak opisuje wyzwania: "Próbujemy jednoczyć rodziny. Wiele kobiet, które do nas docierają, jest przekonanych, że wszyscy dookoła są wrogami – naszą rolą jest pokazać, że społeczeństwo ma jednak coś do zaoferowania”.

EPH stara się pomóc kombatantkom w założeniu rodziny, co znacznie ułatwia proces powrotu do normalnej egzystencji.

Carolina Escobar Neira z rządowej Rady na Rzecz Reintegracji ubolewa, że kobietom jest trudniej wrócić do życia cywilnego. – Wiele kobiet czuje odtrącenie, gdyż złamały nie tylko zasady społeczne, ale i "zasady płci” – mówi – ale jednocześnie kombatantki lepiej wykorzystują oferowaną pomoc. To one zazwyczaj pojawiają się na spotkaniach i warsztatach i kontynuują edukację.

Czar pryska

FARC po 45 latach walki wydaje się być swoją własną karykaturą. Próbując zrealizować idealistyczne marzenia o lepszym świecie, organizacja nie cofa się już przed niczym – od indoktrynacji dzieci po handel narkotykami i porwania dla okupu, na atakach terrorystycznych w miastach i represjach na ludności wiejskiej kończąc. Jej dowództwo stało się skorumpowane, a deklarowane ideały stały się zasłoną dla często po prostu przestępczej działalności.

Utopijna FARClandia nie będzie miejscem wartym ofiar, które od 45 ponosi w jej imię Kolumbia.

Mówi się, że kres Rewolucyjnych Sił Zbrojnych Kolumbii zbliża się nieuchronnie. Kobiety służące w ich szeregach przekonują się, często boleśnie, że organizacja ta już od dawna nie jest tym, czym kiedyś, być może, była.

I najbardziej chyba żal tych wszystkich młodych dziewczyn, dla których jedyną alternatywą dla życia w nędzy i cieniu mężczyzn jest chwycenie za karabin…

Michał Staniul, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
partyzantkakobietafarc
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)